Chińskie władze nie pójdą na ustępstwa wobec manifestantów z Hongkongu
W chińskim partyjnym Dzienniku Ludowym napisano, że "nielegalne zgromadzenia są wyrazem sprzeciwu wobec chińskiej najwyższej władzy oraz godzą w demokratyczne prawa mieszkańców Hong Kongu".
2014-10-03, 07:05
Posłuchaj
W Hongkongu trwają prodemokratyczne protesty. Studenci, którzy stoją na ich czele, unikają jednak konfrontacji z policją. Grozili, że jeśli w czwartek do północy czasu lokalnego szef chińskiej administracji w Hongkongu Leung Chun-ying nie poda się do dymisji, to zaostrzą protesty i będą zajmować budynki rządowe.
Mimo że Leung nie ustąpił, studenci nie spełnili swych gróźb. Podkreślili, że są gotowi do rozmów z rządem o reformach demokratycznych. Nadal jednak domagają się odejścia Leunga. "Jego dymisja jest jedynie kwestią czasu" - oświadczyli studenci.
Tymczasem chińskie władze powtarzają, że protesty w Hongkongu są nielegalne. Nie zamierzają także ustępować protestującym. "W fundamentalnych kwestiach nie ma miejsca na kompromis" - podkreślił w komentarzu redakcyjnym dziennik "Renmin Ribao", organ Komitetu Centralnego Komunistycznej Partii Chin.
REKLAMA
Źródło: CNN Newsource/x-news
"Parasolkowa rewolucja"
Prodemokratyczne demonstracje, najpoważniejsze od kiedy Pekin przejął kontrolę nad byłą brytyjską kolonią w 1997 roku, rozpoczęły się w Hongkongu pod koniec września. Protestujący domagają się nie tylko odwołania szefa lokalnej administracji, ale także zmian w prawie wyborczym.
W ramach ukutej przez byłego przywódcę ChRL Deng Xiaopinga zasady "jeden kraj, dwa systemy" Hongkongowi obiecano szeroki zakres autonomii, w tym politycznej. Tymczasem hongkońscy zwolennicy demokracji ostrzegają, że Pekin stara się stopniowo zacieśniać kontrolę polityczną nad regionem.
Jednym z tego przejawów ma być - ich zdaniem - sposób wybierania szefa lokalnej administracji w 2017 roku. Po raz pierwszy w historii mieszkańcy Hongkongu będą mogli wyłonić szefa administracji w wyborach powszechnych. Wybór będzie jednak zawężony do dwóch-trzech kandydatów zatwierdzonych uprzednio przez lojalny wobec władz w Pekinie komitet nominacyjny.
REKLAMA
REKLAMA