Arłukowicz zapowiada kontrole oddziałów ginekologiczno-położniczych w całym kraju
Decyzja ministra zdrowia ma związek z tragedią, do której doszło w Szpitalu Specjalistycznym im. ks. Jerzego Popiełuszki we Włocławku.
2014-01-28, 23:59
Posłuchaj
Minister zdrowia Bartosz Arłukowicz zapowiada kontrole oddziałów ginekologiczno-położniczych w całym kraju (IAR) 
Dodaj do playlisty
Ponad tydzień temu na oddziale ginekologiczno-położniczym włocławskiego   szpitala zmarły bliźniaki. Do zdarzenia doszło na kilkanaście godzin  przed planowanym  porodem, który miał się odbyć poprzez cesarskie  cięcie. Ojciec dzieci  obwinia personel placówki o zaniedbania.                
   Ojciec zmarłych bliźniąt: mam nadzieję, że sprawę szybko się wyjaśni. Mat. x-news.pl, TVN24  
  Sekcja zwłok bliźniąt z Włocławka. Dzieci w łonie matki były zdrowe>>> 
W związku z tragedią Bartosz Arłukowicz podjął decyzję o przeprowadzeniu kontroli wszystkich oddziałów ginekologiczno-położniczych w Polsce. Jak wyjaśnił, kontrole prowadzane będą m.in. w kontekście przeprowadzania procedury cesarskiego cięcia, a także opieki okołoporodowej nad noworodkami, które urodziły się ze skalą apgar poniżej 4. - To jest bardzo duże przedsięwzięcie logistyczne, ale wydaje się ono konieczne - ocenił.
 "Były nieprawidłowości"  
 Minister zdrowia powiedział także, że z raportu krajowego konsultanta ds. położnictwa i  ginekologii, który analizował to, co wydarzyło się w placówce we Włocławku,  wynika m.in. że brak jest dokumentacji dotyczących badań KTG i USG  pacjentki.
Według krajowego konsultanta z dostępnych dokumentów wynika, że występujące w KTG nieprawidłowości nakazywały prowadzenie obserwacji dłużej aniżeli to wykonano. Nie  wyciągnięto też należytych wniosków z badań diagnostycznych wykonanych  pacjentce.         
 - Zdaniem konsultanta w zaistniałej sytuacji klinicznej należało  kontynuować zapis KTG i w razie utrzymywania się nieprawidłowych zapisów ukończyć ciążę w drodze cięcia cesarskiego - podkreślił minister zdrowia.         
 Zapytany o ordynatora ginekologii  włocławskiego szpitala, który - według mediów - zamiast zajmować się  pacjentką, odsypiał swój wcześniejszy dyżur w prywatnej placówce,  Arłukowicz stwierdził, że ten przypadek będzie ważnym elementem w  dyskusji o zakazie konkurencji.         
 Według "Gazety Wyborczej" ordynator  po pracy w  prywatnym szpitalu, po przybyciu na dyżur do państwowej placówki,  poszedł spać do gabinetu. Dopiero po stwierdzeniu przez położną ustania  tętna u dzieci, ordynator zszedł do pacjentki i stwierdził śmierć  bliźniaków. Po nocnych wydarzeniach  miał wrócić na dyżur do prywatnej  placówki, gdzie  w ciągu dnia przyjął ponad 30 pacjentek. Doniesienia  mediów sprawdza prokuratura.         
 Szef resortu zdrowia zapowiedział, że sprawa tragedii we Włocławku zostanie skierowana do prokuratury.    Wstępny raport ws. obumarcia bliźniaczej ciąży. Mat. x-news.pl, TVN24 
Ktoś wykasował dane?
O braku zapisów badań matki bliźniąt poinformował w poniedziałek rzecznik oddziału NFZ w Bydgoszczy Jan Raszeja.
- Na oddziale ginekologiczno-położniczym włocławskiego szpitala są dwa aparaty służące do wykonywania badań USG, kobieta miała być badana na każdym z nich, co potwierdzają zapisy w dokumentacji medycznej. Jednak nie ma odpowiednich zapisów w wewnętrznej pamięci samych urządzeń, gdzie automatycznie są archiwizowane badania - wyjaśnił Raszeja.
Jak zaznaczył, w   jednym aparacie brakuje zapisów z trzech dni, w drugim nie ma danych z   około 20 godzin. W obu przypadkach braki danych obejmują okres, w którym   doszło do śmierci bliźniąt.               
 - Nasze uprawnienia  dochodzeniowe w tym miejscu się kończą, stąd  zapadła decyzja o  natychmiastowym poinformowaniu prokuratury o  podejrzeniu  nieuzasadnionego wykasowania danych i to prokuratura musi  wyjaśnić  okoliczności tego zdarzenia - dodał rzecznik.         
   Prokuratura ma zapis USG ze szpitala we Włocławku. Biegli próbują odzyskać dane. Mat. x-news.pl, TVN24  
 Według "Gazety Wyborczej"  pacjentka była badana dwukrotnie po tym, jak  położna nie mogła wyczuć  tętna bliźniąt. Wykonujący pierwsze badanie  aparatem USG lekarz  stwierdził, że wyczuwa tętno, ale nie opisał badania  i nie wydrukował  wyników, co - jak podkreśla "GW" - jest odstępstwem od  procedury. Gdy  położna ponownie nie mogła wyczuć tętna dzieci, wykonano  drugie  badanie, na nowszym aparacie USG. Wówczas lekarze stwierdzili  śmierć  dzieci.         
  Sekcja  zwłok bliźniąt, przeprowadzona w Zakładzie Medycyny  Sądowej w   Bydgoszczy,  wskazała wstępnie niewydolność  oddechowo-krążeniową jako   bezpośrednią  przyczynę śmierci dzieci.  
   Zobacz galerię: DZIEŃ NA ZDJĘCIACH>>>   
 IAR, PAP, kk