Premier League. Liverpool, Arsenal czy Manchester City - kto ma największe szanse na tytuł?

Paweł Słójkowski

Paweł Słójkowski

2024-04-06, 09:00

Premier League. Liverpool, Arsenal czy Manchester City - kto ma największe szanse na tytuł?
Piłkarze Manchesteru City zdołają obronić tytuł? Arsenal i Liverpool postawiły poprzeczkę bardzo wysoko. Foto: PAP/EPA/ADAM VAUGHAN

Liverpool, Arsenal i Manchester City - te trzy drużyny sprawiły, że kibice Premier League oglądają pasjonującą walkę o mistrzostwo Anglii, która właśnie weszła w decydującą fazę. Kto ma największe szanse na tytuł? O wszystkim zadecyduje ostatnich osiem meczów sezonu i... Tottenham.

Premier League. Wyścig o mistrzostwo w tempie, którego nie było

Czy to najlepszy sezon w angielskiej piłce od lat? Są za tą tezą mocne argumenty - w walce o tytuł mamy trzy szalenie mocne ekipy i za każdą z nich przemawia coś innego, każda imponuje swoją postawą i ma pomysł na siebie. Za plecami Liverpoolu, Arsenalu i Manchesteru City toczy się walka o czwarte miejsce, w której udział biorą zaskakująca Aston Villa i Tottenham. Oczekiwań nie uniosły Manchester United i Chelsea, problemy kadrowe związane z kontuzjami podcięły skrzydła Newcastle i zahamowały rozwój tego projektu, ale każda z tych ekip potrafiła w tym sezonie zaskakiwać mocniejszych na papierze rywali i dawać spektakularne widowiska.

To tez wątpienia sezon dramatycznych rozstrzygnięć i walki do końca - już na początku marca został pobity rekord goli strzelanych w doliczonym czasie gry w całych rozgrywkach, a do końca jeszcze daleko. Po 28 kolejkach było wiadomo, że tak zaciekłej walki nie było nigdy - w historii Premier League nie zdarzyło się, by po tylu rozegranych meczach pierwszą i trzecią drużynę dzielił zaledwie punkt.

I bardzo dobrze, bo ogląda się to naprawdę wybornie. Minusy sezonu 2023/24? Jedynym wydaje się tylko koszmarna postawa beniaminków - Luton, Burnley i Sheffield zdecydowanie odstają od reszty stawki i pozostanie w lidze którejkolwiek z tych drużyny mogłoby być rozpatrywane w kategoriach cudu. Walki na noże w dolnej części tabeli nie będzie i prawdopodobnie na kilka kolejek przed końcem wszystko będzie już rozstrzygnięte, co pozwala na zachowanie względnego spokoju w drużynach takich jak Nottingham, Brentford, Everton czy Crystal Palace. Gdyby grono Premier League zasiliły mocniejsze ekipy, każda z nich musiałaby wznieść się na wyżyny, by uniknąć degradacji.

W całej historii Premier League znajdzie się kilka sezonów, do których warto nawiązać, jeśli chodzi o wyrównaną walkę. W 2019 roku Manchester City i Liverpool biły się o tytuł do ostatniej kolejki, zdobywając odpowiednio 98 i 97 punktów w całych rozgrywkach. Kapitalny i pełen dramatu sezon 2013/14, w którym o tytuł biły się cztery zespoły, a Liverpool wypuścił z rąk tytuł w samej końcówce. 2011/2012, w którym ogromny bój stoczyły ekipy z Manchesteru, a gol Sergio Aguero, który zapewnił "The Citizens" chwałę, przeszedł do historii.

Obecnie wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazuję, że historia napisze się na naszych oczach - po 31. kolejce został już tylko finisz, w którym każdy punkt może okazać się tym, który zadecyduje o końcowym sukcesie lub porażce. Kto ma największe szanse na to, by po ostatnich spotkaniach sezonu zapisać się w historii i wznieść do góry mistrzowski puchar?

