Delmark Records. 70 lat dobrej muzyki, nie tylko na święta

2022-12-25, 06:00

Delmark Records. 70 lat dobrej muzyki, nie tylko na święta
Delmark Records założył Bob Koester - kolekcjoner płyt i właściciel słynnego sklepu płytowego w Chicago. Foto: Zuma Press/ FORUM

Wkrótce minie 70 lat od powstania jednej z najważniejszych wytwórni płytowej jazzu i bluesa, Delmark Records. Jak to się stało, że mała oficyna wydawnicza powstała w 1953 roku w St. Louis zyskała status kultowej i cieszy się światową renomą? Zachęcamy do wysłuchania opowieści o pasji, otwartości na muzykę, kreatywność i konsekwencji, okraszonej najlepszym bluesem i jazzem.

Przenieśmy się w czasie i przestrzeni: jest gorąca sierpniowa noc 1965 roku. W jednym z klubów na chicagowskim South Side na scenie swobodnie improwizują basista Jack Myers, perkusista Bill Warren, na harmonijce zespołowi przewodzi Junior Wells.

Wśród spowitej oparami papierosowego dymu publiczności siedzi 32-letni mężczyzna. Sześć lat wcześniej przyjechał do Chicago z St. Louis w stanie Missouri. Kolekcjonuje płyty, które potem sprzedaje w sklepie przy East Illinois Street, jego firma ma też na koncie kilka płyt sygnowanych literą "d" wpisaną w kwadrat. - Powinienem zaprosić tych facetów do swojego studia - pomyślał.

Na żywo, ale w studiu

Taka historia prawdopodobnie nigdy się nie wydarzyła. Ale na pewno chicagowskie kluby w połowie lat 60. odwiedzał Bob Koester, właściciel Jazz Record Mart i szef Delmark Records, na pewno też zaprosił on do studia Juniora Wellsa i kolegów, którzy pod szyldem Chicago Blues Band nagrali "Hoodoo man blues".

Tylko ta jedna płyta wystarczyłaby, by Delmark Records weszło na stałe do historii amerykańskiej muzyki. Nie tylko dlatego, że po dziś dzień uznawana jest za jedną z najlepszych płyt bluesowych wszech czasów, także dlatego, że dzięki niej rozkręciły się trwające dekady kariery Juniora Wellsa i Buddy’ego Guya.

Zaczęło się od winyli

Wydawnictwo Delmar Records, wtedy jeszcze bez "k", ale już ze słynnym logo, Bob Koester założył w 1953 roku. Nazwa wzięła się od ulicy pełnej jazzowych klubów. Wtedy też zaczął wydawać płyty, a w katalogu jego kolekcji pojawiły się albumy Windy City Six, The Dixie Stompers, Big Joe Williamsa, czy Speckled Reda.

- Mój pokój w akademiku w St. Louis wyglądał jak komis płytowy. Prowadziłem sprzedaż wysyłkową, choć marzyłem o normalnym sklepie – wspominał Bob Koester w rozmowie z portalem AmericanBluesScene.com.

Czytaj także:

Muzyczny ferwor Chicago

W kręgu zainteresowań Boba Koestera, a więc i prowadzonych przez niego wydawnictw, zawsze były blues i jazz. Dlatego przeprowadzka do Chicago w 1959 roku była naturalnym ruchem. Stolica stanu Illinois była wtedy ważnym punktem na bluesowej mapie świata. Tam mieściły się najważniejsze wytwórnie, a historycznie ważne Chess Records dało głos takim bluesmanom jak Muddy Waters, Little Walter czy Howlin’ Wolf. Wykuli oni bluesa chicagowskiego, łącząc klasykę folkowej muzyki z Mississippi z elektrycznymi instrumentami, grając z sekcją rytmiczną i nadając gitarze i harmonijce ustnej znaczenie wiodące.

W latach 60. żyła także Maxwell Street, gdzie aspirujący muzycy mogli hartować głosy i talent, przebijając się przez harmider ulicznego bazaru za dnia, aby potem wieczorami próbować nowe umiejętności w jednym z wielu działających klubów - czy to po południowej, czy zachodniej stronie miasta.

