Premier League: 18 lat Wengera w Arsenalu. Co zostało z "francuskiej rewolucji"?
Arsene Wenger świętuje 18 lat pracy w Arsenalu Londyn. Francuski szkoleniowiec na stałe zapisał się w historii angielskiej piłki nożnej, a jego wkład w rozwój Premier League jest niepodważalny.
2014-10-02, 13:18
Posłuchaj
Urodzony w 1949 roku Francuz nie zrobił wielkiej kariery jako piłkarz. Był związany z drużynami ze Strasbourga, w którym się wychował, zdawał sobie jednak sprawę z tego, że umiejętności nie pozwolą mu na wejście na sam szczyt i już w wieku 32 lat zawiesił buty na kołku.
Nie zamierzał jednak rezygnować z piłki nożnej. W 1984 roku został szkoleniowcem zespołu Nancy, a drużyna spisywała się na tyle dobrze, że Wenger dostał szansę prowadzenia Monaco. W pierwszym sezonie pracy w klubie zdobył mistrzostwo Francji, przy okazji pokazując się z dobrej strony w europejskich pucharach.
W Monaco pracował przez 7 lat, po czym (co wydawało się co najmniej dziwną decyzją) wyjechał do Japonii, obejmując posadę trenera Nagoya Grampus Eight.
Spotkał się tam z takimi piłkarzami jak Gary Lineker czy Dragan Stojković. Zespół zdobył Puchar Cesarza i zajął drugie miejsce w japońskiej ekstraklasie, wynik sportowy nie był jednak dla Wengera najważniejszy.
REKLAMA
- Praca w Japonii przywróciła moją wiarę w ten zawód. W Europie kładzie się zdecydowanie większą presją na szkoleniowca. Pracując tam mogłem nabrać dystansu do wielu spraw, a później mogłem sobie uświadomić, że nie potrafię żyć bez tej pracy, bez wyzwań - powiedział po latach Wenger, podkreślając wagę tego doświadczenia.
Rewolucja, która stworzyła "Niezwyciężonych"
Arsene Wenger został trenerem Arsenalu Londyn w październiku 1996 roku, był pierwszym trenerem "Kanonierów" spoza Wysp Brytyjskich. W debiutanckim sezonie drużyna zajęła 3. miejsce w Premier League. Sezon wcześniej zespół uplasował się na 5. pozycji, stąd też Wenger szybko przekonał do siebie kibiców i piłkarzy.
Czołowi piłkarze Arsenalu obniżali loty przed przyjściem Francuza do klubu - Seaman, Dixon, Adams, Winterburn, Platt, Merson czy Wright - część z tych uznanych w Anglii zawodników znalazła się w miejscu, z którego trudno było wspiąć się na szczyt, inni wręcz stanowili zaprzeczenie trybu życia, jaki powinien prowadzić zawodowy piłkarz.
Wenger musiał podjąć zdecydowane kroki, by przebudować drużynę, wpoić jej swoje zasady, zmienić treningi, taktykę, dietę piłkarzy i tryb życia - w tym momencie na pewno można mówić o rewolucji, która rozpoczęła się nie tylko w tym klubie, ale w całej angielskiej piłce. Jednak wszystko, co wielkie, było dopiero przed Wengerem i Arsenalem.
REKLAMA
Klub wzmocniły autorskie pomysły Wengera - Marc Overmars i Emmanuel Petit, którzy tchnęli w zespół nowego ducha.W drużynie był już Patrick Vieira, który później był wieloletnim kapitanem "Kanonierów" i jedną z najważniejszych postaci drużyny Wengera.
W sezonie 1997/98 strata do pierwszego w tabeli Manchesteru United wynosiła już 11 punktów, jednak rewelacyjna końcówka sezonu sprawiła, że Arsenal został mistrzem Anglii. Wenger dołożył do tego zdobycie Pucharu Anglii. Wenger został pierwszym obcokrajowcem, który sięgnął po dublet.
W kolejnych latach Arsenal 3 razy z rzędu zajął 2. pozycję.
Francuski trener odmładzał skład, sprowadzając w kolejnych sezonach takich piłkarzy jak Thierry Henry, Robert Pires, Sol Campbell Fredrik Ljundberg czy Nwankwo Kanu. W obronie dominowali doświadczeni zawodnicy, którzy za sprawą Wengera całkowicie zmienili swój styl gry w defensywie i dołożyli swoją cegiełkę do legendarnej drużyny Francuza.
REKLAMA
Niewyobrażalny rekord i apetyt nie do zaspokojenia
Sezon 2003/04 przeszedł do historii Premier League za sprawą rewelacyjnej postawy zespołu, który dorobił się przydomku "Niezwyciężeni" - Arsenal w całej kampanii nie poniósł ani jednej porażki. Z 38 spotkań wygrał 26, dołożył do tego 12 remisów.
Ten sezon stał się na długie lata punktem odniesienia dla fanów "Kanonierów". W kolejnej batalii drużyna nie obroniła mistrzowskiego tytułu. Nic nie może przecież trwać wiecznie, szczególnie w lidze tak silnej jak angielska Premier League.
