Ekstraklasa: Wojciech Pawłowski o Śląsku Wrocław - "To dla mnie krok w przód"
Wojciech Pawłowski jest bliski podpisania kontraktu z Śląskiem. Przed wyjazdem do włoskiego Udinese mówił co prawda, że do Polski wróci, ale nie żeby grać w piłkę. Po przyjeździe na Oporowską przyznał jednak: "Robię krok w przód".
2014-01-07, 13:05
Pawłowskiego kibice w Polsce powinni pamiętać z doskonałych występów w Lechii Gdańsk oraz kontrowersyjnych wypowiedzi. Po podpisaniu kontraktu z Udinese Calcio stwierdził, że polska liga jest beznadziejna i do ojczyzny na pewno wróci, ale nie żeby grać w piłkę.
Dzisiaj swoją wypowiedź sprzed wyjazdu do Włoch zarzuca na karb młodości i naiwności.
- Jestem bardzo szczęśliwy, że wróciłem do Polski i że jestem we Wrocławiu. Przychodząc do Śląska robię krok w przód - dodał 20-letni bramkarz. W Udinese Pawłowski nie zagrał w pierwszej drużynie ani minuty. Po roku został wypożyczony do Latina Calcio (Serie B) i czas ten uważa za stracony.
- W Udinese nie grałem, ale przez ten rok bardzo dużo się nauczyłem. Trenowałem z takimi zawodnikami jak Di Natale czy Muriel. W Latine było natomiast masakrycznie pod każdym względem. Śmieję się, że miałem półroczne wakacje, bo miałem tam blisko na plażę. Dobry, a nawet bardzo dobry był tam tylko trener bramkarzy. Swojego pobytu we Włoszech jednak jeszcze nie skończyłem - opowiadał Pawłowski.
Wojciech Pawłowski nie podbił Włoch. Odbuduje się w Śląsku? >>>
Nie licząc występów w młodzieżowej reprezentacji, ostatni raz w meczu o stawkę Pawłowski zagrał 22 kwietnia 2012 roku, jeszcze w barwach Lechii, przeciwko Śląskowi. Z wrocławskim zespołem bramkarz ma jeszcze inne wspomnienie. To na Stadionie Miejskim w stolicy Dolnego Śląska puścił pierwszego gola w ekstraklasie. Wspaniała passa zatrzymała się na 321 minutach. Zawodnik doskonale pamięta to spotkanie.
- Oszukano mnie wtedy, bo przy sytuacji, kiedy Śląsk zdobył gola, byłem faulowany. Szkoda, bo gdybym miał z sześć, siedem meczów bez puszczonego gola, to pewnie przez najbliższe 40 lat nikt by tego rekordu nie pobił - dodał.
W przyjściu do Śląska pomogła młodemu bramkarzowi znajomość z nowym prezesem wrocławskiego klubu Pawłem Żelemem, który wcześniej pracował w Lechii. Pawłowski zaznacza jednak, że nikt mu nie obiecywał pewnego miejsca w pierwszym składzie i zdaje sobie sprawę, że będzie musiał na boisku pokazać swoją wartość, aby móc grać.
Rywalizować będzie z Marianem Kelemenem.
- Znam Kelemena z występów w ekstraklasie, ale nie chce go oceniać. Nie wypowiadam się o innych bramkarzach, bo zaraz zaczną mówić, że uważam się za gwiazdę i się wymądrzam. Mogę mówić o zawodnikach z pola - tłumaczył Pawłowski.
REKLAMA
W Śląsku za najlepszego uważa Sebastiana Milę, którego zna bliżej, bo też pochodzi z Koszalina.
- Ale to nie dlatego. Jest po prostu dobry - szybko dodał. Czy Pawłowski zostanie w Śląsku, nie jest jeszcze przesądzone. Najpierw musi przejść testy medyczne oraz udowodnić na treningach, że nie zapomniał jak się broni.
- Muszę zasuwać i tyle. Ale będzie dobrze - podsumował Pawłowski.
ps
REKLAMA
REKLAMA