Bob Koester: spędzałem czas w Chicago, ucząc się sceny. Wsiadałem do metra i chodziłem zobaczyć (puzonistę) George'a Bruniesa, a Art Hodes grał dwie przecznice dalej w Thorndale & Broadway. Little Brother Montgomery grał w Hollywood Show Lounge, quasi-koktajlowym barze. Współpracował z Otisem Rushem: trąbka, tenor, saksofon barytonowy i Little Brother na fortepianie. To było moje pierwsze doświadczenie z miejskim bluesem czasów po Muddym Watersie. (…) Kiedyś zobaczyłem Muddy'ego w Smitty's Corner z Jamesem Cottonem na harmonijce ustnej i opowiedział mi o nowym gościu, Mighty Joe Youngu, który grał w Green Door na 63rd Street z Billym Boyem Arnoldem, który pożyczył brzmienie od Johnny’ego Lee »Sonny Boya« Williamsona.

Z klubu do studia i dalej w świat

Także w Chicago rozwijał się rynek bluesowego formatu radiowego, adresowanego do afroamerykańskiej publiczności. Stacje radiowe miały swoje wymagania. Aby im sprostać, wielu bluesmanów nagrywało ledwie trzyminutowe piosenki na singlowe "dwójki" (płyty na 45 obrotów, zawierające po jednej kompozycji na stronę), z nadzieją na puszczenie ich w radiu. Dłuższe wersje oraz swoje interpretacje grali potem na nocnych koncertach.

Być może właśnie w trakcie jednego z klubowych koncertów Bob Koester wypatrzył Juniora Wellsa i postanowił zaprosić go do swojego studia, dając pełną wolność twórczą. - Kiedy nagrywam muzyków, to on wszystkim rządzi. To trochę tak, jakbym po prostu był na miejscu. Nie jestem producentem, raczej dokumentalistą. Oczywiście nie podpisuję się tak, ale do tego się to sprowadza. Nie mówię ludziom, jak mają grać, tylko staram się, by nikt im nie przeszkadzał - ani ja, ani realizator - mówił twórca Delmark Records (podpisany jako producent płyty "Hoodoo Man Blues") w rozmowie z UnbrokenCircle.net.

Takie podejście zaowocowało i album nagrany wspólnie przez harmonijkarza Juniora Wellsa, gitarzystę Buddy’ego Guya, basistę Jacka Myersa i perkusistę Billa Warrena wszedł do klasyki światowego bluesa i nawet w 2013 roku, 48 lat po premierze, sprzedawał się w ilości 6 tys. egzemplarzy rocznie.

Nie tylko Junior Wells

Jako drugą z ważnych dla Delmark Records płyt Bob Koester, w rozmowie z "Chicago Tribune", wskazał "West Side Soul" Magic Sama i jego bluesowej ferajny (Magic Sam Blues Band), wydaną w 1968. Debiutancka płyta tego 31-letniego wówczas artysty będzie po latach opisywana jako wzorzec większości współczesnego bluesa, połączenie soulowego stylu i elegancji z energią typową dla bluesowego wieczornego jam session.

Czytaj także:

Dla Boba Koestera istotne było dawanie głosu młodym, awangardowym artystom. Stąd współpraca z chicagowskim Association for the Advancement of Creative Musicians (AACM), w którego poczet zalicza się takie tuzy jak Anthony Braxton czy Lester Bowie.

W 2021 roku "Chicago Tribune" napisze, że muzycy związani z powołanym w 1965 roku AACM "redefiniowali to, czym jazz mógł być dla całego świata. Gdyby Bob nie nagrał tych ludzi w tym czasie (dając im pełną wolność twórczą - red.), nie znalibyśmy tych dźwięków, bo wielkie wytwórnie nie były tym zainteresowane". W swoim katalogu Delmark Records ma również muzyków free jazzowych - dość wspomnieć Sun Ra, Archiego Sheppa, Kena Vandermarka czy zespół Chicago Undergorund.

"Na dole zawsze jest trochę więcej miejsca"

Awangardowe eksperymenty i walory artystyczne nie zawsze szły w parze z zyskami. Dla wytwórni założonej przez Boba Koestera przebojem są płyty sprzedające się w ilościach 10 tys. egzemplarzy, co zdarza się bardzo rzadko. Jeśli udało się sprzedać 2 tys. płyt danego artysty, szef mówił o sukcesie. - Znasz moje motto: na dole zawsze jest trochę więcej miejsca - odpowiedział kiedyś, pytany o komercyjne sukcesy sygnowanych przez siebie artystów.

