Koniec to na pewno nie my

Ostatnia aktualizacja: 09.10.2013 12:00
– Jeżeli cokolwiek miałbym ocalić z tego wieczoru w Teatrze Studio, to rolę Leny Frankiewicz i jej obecność na scenie. Sztuka wydaje mi się dość banalna, jest dla mnie bardziej performatywnym wydarzeniem, niż przedstawieniem teatralnym – oceniał spektakl "Koniec to nie my" Jacek Wakar.
Audio
  • Rozmowa krytyków o najnowszych premierach teatralnych (Sezon na Dwójkę)
Koniec to na pewno nie my
Foto: Mohammad Jangda / flickr / cc

W audycji goście rozmawiali również o spektaklu "Europa" wystawionym w Teatrze Polskim w Bydgoszczy. Przedstawienie powstało w ramach projektu "Cztery miasta, cztery historie" i zostało zrealizowane przez cztery teatry - Teatr w Bydgoszczy, Birmingham Repertory Theatre, Zagreb Youth Theatre i Staatsschauspiel Dresden. – Ośmiu aktorów po dwóch z każdego teatru, gra to w czterech językach, najczęściej w swoich ojczystych. Sztuka opowiada, tzn. projekt do którego to należy, o dziedzictwie europejskim - zjednoczonej bądź nie zjednoczonej Europie. Czasami takiego rodzaju zdarzenia, czy też projekty administracyjne mają uzasadnić istnienie sztuki w repertuarze i zazwyczaj to się nie udaje. W przypadku Teatru Studio i przedstawienia Marcina Libera było podobnie – powiedział Jacek Wakar – W tym spektaklu aktorzy nie mieli mikroportów, tylko mówili do mikrofonów. Ja najbardziej podziwiałem aktorów za to, że im się nie poplątały te kable ­– żartobliwie podsumował spektakl "Europa" prowadzący audycję Tomasz Mościcki.

Natomiast w Teatrze Nowym w Łodzi wystawiono sztukę "Samuel Zborowski" w reżyserii Szymona Kaczmarka. Spektakl wg. dramatu Juliusza Słowackiego nazywany jest "najdziwniejszym poematem literatury polskiej". Ten niedokończony dramat, przez niektórych uznawany za szkic czy zbiór zapisków, nie doczekał się wielu realizacji. – W tym spektaklu multimedia zaczynały się już od holu, gdzie ustawiono około dwudziestu ryczących telewizorów, na których było widać jakieś dziwne sceny gimnastyczne, podobno szaleństwa, po czym przeniosłam się do sali głównej, gdzie również były liczne sceny szaleństwa. Wideo grało w spektaklu ważną rolę, pojawiało się dwukrotnie, ale tylko w znaczących momentach, a spektakl kończył się optymistycznym przemówieniem Lucyfera – była to projekcja wielkiej twarzy na całą tylnią ścianę sceny. Co to miało oznaczać to nikt nie wie, ale jest to poparte autorytetem prof. Anny Kuligowskiej-Korzeniewskiej, która powiedziała, że mamy prawo nie rozumieć "Samuela Zborowskiego" – opowiadała o spektaklu Hanna Baltyn – Mnie się to przedstawienie podobało, choć oczywiście go nie zrozumiałam. W przypadku tej inscenizacji nie nudziłam się, ponieważ aktorzy w niej występujący dostarczyli mi energii. Czułam, że to przedstawienie ma temperaturę – dodała.

Gośćmi Tomasza Mościckiego byli Hanna Baltyn, Przemysław Skrzydelski i Jacek Wakar.

Zobacz więcej na temat: TEATR
Czytaj także

Skrowaczewski: gdybym osiągnął ideał, byłbym nieszczęśliwy

Ostatnia aktualizacja: 03.10.2013 20:00
W dniu 90. urodzin jednego z najwybitniejszych polskich dyrygentów Anna Skulska przypomniała fragmenty radiowych rozmów z Jubilatem.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Fantastyczny obraz nastoletniej Osieckiej

Ostatnia aktualizacja: 08.10.2013 19:50
- To naprawdę szczęśliwa diarystka. Ma straszny apetyt na życie, a zarazem kształci swoje pióro - mówił w Dwójce prof. Andrzej Zieniewicz w rozmowie o pierwszym tomie "Dzienników" Agnieszki Osieckiej.
rozwiń zwiń