Samo to, że zespół był w stanie zwyciężyć rozgrywki w takim stylu, było trudne do wyobrażenia. Jeśli apetyt rośnie w miarę jedzenia, to trudno wyobrazić sobie, co mogli czuć fani Arsenalu przed dekadą. Wenger pokazywał jednocześnie świetne oko do młodych graczy, których wprowadzał do zespołu. Robin van Persie, Cesc Fabregas, Ashley Cole, Gael Clichy, Theo Walcott - to tylko nieliczne jego odkrycia.
Przyszłość wyglądała różowo, jednak Wenger od tamtego czasu ani razu nie poprowadził Arsenalu do zdobycia mistrzostwa i żadnego trofeum - dopiero w zeszłym sezonie "Kanonierzy" sięgnęli po Puchar Ligi.
REKLAMA
Wenger przegrał z pieniędzmi?
Piłka nożna przeszła od tego czasu kilka kolejnych rewolucji, jednak nie miały one nic wspólnego z Wengerem, a wręcz były zaprzeczeniem tych wartości, które Francuz wydaje się wyznawać. Wielkie pieniądze, kuszenie zawodników lukratywnymi kontraktami, dążenie do natychmiastowych sukcesów w myśl zasady "płacę i wymagam" odarły futbol z romantyzmu.
Arsene Wenger (którego często przedstawia się właśnie jako futbolowego "romantyka") przekonał się o tym kilkakrotnie, tracąc na rzecz bogatszych klubów takich zawodników, jak Robin van Persie, Samir Nasri, Gael Clichy, Emmanuel Adebayor, Ashley Cole.
Francuski menedżer nie był fanem płacenia za zawodników gigantycznych sum, wolał sprowadzać młodych piłkarzy z potencjałem, których stopniowo wprowadzał do gry na najwyższych poziomie. Inna sprawa, że Arsenal nie może zaoferować piłkarzom takich pieniędzy jak Chelsea czy Manchester City. Fani zespołu byli sfrustrowani i często szydzili z polityki swojego klubu, która bazowała na młodzieży, podczas gdy rywale w walce o mistrzostwo Anglii sprowadzali zawodników z wyrobioną marką.
W ostatnim czasie także przeprowadził kilka spektakularnych transferów, jak sprowadzenie Mesuta Oezila czy Alexisa Sancheza. Finansowe raporty pokazują, że to "Kanonierzy" są w finansowym uderzeniu (biorąc choćby pod uwagę sumę wynagrodzeń zawodników za 2013/2014 rok - 166,4 mln. funtów), ale piłkarsko można odnieść wrażenie, że Arsenalowi wciąż wiele brakuje do włączenia się do walki o mistrzostwo Anglii.
REKLAMA
Przeklęte 4. miejsce
Menedżer "Kanonierów" oczywiście nie jest oczywiście nieomylny, a części piłkarzy, których sprowadzał do zespołu, nie potrafiła spełnić oczekiwań jego i kibiców. Wenger wciąż chciał wygrywać młodzieżą, a wielu ekspertów podkreślało, że drużyna nie ma charakteru zwycięzców.
W ostatnich 9 latach aż 6 razy zajmowała w tabeli 4. miejsce, za każdym razem będąc daleko od zwycięzcy. 3 razy dołożyła do tego najniższy stopień na podium. Zespół miał momenty świetnej gry, kiedy wydawało się, że może bić się o tytuł, jednak zawsze coś stało na przeszkodzie, coś eliminowało ten zespół z walki.
Wengerowi coraz częściej zaczęły się przytrafiać transferowe pomyłki, takie jak Marouane Chamakh, Johan Djorou, Sebastian Squillaci, Philippe Senderos. Poniżej oczekiwań grali Denilson, Gervinho, Arszawin, Andre Santos. Zdarzyły się też transfery kuriozalne, jak na przykład sprowadzenie Park Chu-Younga czy Kima Kallstroema.
Francuz zaczął też wdawać się w bezsensowne dyskusje w mediach, dotyczące przykładowo zimowego okienka transferowego, które jego zdaniem było krzywdzące dla niektórych zespołów (w domyśle - dla Arsenalu).
REKLAMA
Momentami wydaje się, że Arsenal stanął w miejscu w najważniejszym momencie - miał warunki do tego, by kontynuować "francuską rewolucję" Wengera, a zamiast tego przyszły wyjątkowo chude lata - nie takie, które dawałyby powód do tego, by zwolnić szkoleniowca.
Arsenal wciąż był w czołówce, wciąż mówiło się o jego aspiracjach, jednak na samym końcu przychodziło zderzenie z rzeczywistością, w której sukces jest o krok. A mimo to nie udaje się tego kroku zrobić. Wenger pozostaje świetnym szkoleniowcem, który dla wielu mógłby być wzorem. Ale czy po 18 latach potrafi jeszcze czymś zaskoczyć i sprawić, że kibice dostaną choć namiastkę "Niezwyciężonych"?
Paweł Słójkowski, polskieradio.pl
REKLAMA