Ukraina idzie na Zachód
Nowe władze w Kijowie wprowadzają prozachodnie reformy – mimo, że zagrożenie rosyjską inwazją nie mija.
2014-04-02, 21:40
Podczas gdy wojsko ukraińskie umacnia posterunki na granicy (by w razie czego dać odpór atakowi sił rosyjskich), wyłonieni przez rewolucję Majdanu liderzy robią wszystko, by przeorientować kraj na współpracę z demokratycznym Zachodem i jego strukturami integracji.
Z punktu widzenia ukraińskich reformatorów najważniejsza jest obecnie kwestia bezpieczeństwa – nadal nie można bowiem wykluczyć, że wojska rosyjskie przekroczą granicę, by zająć kolejne terytoria sąsiada, któremu odebrały już Krym. Tym bardziej, że - jak podkreśla sekretarz generalny NATO Anders Fogh Rasmussen – agresja Rosji wobec Ukrainy jest największym zagrożeniem dla Europy od pokolenia.
Anders Fogh Rasmussen: Potępiamy rosyjską agresję militarną, Ukraina ma prawo do samostanowienia
REKLAMA
(źródło:CNN Newsource/x-news)
Bliżej NATO
Najskuteczniejszą gwarancją bezpieczeństwa byłoby wejście do NATO – najsilniejszego sojuszu wojskowego na świecie.To jednak nie wchodzi na razie w rachubę. Nie tylko z powodu oporu Rosji, która żąda, by Ukraina pozostała państwem „pozablokowym”, ale i z braku woli politycznej w gronie państw Sojuszu co do ewentualnego członkostwa Ukrainy. Część z nich nie chce zaogniać stosunków z Rosją, z którą NATO zamroziło wszelką współpracę - z powodu aneksji Krymu. Wreszcie, sami Ukraińcy nie wydają się na razie gotowi na taki krok.
- Poparcie dla wstąpienia Ukrainy do NATO jest obecnie wśród mieszkańców kraju za niskie, by włączać tę ideę do rzeczywistego planu działań - przyznał w środę Petro Poroszenko, główny kandydat obozu prozachodniego w wyborach prezydenckich, które odbędą się 25 maja. - Jeśli poparcie dla idei jest niższe niż 50 proc., to znaczy, że nie możemy jej wykorzystywać, bo to rozbiłoby kraj - dodał Poroszenko na konferencji inwestycyjnej w Kijowie.
Jak jednak podkreślił, agresja Rosji doprowadziła do tego, że za przystąpieniem Ukrainy do NATO opowiada się obecnie 39 proc. jej obywateli, czyli dwa razy więcej niż przed konfliktem rosyjsko-ukraińskim.
Tak więc to, co obecnie wydaje się niemożliwe, może wkrótce przyjąć realny kształt – Sojusz podkreśla bowiem, że jest otwarty na możliwość dalszego rozszerzenia liczby członków.
REKLAMA
Na razie Ukraińcy muszą się zadowolić obietnicami zacieśniania współpracy z paktem. We wtorek przygotowali prawny grunt do wspólnych ćwiczeń i manewrów z oddziałami państw Sojuszu Północnoatlantyckiego, w tym Polski. Szefowie dyplomacji krajów NATO postanowili natomiast zwiększyć współpracę między sojuszem a Ukrainą. Zapowiedzieli "natychmiastowe i długofalowe działania na rzecz wzmocnienia zdolności Ukrainy do zapewnienia sobie bezpieczeństwa". Sojusz ma wspierać Ukrainę w modernizacji jej sił zbrojnych i wzmocnić swoje biuro łącznikowe w Kijowie. Potwierdzono również plany dotyczące wspólnych ćwiczeń wojskowych.
Radosław Sikorski: NATO nie może tolerować łamania przez Rosję podstaw współpracy
(źródło:TVN24/x-news)
REKLAMA
Bliżej Unii Europejskiej
W ślad za niedawnym podpisaniem przez tymczasowy rząd Ukrainy politycznej części umowy stowarzyszeniowej z Unią Europejska, na stole negocjacyjnym pojawia się jej drugi element: gospodarczy.
Do końca czerwca Unia jest gotowa podpisać część umowy stowarzyszeniowej z Ukrainą, dotyczącą handlu i gospodarki - poinformował PAP w środę rzecznik przedstawicielstwa UE w Kijowie David Sulik. Według niego, Bruksela zamierza podpisać ten dokument po wyborach prezydenckich na Ukrainie, zaplanowanych na 25 maja, razem z umowami stowarzyszającymi z Unią Mołdawię i Gruzję.