Dla porównania: wydany 16 kwietnia bieżącego roku przez Warnera album "Unlimited Love" Red Hot Chili Peppers sprzedał się w ilości 97,5 tys. egzemplarzy, a złota płyta wg amerykańskiej RIAA zaczyna się od pół miliona egzemplarzy.

Czytaj także:

Z czego zatem finansowany był Delmark Records? Ze sprzedaży płyt w słynnym w całym kolekcjonerskim świecie sklepie Jazz Record Mart - miejscu określanym jako kultowe dla fanów jazzu i bluesa, choć można było tam kupić płyty wielu gatunków. Znawców i fanów przyciągały też rzadkie wydania, które po prostu leżały na regałach, i osobowość szefa, który chętnie dzielił się pasją do nagrań. W utrzymaniu Delmark Records pomagała też intuicja jej szefa, który potrafił ocenić potencjał nagrań w znaczeniu stałej, stabilnej sprzedaży, oraz tantiemy za wykorzystanie muzyki artystów Delmark np. w filmach.

Historia z kontynuacją

Historia Delmark Records nie zakończyła się jednak z chwilą sprzedaży wytwórni przez założyciela. W 2018 jej katalog, kontrakty, sklep, studio i nieruchomości trafiło w ręce dwojga muzyków i nauczycieli akademickich związanych z kulturą Chicago, Julii A. Miller i Elbia Barilariego. Obiecują oni podtrzymać historię słynnej oficyny, a także dostosować ją do wymogów cyfrowego świata. To się chyba udaje. Utwory z katalogu Delmark Records trafiają do sieci, zarówno do serwisów streamingowych, jak i do katalogów dostępnych jedynie dla profesjonalistów z muzycznej branży.

Firma prowadzi także sprzedaż cyfrową swoich płyt oraz wydaje nowe nagrania – wśród nich Demetrii Taylor, duetu Andy Baker & Steve Million czy Muda Morganfielda, syna samego Muddy’ego Watersa.

Cały czas pojawiają się nowe nagrania z bogatego katalagu Delmark Records. Jednym z najnowszych jest "Steal away" Jimmy’ego Johnsona - wydana 26 listopada interpretacja utworu Jimmy’ego Hughesa z 1964 roku. Podobno powstała, gdy Jimmy Johnson w wolnym czasie przygrywał i podśpiewywał sobie w studiu, a realizator i producent - zgodnie z wizją założyciela - nie przeszkadzali.

"Renesans bluesa w radiu, na całym świecie"

Jaka jest przyszłość chicagowskiego wydawnictwa? Niewątpliwie, musi wpisać się w trendy - głównie gwałtowny i coraz szybszy rozwój serwisów streamingowych - może także skorzystać na bardzo szybko odbijającej się od dna sprzedaży winyli.

Nowi właściciele stawiają też na radio. "Panuje renesans bluesa w radio na całym świecie" - oceniają w jednej z notatek prasowych. Jak mówią, Delmark Records - najstarsza nieprzerwanie działająca niezależna oficyna wydawnicza w USA, wkraczając w nową, cyfrową erę jest "w pełni świadome swej roli jako kustosza niesamowitego dziedzictwa muzyki jazzowej, bluesowej i związanej z tym kultury".

Infographic: From Tape to Tidal: 4 Decades of U.S. Music Sales | Statista You will find more infographics at Statista

Gwiazdorski katalog

Współcześnie w katalogu Delmark Records znajdują się największe sławy jazzu i bluesa, nie tylko z Chicago, ale z całego świata. To m.in. nagrania takich tuzów jak Sun Ra, Sonny Stitt, Jimmy Forrest, Anthony Braxton, Art Ensemble of Chicago, Fred Anderson, Von & George Freeman, Rob Mazurek, Paul Giallorenzo, a także sławy bluesa: Little Walter, T-bone Walker, Big Joe Williams, Robert Nighthawk, Luther Allison, Sleepy John Estes, Arthur Crudup, Otis Rush, Roosevelt Sykes, Eddie C. Campbell, Eddie Clearwater, Dave Specter, Steve Freund, Linsey Alexander, Billy Flynn and Jimmy Burns.

Polecam, nie tylko od święta. Michał Błaszczyk

PolskieRadio24.pl, statista.com, AmericanBluesScene.com, Delmark.com, ChicagoTribune.com/ mbl

Polecane

Wróć do strony głównej