Przebiegła Barkley Marathons. Jasmin Paris: musisz włożyć w to całe serce i całą duszę

2024-04-03, 17:30

Przebiegła Barkley Marathons. Jasmin Paris: musisz włożyć w to całe serce i całą duszę
Jasmin Paris na mecie Barkley Marathons. Foto: Instagram/David Miller

Jasmin Paris jako pierwsza kobieta w historii ukończyła legendarny Barkley Marathons. Ultramaraton, który przez wielu określany jest jako najtrudniejszy na świecie, przez  ponad trzy dekady pokonała zaledwie garstka ludzi. 

Dolar i sześćdziesiąt centów, do tego tablica rejestracyjna z miejsca, z którego pochodzisz i jakaś część garderoby. Jeśli chodzi o rzeczy materialne, właśnie tyle musisz dać, by przebiec Barkleys Marathon. Albo przynajmniej spróbować, ponieważ szanse na ukończenie tego biegu są minimalne nawet dla tych, którzy są weteranami biegów terenowych i długodystansowych. Na co się piszą? Na wyzwanie, które przez blisko 40 lat ukończyła tylko garstka ludzi.

99 sekund

- Tutaj jesteś zupełnie sama. Większość biegów ma punkty kontrolne, na których są wolontariusze, którzy mogą dać ci coś do jedzenia albo jakoś wesprzeć. Ale to jest coś zupełnie innego. Dla większości startujących najtrudniejsza jest czwarta pętla. Kumuluje się zmęczenie i jednocześnie jest świadomość, że musisz kolejny raz przebiec wszystko od nowa. Przy piątej pętli było mi łatwiej, wjechała adrenalina i wiedziałam, że koniec jest już niedaleko. Tak naprawdę chyba w ogóle nie spałam, tu nie ma czasu na sen. Między czwartą a piątą pętlą miałam drzemkę. Albo po prostu usiadłam na krześle z zamkniętymi oczami - mówiła Jasmin Paris, czterdziestolatka, lekarka weterynarii, matka dwójki dzieci. Pierwsza kobieta w historii, która ukończyła Barkley Marathons. Na metę dobiegła 99 sekund przed końcem czasu, po dokładnie 59 godzinach, 58 minutach i 21 sekundach na trasie. 

Doświadczona biegaczka, która mogła pochwalić się sukcesami na dłuższych dystansach, zmierzyła się z tym ultramaratonem po raz trzeci. 

- Ostatnie etapy były niesamowicie intensywne, musiałam starać się jeszcze mocniej niż kiedykolwiek. Mocniej niż sądziłam, że to w ogóle możliwe. Byłam zdesperowana, by nie robić tego ponownie, ta myśl cały czas była w mojej głowie. Wiedziałam, że jeśli mi się nie uda, nie będę mogła odpuścić. Musiałam włożyć w to wszystko, nawet jeśli miałabym zemdleć przed metą, co zresztą było blisko. Kiedy dotykałam końcowej bramki, czułam tylko wszechogarniającą ulgę - przyznała.

Bardzo możliwe, że Barkley Marathons to najbardziej szalony bieg na świecie, przynajmniej jeśli chodzi o ultramaratony - a może nie tylko, bo stężenie absurdu wszystkich wypadkowych jest naprawdę ogromne. Ale jeśli coś ma sprawdzać granice wytrzymałości człowieka, poddawać go próbie, która z samego założenia ma być bliska niemożliwemu, to odrobina niecodziennych pomysłów nikomu tu nie zaszkodzi.

Barkley Marathons - bieg dla szaleńców?

Już sama historia powstania tego biegu wiele o nim mówi - James Earl Ray, zabójca Martina Luthera Kinga, został osadzony w więzieniu niedaleko trasy biegu, w górach Frozen Head w Tennessee. Próba ucieczki udała się połowicznie - więzień zdołał wydostać się z zakładu, jednak przez ponad 50 godzin zdołał oddalić się o 19 kilometrów.

Kiedy Gary Cantrell, organizator organizator biegu, dowiedział się o tym fakcie, stwierdzili, że na pewno da się w tym czasie więcej. Na przykład (prawie) dziesięć razy więcej. 160 kilometrów, które uczestnik musi pokonać w 60 godzin, przy koszmarnych podbiegach, zmiennej pogodzie, bez wykorzystania technologii do nawigacji - tak mniej więcej wygląda ten bieg jeśli chodzi o stronę techniczną. Do tego trzeba też zbierać strony z ukrytych na trasie (zaznaczmy - nieoznakowanej) książek. Zgubienie choćby jednej z nich oznacza dyskwalifikację. Podobnie jak choćby śmiecenie, o czym przekonało się kilku uczestników.

Są biegi dłuższe, w trudniejszych warunkach, wymagające większej szybkości. To jednak Barkley Marathons cieszy się sławą najtrudniejszego na świecie.

- Halucynacje nie są czymś niecodziennym dla biegaczy długodystansowych, tych, którzy biorą udział w kilkudniowych biegach. Dużo ludzi widzi zwierzęta, też je widziałam. Kiedy widzisz je po raz pierwszy, wydaje ci się, że są prawdziwe. Widziałam też sylwetki ludzi. Nie mogłam zrozumieć, co tam robią, ale całkowicie wierzyłam, że są prawdziwe, w końcu te obrazki podsuwał mi mój mózg. Kiedy się zbliżałam, nie wyglądały już ani trochę jak ludzie. Kiedy zdarzy ci się to kilka razy, wiesz, że to coś nieprawdziwego. Później przyzwyczaiłam się do tego, że to tylko halucynacje - mówiła Paris.

"Musisz włożyć w to całe serce i całą duszę"

Dekadę zajęło znalezienie człowieka, który poradził sobie z tym wyzwaniem. Przez pierwsze 30 lat szczęśliwych śmiałków uzbierało się aż 15. Obecnie liczba wynosi 20 osób. I jest wśród nich tylko jedna kobieta - to właśnie Jasmin Paris, która w ostatnich latach była najbliżej tego, by wreszcie osiągnąć sukces. W 2024 roku udało jej się napisać historię.

Jaka jest nagroda? Do Gary'ego Cantrella i Karla Henna, obecnie głównych postaci biegu, pewnie pasowałoby stwierdzenie, że jest nią możliwość zatrzymania się. Nie dostajesz góry pieniędzy, nie cieszysz się międzynarodową sławą, nie nawiązują dochodowych współprac. Dlaczego więc to robią? Mechanizm jest ten sam, co w przypadku wszystkich sportowców ekstremalnych - żeby zobaczyć, czy dadzą radę.

Jak dostać się na ten bieg? Do wymienionych wyżej rzeczy dorzućmy jeszcze napisanie tekstu, dlaczego jest się właściwym człowiekiem do tego, by stanąć przed szansą na ukończenie biegu. Co Jasmin Paris może poradzić tym, którzy chcieliby się w nim sprawdzić?

- W Barkley chodzi o to, by naprawdę chcieć to zrobić. Nie wystarczy, żeby być sprawnym czy przygotowanym. Musisz wiedzieć, że będziesz cierpiał i dlatego musisz włożyć w to całe serce i całą duszę. Zrobiłam właśnie to, w pełni poświęciłam się temu biegowi - powiedziała.

Czytaj także:

ps, PolskieRadio24.pl, glasgowtimes.co.uk

Polecane

Wróć do strony głównej