21 marca UE i Ukraina podpisały w Brukseli polityczną część umowy stowarzyszeniowej. Polityczne rozdziały kompleksowego porozumienia mówią o wspólnych demokratycznych wartościach i zasadach wolnego rynku, kooperacji w sferze polityki zagranicznej i bezpieczeństwa oraz nowych instytucjonalnych formach współpracy, takich jak regularne szczyty UE - Ukraina i Rada Stowarzyszenia na szczeblu ministrów.
Kwestia stowarzyszenia Ukrainy z Unią ma wręcz symboliczne znaczenie dla zwolenników prozachodnich reform. To właśnie odrzucenie umowy stowarzyszeniowej w listopadzie ubiegłego roku przez ówczesne, prorosyjskie władze Ukrainy wywołało gwałtowne protesty na kijowskim Majdanie Niepodległości. W ich efekcie zginęło ponad stu osób, a były prezydent Wiktor Janukowycz - odpowiedzialny za wydanie rozkazów o strzelaniu do demonstrujących - został odsunięty od władzy i uciekł z kraju.
REKLAMA
Po tych wydarzeniach Rosja rozpoczęła kroki mające na celu destabilizację sytuacji na Ukrainie i oderwanie od niej Krymu.
Premier tymczasowego rządu Ukrainy Arsenij Jaceniuk poinformował w środę, że już od 15 maja nastąpi faktyczne otwarcie unijnego rynku dla ukraińskich towarów i usług.
Komisja Europejska oszacowała, że ukraińska gospodarka na zniesieniu ceł na większość jej towarów zyska ok. 500 mln euro rocznie, co będzie dla niej znaczącym wsparciem.
Kroplówka MFW i USA
Rozchwianej ukraińskiej gospodarce Rosja wymierzyła dodatkowy cios podnosząc o ponad 40 proc. ceny dostarczanego przez siebie gazu ziemnego. W nadzwyczaj trudnej stabilizacji mają pomóc pożyczki z Międzynarodowego Funduszu Walutowego.
Dyrektor europejskiego departamentu MFW Reza Moghadam powiedział, że Fundusz powinien do końca kwietnia przekazać Ukrainie pierwszą transzę pomocy finansowej w wysokości trzech miliardów dolarów. W ubiegłym tygodniu MFW ogłosił, że uzgodnił z Ukrainą wsparcie jej reform dwuletnim kredytem stand-by w wysokości 14-18 miliardów dolarów. Umowa otworzy możliwość dalszych pożyczek, które w ciągu dwóch lat mogą sięgnąć 27 mld USD.
REKLAMA
Pomoc finansowa dla państwa w opałach napłynie też z USA. Amerykańska Izba Reprezentantów przegłosowała we wtorek pakiet pomocy Stanów Zjednoczonych dla Ukrainy. W zeszłym tygodniu zielone światło dla programu dał tamtejszy Senat. Potrzebny jest już tylko podpis prezydenta Baracka Obamy, aby Kijów otrzymał amerykańskie rządowe gwarancje kredytowe na sumę miliarda dolarów.
Gaz też z Zachodu
Przed destabilizowaniem gospodarki za pomocą podwyższania cen gazu przez Rosję Ukraina zamierza się bronić nawiązując współpracę z unijnymi partnerami. Jedną z głównych recept ma być wykorzystanie metody tzw. rewersu z UE. Według premiera Jaceniuka, wielkość rewersowych dostaw z Unii na Ukrainę mogłaby sięgnąć 20 mld metrów sześciennych rocznie. Władze w Kijowie zamierzają również zbudować terminal na skroplony gaz ziemny (LNG) w obwodzie (województwie) odeskim - pozwoliłby on sprowadzać co roku kilka miliardów metrów sześciennych gazu.
REKLAMA
- Obecnie państwowe administracje obwodowe biorą na siebie wszystkie funkcje wykonawcze. Jest to faktycznie państwowy monopol władzy w regionach. Szefowie administracji są mianowani, a społeczność lokalna nie może wpływać na ich decyzję. Chcemy, żeby władza wykonawcza w regionach, obwodach i rejonach konstytuowała się w procesie wyborczym - poinformował wicepremier i minister rozwoju regionalnego Wołodymyr Hrojsman. Jak zaznaczył, organy władzy wykonawczej na poziomie obwodów (województw) i rejonów (powiatów) będą wyłaniane przez pochodzące z wyborów rady deputowanych, administracja państwowa zaś będzie pełnić tylko funkcje kontrolne. W reformie mają pomagać ekperci z Polski.
Przeprowadzając reformę samorządową władze w Kijowie chcą upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu. Z jednej strony, wytrącić argumenty Rosji, która naciska na „federalizację” Ukrainy, tak by poszczególne regiony uzyskały większą samodzielność. Z drugiej zaś - co długofalowo jest znacznie ważniejsze - dostosować ukraiński system do standardów zachodnich państw demokratycznych, które opierają się na samorządach.
Juliusz Urbanowicz
REKLAMA