Prezydent Bronisław Komorowski zeznawał ws. WSI
Przez prawie 4 godziny prezydent Bronisław Komorowski zeznawał jako świadek w procesie dziennikarza Wojciecha Sumlińskiego i b. oficera WSI płk. Aleksandra L., oskarżonych o płatną protekcję przy weryfikacji b. żołnierza WSI. Rozprawa odbyła się w Pałacu Prezydenckim.
2014-12-18, 21:50
Posłuchaj
- Sekwencja wydarzeń robiła ogromne wrażenie - zeznał prezydent. Powiedział, że w okresie zmiany władzy jesienią 2007 r. zjawił się u niego oficer WSI płk Aleksander L. i zaoferował dotarcie do aneksu z raportu weryfikacji WSI - sugerował, że ma do niego dojście; nie wskazał swych źródeł.
- Pomyślałem, że to dziwne, bo przecież i tak dostęp jako marszałek Sejmu do aneksu mam - zeznał prezydent, który wtedy nie wykluczał, że to forma prowokacji i - jak mówił - oględnie wypowiadał się wobec L., "by go nie spłoszyć". Uznał L. za niebezpiecznego człowieka, który "chciał się wkraść w łaski nowej władzy".
Źródło: TVN24/x-news
REKLAMA
Prezydent dodał, że krótko potem zjawił się u niego płk WSI Leszek T., który poinformował, że ma nagrania wiążące się z korupcją wokół komisji weryfikacyjnej WSI. - Nie chciałbym wnikać w motywy obu panów. Pana L. znałem jako oficera WSW i człowieka związanego z poprzednim systemem; byłem zdziwiony, że w ogóle przyszedł - zeznał prezydent.
Za swój "naturalny obowiązek" Komorowski uznał poinformowanie o sprawie odpowiednich organów. - Pan Graś zasugerował, by sprawę przekazać ABW - dodał. - W tej sytuacji ABW przejęło T. w moim biurze poselskim; na tym mój udział w sprawie się skończył - oświadczył prezydent. Dodał, że nie pamięta więcej niż zeznał w prokuraturze; zeznania te podtrzymał.
"Podtrzymuję krytyczną opinię"
- Nie pamiętam, bym się zapoznawał z aneksem - oświadczył Komorowski; dodał, że nie wyklucza tego i że można to sprawdzić w tajnej kancelarii. Podkreślił, że nie odczuwał potrzeby zapoznania się z dokumentem zbudowanym - jak mówił - głównie po to, by go zaatakować w sposób oderwany od prawdy za to, że głosował przeciw likwidacji WSI. - Podtrzymuję krytyczną opinię co do likwidacji WSI w taki sposób, w jaki zrobił to rząd PiS - dodał.
W lutym 2007 r. prezydent Lech Kaczyński upublicznił raport z weryfikacji WSI, sygnowany przez szefa komisji weryfikacyjnej Antoniego Macierewicza. W 2008 r. Trybunał Konstytucyjny uznał za sprzeczne z konstytucją pozbawienie osób z raportu prawa do wysłuchania przez komisję, prawa dostępu do akt sprawy oraz odwołania do sądu od umieszczenia w raporcie. Po tym prezydent Kaczyński zdecydował nie ujawniać przygotowanego przez Macierewicza aneksu do raportu, bo - jak mówił w 2008 r. - "zbyt wiele jest tam fragmentów, w których fakty zastąpiono interpretacjami". Podtrzymał to potem Komorowski.
REKLAMA
W czwartek oświadczył on, że nie pamięta więcej, niż powiedział w prokuraturze; zeznania te podtrzymał. Powtórzył to też po ich odczytaniu (mówił w nich m.in., że "mógł się pomylić co do dat spotkań z T.").
200 pytań do prezydenta
Według Sumlińskiego (oświadczył, że ma 200 pytań do prezydenta) są sprzeczności w zeznaniach świadka ze śledztwa i z sądu. - Ja sprzeczności nie widzę - replikował prezydent. - Ta sprawa nie była moim priorytetem przy zmianie władzy w Polsce; nie wykluczam że moje zeznania nie znajdują potwierdzenia w słowach innych świadków - dodał.
Sumliński mówił, że T. zeznał, iż przyszedł on do Komorowskiego przed płk. L. "Moja pamięć może być zawodna; do sądu należy ocena, czy ma to wpływ na sprawę" - odparł Komorowski, podkreślając że nie chce wprowadzać sądu w błąd. Prosił też sąd o uniemożliwienie pytań sugerujących, jakoby chciał on nielegalnie zdobyć aneks od L.
Sąd uchylił wiele pytań Sumlińskiego, który pytał prezydenta m.in. o to, "czy to on kłamie, czy b. szef ABW Krzysztof Bondaryk". Prezydent uznał zaś za "niegodziwe" pytanie Sumlińskiego o sprawę potrącenia syna Komorowskiego. Sąd pouczył oskarżonego, że jeśli ma problemy z zadawaniem pytań, może skorzystać z pomocy swego obrońcy.