Tabela Premier League:

Liverpool zagra dla Kloppa

Juergen Klopp odchodzi z Liverpoolu - ta wieść była dla wielu szokiem, ale też momentem, który musiał kiedyś nastąpić. Niemiecki menedżer był tym, który przywrócił pogrążonym w kryzysie "The Reds" blask, sprawił, że na Anfield wróciły nie tylko trofea, ale po prostu radość z oglądania zespołu grającego nie tylko efektywnie, ale też efektownie. 8 pucharów nie jest liczbą, na której menedżer chciałby poprzestać i ma ostatnią szansę na to, by powiększyć swój dorobek. Murem za nim stoją piłkarze, którzy dadzą z siebie wszystko, by nie zawieść oczekiwań trenera. 

To, co określa "The Reds" w tym sezonie i może okazać się ich największą siłą, jest charakter - żaden z zespołów Premier League nie odrobił w tej kampanii strat tyle razy, co Liverpool. Piłkarze Kloppa potrafią radzić sobie z presją, radzą sobie w sytuacjach, kiedy nie wszystko idzie po ich myśli, grają do ostatnich sekund każdego spotkania. I choć zdarzało im się w tym sezonie gubić punkty w sposób, który niezbyt pasuje do mistrza, to właśnie wola walki będzie ich gigantycznym atutem. Poziom sportowy drużyn jest tak zbliżony, że aspekt mentalny jest czymś, czego nie można pominąć. 

Wielkie znaczenie będzie miał też fakt, że w ostatniej części sezonu w grze jest już Mohamed Salah, który borykał się z kontuzjami. Jeśli Egipcjaninowi dopisze zdrowie, to on będzie człowiekiem, który pokieruje ofensywą "The Reds". Virgil van Dijk nawiązuje do swojej najlepszej formy, po urazi wrócił Andy Robertson.

Korzystając z najnowszej technologii, którą dostarcza zajmująca się analizami Opta, po 30. kolejce, oceniła szanse Liverpoolu na tytuł na 47.7% - wyszło z 10 000 symulacji końcówki sezonu. Według obliczeń superkomputera, drugie miejsce przypadnie w udziale Manchesterowi City, a trzecie zajmie Arsenal. Wydaje się jednak, że to można traktować tylko jako ciekawostkę - na boiskach i w szatniach może wydarzyć się dużo rzeczy, których nie obejmie nawet najlepszy algorytm.

Jak wygląda kalendarz Liverpoolu? Wydaje się, że ten element także trzeba zaliczyć jako plus w zestawieniu z rywalami. Oczywiście na papierze, bo w Premier League łatwe mecze po prostu nie istnieją, a każdy z kolejnych rywali jest w stanie wykorzystać słabszy dzień drużyny Kloppa. Największymi wyzwaniami wydają się klasyk z Manchesterem United, wyjazd na Villa Park pod koniec sezonu i starcie na własnym boisku z Tottenhamem. W tym ostatnim spotkaniu "The Reds" mają porachunki do wyrównania, po tym jak pół roku temu przegrali w kontrowersyjnych okolicznościach, strzelając prawidłowego gola, który nie został uznany i kończąc mecz w dziewiątkę.

Derby Liverpoolu i mecz w Londynie z West Hamem także nie są wyzwaniami, które można zlekceważyć. Na tym etapie i przy grze o taką stawkę nie ma jednak na to miejsca. Pokazało to zresztą starcie z będącym już praktycznie w Championship Sheffield United, gdzie gospodarze męczyli się na Anfield niemiłosiernie.

Pozostałe mecze Liverpoolu: Manchester United (W), Crystal Palace (D), Fulham (W), Everton (W), West Ham (W), Tottenham (D), Aston Villa (W), Wolves (D)

Arsenal - kosmiczna forma w 2024 roku i brzemię historii

Arsenal od początku roku wygląda jak maszyna, wygrywając praktycznie wszystko jak leci. Wyjątkiem było starcie z Manchesterem City, ale remis na Etihad, kiedy udało się zneutralizować największe atuty mistrzów Anglii, można uznać za sukces. Liverpool został całkowicie zdominowany, a kolejni rywale przed meczami z "Kanonierami" mogli tylko liczyć na to, że nie zakończą rywalizacji z kompromitującym wynikiem.

