Polski projekt zbrojeniowy uratowany dzięki Korei. Nasza konstrukcja zawiodła
Samobieżna armatohaubica Krab otrzyma licencyjne koreańskie podwozie. Główny producent - należąca do Polskiej Grupy Zbrojeniowej Huta Stalowa Wola - podpisała umowę z firmą Samsung Techwin. Wady w polskiej konstrukcji groziły nawet przerwaniem prac nad projektem.
2014-12-17, 20:28
Ze 120 Krabów 36 będzie miało podwozia wyprodukowane w Korei, podwozia dla kolejnych 84 mają być już wytwarzane na licencji w Polsce. Koszt pojedynczego egzemplarza z nowym podwoziem ma wynieść ok. 32 mln zł - o ok. 6 mln zł drożej niż planowano. Pierwsze egzemplarze z nowymi podwoziami armia ma dostać w 2016 r.
Wiceminister obrony Czesław Mroczek zapewnił, że zdecydowano się na rozwiązanie nowoczesne, a zarazem sprawdzone w setkach egzemplarzy - koreańskie wojsko zamówiło ponad tysiąc armatohaubic K9 i blisko 200 wozów zaopatrzenia na tym samym podwoziu. K9 wybrała też Turcja.
Problemy z polską konstrukcją
Pierwsze egzemplarze armatohaubicy - jej wieża jest produkowana na brytyjskiej licencji - otrzymały krajowe podwozie, które okazało się wadliwe. W 2012 r. armia otrzymała osiem wozów. W trakcie prób eksploatacyjnych w blachach pojawiały się pęknięcia, kłopoty sprawiał układ paliwowy, przegrzewał się silnik. Huta Stalowa Wola miała dostarczyć poprawione wozy w przyszłym roku, ale kolejne próby ze zmodyfikowanym podwoziem wykazały nowe problemy.
- Główny wykonawca w sierpniu oświadczył, że nie dostarczy produktu w dotychczasowej konfiguracji. Stanęliśmy przed problemem: czy to jest koniec tego programu, czy dajemy kolejną szansę. Zdecydowaliśmy się wtedy na bardzo trudne rozwiązanie - przedłużyliśmy termin na wprowadzenie do podziału bojowego tego produktu z wymianą tych ośmiu egzemplarzy podwozi - powiedział wiceminister obrony Czesław Mroczek.
REKLAMA
Podkreślił, że dla polskiej artylerii lufowej taki produkt - samobieżna armatohaubica - jest niezbędny, więc MON musiało wybrać między kupnem gotowych produktów nowych lub używanych a kontynuacją prac w Polsce. - Zdecydowaliśmy się na to, by polski przemysł był producentem - powiedział wiceminister.
Zwrócił zarazem uwagę, że gdyby nawet dotychczasowe "podwozie było sprawne, z technologicznego puntu widzenia jest nie najnowocześniejsze, musielibyśmy myśleć o zasadniczej modernizacji, zwłaszcza z powodu przestarzałego napędu", podczas gdy koreański produkt ma nowoczesne zawieszenie, silnik i układ przeniesienia napędu.
K9 - rozwiązanie optymalne
Decyzję MON o wyborze koreańskiego podwozia chwalą wojskowi eksperci. - Wydaje się, że było to jedyne akceptowalne rozwiązanie - ocenił redaktor naczelny "Nowej techniki Wojskowej" Andrzej Kiński. Podkreślił, że przed polskimi przedsiębiorstwami stoi teraz zadanie integracji nowego podwozia, w tym systemów łączności i kierowania ogniem, z wieżą. - Decyzja o zakupie podwozia koreańskiego była optymalna, żeby ten program w ogóle funkcjonował; czas nie pozwala dłużej czekać - ocenił z kolei zastępca redaktora naczelnego miesięcznika "Raport" Zdzisław Zieliński.
Prezes Polskiej Grupy Zbrojeniowej Wojciech Dąbrowski podkreślił, że licencja ma charakter otwarty - pozwoli na produkcję podwozi nie tylko do Krabów. Ocenił, że uruchomienie licencyjnej produkcji podwozi to dla należącego do PGZ Bumaru Łabędy szansa, by stało się "centrum gąsienicowym" Grupy, we współpracy z HSW i OBRUM Gliwice. - Widzimy też rolę dla Wojskowych Zakładów Inżynieryjnych z Dęblina jako serwisanta i Zakładów Mechanicznych z Poznania, wyspecjalizowanego w obsłudze silników - dodał Dąbrowski.
REKLAMA
Opóźnienia od samego początku
Program samobieżnej armatohaubicy 155 mm borykał się z wieloma opóźnieniami. Pierwsze działa i wozy towarzyszące trafiły do wojska po kilkunastu latach od zawarcia umowy. Wymagania taktyczno-techniczne na nowy system artyleryjski 155 mm, dostosowany do amunicji precyzyjnej, MON sformułowało w 1994 r. - jeszcze przed przystąpieniem Polski do NATO. Trzy lata później ruszył przetarg, na który wpłynęło pięć ofert; do dalszego postępowania zakwalifikowano propozycje z Niemiec, RPA, Słowacji i Wielkiej Brytanii. Przetarg unieważniono z braku pieniędzy. W tym samym roku rozpisano kolejny przetarg na współpracę wojskowo-techniczną. Z dwóch zgłoszonych wtedy ofert do końcowej fazy dotrwała jedna - brytyjska, dotycząca wieży zmodernizowanej armatohaubicy AS-90 Braveheart. Jednym z wymogów była bowiem możliwość połączenia licencyjnej wieży z polskim podwoziem.
W lipcu 1999 r., w obecności premiera Jerzego Buzka i brytyjskiego sekretarza obrony George'a Robertsona, późniejszego sekretarza generalnego NATO, podpisano porozumienie w sprawie transferu technologii z GEC Marconi (obecnie BAE Systems). Brytyjski Braveheart - w polskiej wersji Chrobry - został zintegrowany z krajowym podwoziem opracowanym na podstawie konstrukcji Kalina i otrzymał nazwę Krab.
W 2000 r. departament polityki zbrojeniowej MON podpisał z HSW umowę na dostawę dwóch prototypów. Wprowadzenie od 2003 r. nowej generacji haubic 155 mm wyposażonych w nowoczesny system kierowania ogniem było jednym z zobowiązań Polski wobec NATO.
Kontrakt na prace wdrożeniowe nad dywizjonowym modułem ogniowym zawarto jednak dopiero w 2008 r. Poza Krabem umowa obejmowała projekty Azalia (system kierowania ogniem) oraz Waran (zabezpieczenie logistyczne, w tym wozy zaopatrzenia). 30 listopada 2012 r. pierwszy dywizjonowy moduł ogniowy - osiem Krabów oraz wozy dowodzenia i logistyki, w tym w tym wóz amunicyjny oraz wóz remontów uzbrojenia i elektroniki - został przekazany 11. Mazurskiemu Pułkowi Artylerii im. Józefa Bema w Węgorzewie. Pełny moduł Regina ma liczyć 24 działa.
REKLAMA
Z wykorzystaniem klasycznej amunicji Krab może razić cele odległe o ok. 30 km, przy amunicji o wydłużonym zasięgu odległość ta wzrasta do 40 km. To dwa razy więcej niż maksymalny zasięg 122-milimetrowych haubic Goździk na podwoziu gąsienicowym czy kołowej armatohaubicy Dana kalibru 152 mm.
PAP, fc
REKLAMA