Studencki Teatr Satyryków. "STS to był sposób na życie, innego sposobu nie umieliśmy zaakceptować"
- Czasy były takie, jakie były i mieliśmy do wyboru: albo nie robić nic, albo robić to, co wtedy można było - mówił Andrzej Jarecki twórca Studenckiego Teatru Satyryków. - Myśmy łapali władzę, polityków, za słowo.
2025-03-13, 12:45
13 marca 1954 roku powstał Studencki Teatr Satyryków. Skupieni wokół niego młodzi artyści wystawili ponad 3 tysiące przedstawień, ostatnie 14 marca 1975 roku.
Kolor w szarej rzeczywistości
- To byłą ciekawa grupa ludzi pod każdym względem, ponieważ nie ma orientacji politycznej, w której by się nie znalazł ktoś z STS-u - mówił reżyser Jerzy Markuszewski. - Natomiast wszyscy powołują się na to, że tam byli tacy ludzie, którzy byli przysyłani do STS-u, żeby go po prostu zdemontować.
Studencki Teatr Satyryków szybko stał się ważnym głosem młodej inteligencji. Dla rodaków pogrążonych w beznadziei stalinizmu ich występy były szansą na oderwanie, choć na chwilę, od szarej rzeczywistości.
- Myśmy w tym teatrze czuli, że zyskujemy rezonans, że widownia przychodzi do nas, chwyta nas, przejmuje się, oczy jej się szklą ze wzruszenia, kiedy mówimy, śpiewamy o tych sprawach najważniejszych - podkreślał dziennikarz Andrzej Krzysztof Wróblewski. - Poruszamy tę samą nutę nadziei, obaw, które są nie tylko naszymi, ale i tej naszej widowni.
REKLAMA
Posłuchaj
Wbrew systemowi
Rewie satyryczne, które były specjalnością STS-u, niejednokrotnie balansowały na granicy poprawności politycznej. Większość działających w teatrze studentów była również członkami Związku Młodzieży Polskiej. Odważnie obnażali absurdy systemu. - Nawzajem się pilnowaliśmy, żeby nie popełniać gaf - wspominał aktor Andrzej Przyłubski. - Żeby te nacjonalizmy, które na zewnątrz wybuchały, w nas nie zakwitły. I to się chyba udało.
Teatr stał się jednym z najbardziej wyrazistych symboli przełomu październikowego. Krytyka narodowych kompleksów, absurdów rzeczywistości i konformizmu stworzyły markę STS-u. Dla samych twórców była to ucieczka od stalinizmu.
- Każdy z nas w tamtych czasach nie mógł sam funkcjonować, że istnienie w pojedynkę było nieznośne – wyjaśniał reżyser Wojciech Solarz. - To, że myśmy ten STS tworzyli w sposób początkowo spontaniczny, to był sposób na życie, innego sposobu nie umieliśmy zaakceptować.
REKLAMA
Zgrana ekipa
Myśmy się skrzyknęli, nie skrzykując i byliśmy bardzo takim zżytym klanem - mówiła aktorka Krystyna Sienkiewicz. - Każdy się okropnie dziwił, że latami całymi ze sobą pracujemy, a potem przychodziły wakacje i myśmy się razem znajdowali na tych samych wakacjach. Nigdy nam nie było siebie za dużo.
Niesamowitą atmosferę i przyjacielskie stosunki wewnątrz grupy tworzącej STS dało się odczuć na scenie. - Siedemnaście lat w STS-ie, szybowania na skrzydłach użyteczności społecznej to pozostaną dla mnie naprawdę najpiękniejszymi latami naszego życia - wspominał jeden z autorów tekstów Ziemowit Fedecki.
Przez scenę STS-u przeszło niemal 200 osób. Trzon zespołu stanowili wówczas piszący teksty: Andrzej Jarecki, Agnieszka Osiecka, Jarosław Abramow, Ziemowit Fedecki, Stanisław Tym. Występowali m.in.: Ryszard Pracz, Kazimiera Utrata, Henryk Malecha, Stanisław Mireński, Jan Tadeusz Stanisławski. Muzykę tworzyli: Marek Lusztig, Edward Pałłasz, Maciej Małecki, a reżyserowali: Jerzy Markuszewski, Wojciech Solarz i Olga Lipińska.
- Zawsze byłem dumny z tego, że STS mi się przydarzył w życiu - mówił reżyser Stanisław Młynarczyk. - Znalazłem się w gronie ludzi, którzy prezentowali takie wartości, że dziś, jeśli czegoś żałuję, to tylko tego, że nie zawsze potrafiłem z tych wartości korzystać.
REKLAMA
Źródło: Polskie Radio
mb
REKLAMA