Atak za atakiem, ogromna determinacja, polot, świetna defensywa - Arsenal imponuje praktycznie pod każdym względem, ale najważniejsza kwestia w przypadku zespołu Mikela Artety dotyczy bardziej aspektu psychologicznego i tego, jak długo uda się utrzymać tak dobrą dyspozycję. Historia pisana przez lata podpowiada, że spektakularna wywrotka na ostatniej prostej nie jest wcale aż tak nieprawdopodobna. 

Warto znać jedno pojęcie, które często pojawia się w przypadku Arsenalu. To pojęcie to "bottle job" albo po prostu "bottle", które określa zespoły albo sportowców, którzy psują coś na ostatniej prostej, nie wytrzymują ciśnienia albo pękają pod presją. Dla "Kanonierów" to prawdziwe przekleństwo, niechciany spadek, które było dziedziczone przez kolejne ekipy z północnego Londynu. Zmieniali się piłkarze, zmieniali się trenerzy, a niemoc w kluczowych momentach dawała o sobie znać.

Roztrwonili przewagę w sezonie 2007/08, przegrywając z bezpośrednimi rywalami (Chelsea i Manchester United), mimo że w obu meczach decydującej fazy sezonu prowadzili. Za czasów Arsene'a Wengera w sezonie 2002/03 było podobnie. 2022/23? Rywalizacja z Manchesterem City była pasjonująca aż do momentu, w którym wszystko posypało się w ciągu kilku tygodni, a przewaga została roztrwoniona - w ostatnich dziewięciu meczach zespół wygrał tylko trzy razy.

Rok wcześniej walka o Ligę Mistrzów skończyła się spektakularną klapą, po tym jak Arsenal roztrwonił przewagę nad Tottenhamem, przegrywając w bezpośrednim meczu z odwiecznym rywalem, a następnie ulegając Newcastle w decydującym meczu.

Czy demony odżyją po raz kolejny? Drużyna Artety zrobiła ogromny progres pod jego wodzą, ten sezon w pełni to potwierdza i mistrzostwo byłoby kolejnym krokiem i klamrą spinającą fakt, że władze klubu podjęły słuszną decyzję, zatrzymując go na stanowisku nawet podczas trudniejszych momentów. 

Każda formacja drużyny wygląda bardzo dobrze, ale momentami rzuca się w oczy brak bramkostrzelnego napastnika. Tę lukę wypełniają jednak inni, a biorąc pod uwagę strzeleckie osiągnięcia, nie da się na to narzekać. Praktycznie każda decyzja menedżera się broni, defensywa nie pozwala rywalom na wiele (najmniej straconych bramek i najmniejsza liczba spodziewanych straconych goli mówią same za siebie), tak samo jak gigantyczne pieniądze wydane na Declana Rice'a, który jest niekwestionowanym liderem drużyny.

Najważniejsza będzie to, by oprócz wielkiej formy pokazać dojrzałość i nie dać się złamać w kryzysowych chwilach, które jeszcze się pojawią.

Terminarz "Kanonierów" jest wymagający - Aston Villa, Chelsea, Manchester United i wreszcie Derby Północnego Londynu pokazują jasno, że łatwo nie będzie.

Pozostałe mecze Arsenalu: Brighton (W), Aston Villa (D), Wolves (W), Chelsea (D), Tottenham (W), Bournemouth (D), Manchester United (W), Everton (D)

Manchester City - potrójna korona jest w zasięgu?

Ostatnie lata przyzwyczaiły do tego, że Manchester City wchodzi na wyżyny swoich możliwości wiosną. I choć miała problemy, to w poprzednich latach była w stanie wydostawać się z większych opresji. Przypominają biegaczy na 400 albo 800 metrów, którzy utrzymują dystans do rywali, oszczędzają siły, by na ostatniej części dystansu odpalić całe rezerwy i mijać innych jak sprinterzy.

