W poniedziałek u Rigamonti: W obliczu śmierci
Starość, umieranie, a przede wszystkim wielki ból, spustoszenie i beznadzieja, które następują po odejściu na zawsze osoby, którą kochamy – to tematy, o których nie chcemy rozmawiać. Prawda jest jednak taka, że każdy z nas będzie musiał się zmierzyć ze śmiercią – zarówno swoich bliskich, jak i swoją własną. Czy można sobie z nią poradzić – o tym w audycji W poniedziałek u Rigamonti.
2014-11-03, 20:54
Posłuchaj
Niewielu z nas potrafi stawić czoła śmierci. Wywołuje ona w nas cierpienie, strach, beznadzieję, rozpacz. W jej obliczu jesteśmy bezradni – jest ona jednak nieunikniona.
– Ludzie nie lubią mówić o śmierci. Współczesny świat pędzi cały czas do przodu i nie ma chwili na to, by się zastanowić nad tym tematem – mówiła w Polskim Radiu 24 Iza Michalewicz, reporterka, autorka reportaży i książki „Życie to za mało. Notatki o stracie i poszukiwaniu nadziei”.
REKLAMA
Pokonać lęk przed śmiercią
„My, rodząc się, nie zaczynamy żyć, lecz obumierać aż do momentu, w którym spotkamy się, jako ludzie wierzący, z Chrystusem, w którym zacznie się życie prawdziwe” – twierdził św. Augustyn. Ks. Sławomir Czalej, dziennikarz, podtrzymuje tezę, że ze śmiercią można się oswoić i nie jest ona tragiczną, ostateczną otchłanią beznadziei, albowiem religia chrześcijańska mówi, że jest to jedynie wstęp do prawdziwego życia.
– Generalnie dzisiaj ludzie umierają w szpitalach. Przez to śmierć jest skrywana. Czasami przez zabawę próbujemy ją oswoić, jednak kiedy się z nią naprawdę stykamy, to zabawa się kończy. Dawniej ludzie umierali w domach. W rodzinach wielopokoleniowych przekazywano sobie ars moriendi – sztukę towarzyszenia człowiekowi, który odchodzi. Moment umierania jest bardzo trudny, a ludzie nie przygotowują się na niego i przez to „głupieją”. Tragedia jest czymś, gdzie nie widać światła w tunelu. Ja natomiast uważam, że śmierć, choć jest trudnym przeżyciem, nie jest czymś beznadziejnym – mówił kapłan, który towarzyszył wielu ludziom w momencie umierania.
Pożegnanie ze zmarłymi
Agnieszka Białkowska, balsamistka, która przygotowuje ciała po śmierci, straciła swojego 34-letniego brata, który utopił się ratując życie swojego chrześniaka. Mimo tego traumatycznego wydarzenia, nie straciła nadziei i próbuje widzieć sens w każdej ze śmierci.
– Jasne i pocieszające jest to, że moi rodzice, ja i mój chrześniak, któremu mój brat ocalił życie, uznaliśmy, że ta śmierć nie była bezsensowna, a piękna. Jednak brata nie ma, rodzice nie mają dziecka i trudno nauczyć się z tym żyć – mówiła rozmówczyni PR24.
REKLAMA
Podzieliła się też ze słuchaczami PR24 swoim doświadczeniem podczas pierwszego szkolenia na balsamistę.
– Podczas mojego szkolenia poszłam na pierwszą sekcję zwłok. Na stole leżał młody chłopak. Pan doktor wyjął jego płuca i powiedział: „Dziewczyny podejdźcie tak wyglądają płuca topielca”. Było ciężko, ale przeżyłam – okazało się, że ten chłopak zginął w majowy weekend i miał 34 lata – tak samo jak mój brat – opowiadała Białkowska.
PR24/Dominika Dziurosz-Serafinowicz
REKLAMA
REKLAMA