REKLAMA
Na wniosek Sumlińskiego prezydent na początku złożył przysięgę, że będzie mówił "całą prawdę, niczego nie ukrywając". Przysięga taka ma charakter formalny (bo za składanie fałszywych zeznań lub zatajanie prawdy tak czy inaczej grozi do 3 lat więzienia). Sąd jest obowiązany odebrać ją od świadka, jeśli wnosi o to jedna ze stron procesu.
Przez pierwsze 45 minut prezydent składał zeznania na stojąco, potem za zgodą sądu usiadł za stołem nakrytym zielonym suknem, naprzeciwko prowadzącego sprawę sędziego Stanisława Zduna. Po jego bokach, również za stołami, zasiadają oskarżeni oraz prokurator. Sąd zgodził się na transmisję telewizyjną rozprawy przez kilka stacji.
Pierwszy taki przypadek
Przesłuchanie odbywało się w Sali Pałacu, która specjalnie na tę okazję wyglądało jak sala sądowa - została specjalnie przystosowana do tego, by prowadzić przesłuchanie. Znalazły się tam ławy, akta sprawy leżały na stole sędziowskim. Przesłuchaniu przewodniczył sędzia Stanisław Zdun. Obaj oskarżeni byli w sali.
To pierwszy taki przypadek w powojennej Polsce. Wcześniej zeznawał tylko prezydent Lech Kaczyński w procesie o inwigilację prawicy. Ale zeznania złożył w sądzie. Po raz pierwszy sąd udał się do miejsca urzędowania prezydenta.
REKLAMA
Zdaniem konstytucjonalisty profesora Marka Chmaja to dobrze ze względów organizacyjnych i bezpieczeństwa. Przesłuchanie w sądzie zdezorganizowałoby pracę wymiaru sprawiedliwości na cały dzień.
W Polsce nie ma jasnych regulacji mówiących, że można przesłuchać prezydenta jako świadka. Dlatego zdaniem profesora Chmaja czwartkowe przesłuchanie będzie wyznacznikiem dla kolejnych prezydentów. Do tej pory zeznań w sądzie w procesie cywilnym odmówił jedynie Aleksander Kwaśniewski.
Sprawa nabrała rozgłosu w lipcu 2008 r.
Proces Sumlińskiego i L. - którym grozi do ośmiu lat więzienia - toczy się od 2011 r. i jest na końcowym etapie. Już na początku procesu wskazywano, że możliwe będzie złożenie zeznań przez prezydenta Komorowskiego, który zeznawał w śledztwie, będąc jeszcze marszałkiem Sejmu. Prezydent zeznaje na wniosek prokuratury, która dopisała go do listy świadków już w akcie oskarżenia, gdy nie był jeszcze głową państwa. Pierwotnie termin złożenia zeznań przez prezydenta był wyznaczony na wrzesień br., ale wtedy Komorowski przebywał z wizytą w Niemczech.
W grudniu 2009 r. Sumliński (który w wypowiedziach dla mediów występuje pod pełnym nazwiskiem) i L. zostali oskarżeni przez warszawską prokuraturę apelacyjną o powoływanie się od grudnia 2006 do stycznia 2007 r. na wpływy w Komisji Weryfikacyjnej WSI i podjęcie się - w zamian za 200 tys. zł - załatwienia pozytywnej weryfikacji oficera WSI płk. Leszka T. Ten oficer tajnych służb wojska jeszcze z PRL ostatecznie został negatywnie zweryfikowany.
REKLAMA
Śledztwo zainicjował Leszek T., który nagrywał rozmowy z płk. L. i Sumlińskim. W listopadzie 2007 r., po przegranych przez PiS wyborach, zawiadomił o sprawie ówczesnego marszałka Sejmu Bronisława Komorowskiego, który poinformował o niej ABW. Śledztwo trwało od grudnia 2007 r. W maju 2008 r. ABW przeszukała mieszkania członków Komisji Weryfikacyjnej WSI Piotra Bączka i Leszka Pietrzaka.
Sprawa nabrała rozgłosu w mediach w lipcu 2008 r. gdy sąd - po uwzględnieniu zażalenia prokuratury - zdecydował o aresztowaniu Sumlińskiego. Dzień później dziennikarz próbował popełnić samobójstwo w jednym z warszawskich kościołów. Po tym zdarzeniu odstąpiono od jego aresztowania. Aresztowany był natomiast płk L.
Sumliński nie przyznaje się do winy. Twierdzi, że była to prowokacja T. wymierzona m.in. w Komisję Weryfikacyjną kierowaną przez Antoniego Macierewicza. W mediach zwracał uwagę na prowadzone przez siebie dziennikarskie śledztwa i sugerował, że "mógł się tym narazić wielu osobom". Media ponownie nawiązywały do tej sprawy w 2012 r., kiedy zmarł Leszek T., mający zeznawać w procesie. Prokuratura podawała, że przyczyną śmierci T. była niewydolność krążenia. Śledztwo w sprawie jego śmierci umorzono.
IAR,PAP,kh,mr
REKLAMA
REKLAMA