To może być czwarty kolejny tytuł z rzędu, czyli wynik rekordowy. A na celowniku są jeszcze Liga Mistrzów i Puchar Anglii. Co przemawia za ekipą Pepa Guardioli? To doświadczenie z poprzednich sezonów, rosnąca forma, zdolność menedżera do wyciągania z piłkarzy tego, co najlepsze, no i głębia składu - w tygodniu w wymagającym meczu z Aston Villą na ławce usiedli Kevin de Bruyne i Erling Haaland. Efekt? Popis Rodriego, hat-trick Fodena i okazała wygrana 4:1.

Wydaje się, że to jest moment, w którym "The Citizens" uruchamiają rezerwy i wrzucają bieg, który w poprzednich sezonach pozwalał im zostawić wszystkich w tyle. Tyle tylko, że wygrana czterech kolejnych sezonów Premier League nie udała się nikomu wcześniej nie bez powodu - przy tym poziomie rywalizacji byłoby to osiągnięcie, które może nie powtórzyć się przez dekady.

Terminarz przedstawia się niezbyt wymagająco, a jedynym naprawdę konkretnym wyzwaniem może być wyjazd do Londynu na mecz z Tottenhamem, czyli teren, na którym Guardiola nie wygrał jeszcze ani razu, odkąd przybył do Anglii.

Pozostałe mecze Manchesteru City: Crystal Palace (W), Luton Town (D), Brighton (W), Nottingham Forest (W), Wolves (D), Fulham (W), West Ham (D), Tottenham (W) - mecz przełożony bez ustalonego terminu.

Karty rozda... Tottenham?

W terminarzu każdej z trzech bijących się o mistrzostwo drużyn znajduje się Tottenham, który po świetnym początku sezonu złapał zadyszkę, nie poradził sobie z plagą kontuzji i seryjnie gubił punkty, co zaowocowało koniecznością walki o czołową czwórkę. 

Główny problem dla Liverpoolu, Arsenalu i Manchesteru City jest następujący - w pierwszej części sezonu żadna z tych drużyn nie potrafiła pokonać "Spurs". Arsenal zremisował 2:2, Liverpool przegrał 1:2, a City zremisowało 3:3. Zamiast marzeń o swoim mistrzostwie, Tottenham będzie miał w swoich nogach szansę na to, by namieszać na finiszu gry o tytuł. 

Nie jest trudno wskazać, na który mecz piłkarze Ange'a Postecoglu wyjdą najbardziej zdeterminowani, by sięgnąć po zwycięstwo. Derby Północnego Londynu, do których dojdzie pod koniec kwietnia, zapowiadają się wybornie, a ewentualne odebranie znienawidzonemu rywalowi szans na mistrzostwo będzie wspominane przez lata, już nawet nie wspominając o fakcie, że Arsenal jest w tej chwili w miejscu, do którego dąży Tottenham, a projekt australijskiego menedżera cały czas jest na wstępnym etapie rozwoju.

"Spurs" w tym sezonie są drużyną nieobliczalną, która kapitalne spotkania przeplata wpadkami. Do tego dochodzi też zmęczenie sezonem, stosunkowo wąska kadra i gorsza forma kilku czołowych zawodników, jak choćby James Maddison, który od powrotu po kontuzji cały czas szuka optymalnej formy. Wciąż nie wiadomo, czy piąte miejsce na koniec sezonu da angielskiej drużynie przepustkę do Ligi Mistrzów, dlatego też Tottenham także nie może sobie pozwolić na to, by w tych meczach nie punktować.

Cała walcząca o mistrzostwo trójka zmierzy się też z Wolverhampton, które także jest niewygodnym rywalem, jednak zdecydowanie łatwiej wskazać "Spurs" jako ekipę mogącą wprowadzić najwięcej chaosu w sytuacji faworytów.

Najbliższe tygodnie zapowiadają się pasjonująco dla fanów angielskiej piłki. Kto ostatecznie sięgnie po tytuł? Dowiemy się tego prawdopodobnie 25 maja, w ostatni dzień rozgrywek. Co w razie, gdyby któreś ekipy zgromadziły taką samą liczbę punktów? Wówczas będą liczyć się kolejno różnica bramek, gole strzelone, bezpośrednie mecze i gole strzelone na wyjeździe w tych spotkaniach.


Czytaj także:

ps

Polecane

Wróć do strony głównej