Zmiany w rządzie a Konstytucja
Wybór Donalda Tuska na przewodniczącego Rady Europejskiej wymusza zmianę na stanowisku premiera. Proceduralnie wiąże się to także z dymisją całego rządu, a kolejne etapy postępowania określa Konstytucja.
2014-09-03, 12:06
Posłuchaj
Traktat lizboński jasno wskazuje, że łączenie funkcji przewodniczącego Rady Europejskiej z krajową funkcją publiczną jest niemożliwe. Donald Tusk przed wyjazdem do Brukseli musi podać się do dymisji, a razem z nim cały rząd.
Spięcie na linii premier-prezydent?
Zgodnie z Konstytucją desygnowanie nowego szefa Rady Ministrów leży w gestii prezydenta Bronisława Komorowskiego, ale komentatorzy częściej wskazują, że sam Donald Tusk wskaże następcę. Faworytem do objęcia funkcji premiera i szefa PO jest obecna marszałek Sejmu Ewa Kopacz, ale jej kandydatura może spotkać się z oporem ze strony Bronisława Komorowskiego, który może upatrywać nowego premiera w innej osobie.
– Desygnowany premier proponuje skład rządu, ale prezydent nie musi tej propozycji przyjmować. Wtedy Sejm podejmuje próbę stworzenia własnego rządu, który jest emanacją ugrupowań reprezentowanych w Sejmie. Konstytucja przewiduje taką ewentualność i także to, że prezydent nie zaakceptuje składu rządu – wyjaśniał w PR24 dr Ryszard Piotrowski, konstytucjonalista.
Szefowanie PO a Rada Europejska
O ile Donald Tusk musi zrezygnować z funkcji premiera, o tyle kwestia przewodniczenia Platformie Obywatelskiej nie jest już tak klarowana. Pojawiają się opinie, że Tusk będzie kierował partią z Brukseli. Łączenie tych funkcji może być jednak niezgodne z traktatem lizbońskim, który wprost wskazuje, że krajowych funkcji publicznych nie można łączyć z europejskimi.
REKLAMA
– Moim zdaniem funkcji przewodniczącego partii i Rady Europejskiej nie można łączyć, ponieważ Donald Tusk przewodniczy partii współrządzącej, finansowanej ze środków budżetowych. Trudno byłoby rozsądnie twierdzić, że przewodniczący ugrupowania, która decyduje o biegu spraw w kraju, nie pełni funkcji publicznej. Inaczej wyglądałaby sprawa, gdyby partia była mało popularna i niewiele znacząca – ocenił Gość PR24.
PR24/GM
REKLAMA