30 tys. rolników najedzie Warszawę. Inne grupy dołączą do protestu?
Związkowcy z rolniczego OPZZ złożyli w stołecznym urzędzie miasta zawiadomienie o planowanej na 19 lutego demonstracji. W Warszawie ma stanąć "zielone miasteczko", a przed kancelarią premier Ewy Kopacz, według zapowiedzi rolników, pojawi się nawet 30 tys. protestujących. Akcja ma trwać do skutku.
2015-02-13, 20:18
Posłuchaj
Dyrektor stołecznego Biura Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego Ewa Gawor poinformowała, że w piątek wpłynęło zgłoszenie od organizatora, ale zawierało błąd polegający na braku określenia planowanego czasu trwania zgromadzenia. Jak wyjaśniła Gawor, organizator w zgłoszeniu podał, że zgromadzenie ma rozpocząć się 19 lutego, ale nie określił czasu jego trwania, co jest wymagane. Dodała, że jeszcze w piątek podpisała pismo do organizatora z prośbą o poprawienie zawiadomienia.
Demonstracja przed Kancelarią Premiera ma się rozpocząć o godz. 13. - Będzie to "zielone miasteczko". Około 30 tysięcy rolników zjedzie pod kancelarię pani premier Ewy Kopacz. Manifestacja skończy się dopiero wtedy, kiedy zostaną podpisane nasze postulaty bądź zostanie odwołany minister rolnictwa Marek Sawicki - powiedział dziennikarzom Przewodniczący Ogólnopolskiego Porozumienia Związków Zawodowych Rolników i Organizacji Rolniczych Sławomir Izdebski. Jak dodał, do protestu przyłączą się inne grupy społeczne, w tym górnicy i pielęgniarki.
Rolnicy zbierają siły
Tymaczasem w piątek w południe zakończył się najdłużej trwający protest w podsiedleckich Zdanach. Od blisko dwóch tygodni rolnicy blokowali w tym miejscu drogę krajową numer 2. Przewodniczący rolniczego OPZZ Sławomir Izdebski zapewnił, że rolnicy się nie poddają. - W tej chwili damy troszkę odpocząć rolnikom, a w Warszawie razem z górnikami zjawi się manifestacja 50-60 tysięcy ludzi" - powiedział Sławomir Izdebski. Wtórują mu inni działacze związkowi, którzy oceniają, że środowy marsz gwiaździsty na Warszawę nie był ich porażką. - Zmobilizował całą Polskę, wszystkich rolników, przyłączyły się do nas pielęgniarki, Sierpień'80, Solidarność i wszyscy idziemy razem na Warszawę - powiedział reporterowi IAR jeden z uczestników marszu.
Kilka rolniczych protestów zablokowało jednak drogi w innych miejscach w kraju: drogę numer 65 w Knyszynie na Podlasiu, "17" w miejscowości Potaszniki niedaleko Garwolina na Mazowszu oraz skrzyżowanie dróg numer 16 i 59 w Mrągowie w Warmińsko-Mazurskiem. Na drogach numer 12 i 91 w okolicach Piotrkowa Trybunalskiego kierowcy mogli napotkać jadące powoli kolumny ciągników, natomiast w Krzeszycach w Lubuskiem oraz Chlewicach w Świętokrzyskiem rolnicy postanowili chodzić po przejściach dla pieszych.
REKLAMA
Nie można okłamywać rolników
Rolnicy domagają się m.in. odszkodowań za straty spowodowane przez dziki oraz interwencji na rynkach wieprzowiny i mleka. Ministerstwo rolnictwa odpowiada, że unijne przepisy zabraniają interwencji na rynku wieprzowiny. - Nie ma takiej możliwości, żeby państwo polskie dokonywało zakupu interwencyjnego na rynku trzody chlewnej. Jeśli taki zakup będzie, będzie to zakup unijny - podkreślił minister Marek Sawicki. Dodał, że od kilku dni ceny wieprzowiny rosną i wyraził nadzieję, "że powoli ta sytuacja się ustabilizuje".
źródło: TVN24/x-news
REKLAMA
- Nie słuchamy tego, co mówi szef OPZZ RiOR Sławomir Izdebski, bo ważnych spraw i problemów rolniczych nie rozwiąże się na blokadach i na drogach. Ministerstwo rolnictwa mając środki może używać ich tylko i wyłącznie w granicach i na zasadach prawa wspólnotowego rolnego i prawa krajowego - tłumaczył dziennikarzom Sawicki. Dodał, że okłamywanie rolników, że można zrobić interwencję na rynku wieprzowiny, bądź też zapłacić za kwoty mleczne, jest po prostu nieuczciwością. Zdaniem ministra, rolnikom można pomóc, ale nie wyprowadzając ich na ulicę czy na blokady, tylko przygotować ich do tego, aby jak najlepiej wykorzystali możliwości pozyskania pieniędzy w ramach dopłat bezpośrednich. Wnioski o dopłaty będą przyjmowane od 15 marca.
Ratunek w "podwyższonej jakości"
- Polska już potęgą wieprzową nie będzie; powinniśmy się skupić na segmencie przetwarzania bezpośredniego - uważa Sawicki. Jego zdaniem, takie przetwórstwo może odbywać się w ramach tzw. sprzedaży bezpośredniej lub przez małe firmy produkujące na rynek lokalny lub na bliski eksport, ale wieprzowiny "podwyższonej jakości". Jak zaznaczył, to powinny zrobić gospodarstwa, które mają 200-500 sztuk trzody, one powinny zorganizować się i dać nową ofertę konsumencką. - Zachęcam rolników, by tworzyli grupy producenckie, bo grupy, które mają umowy z dwoma-trzema zakładami, mają ceny na poziomie 4,5 zł za kg żywca, a nie 3,5 zł/kg - podkreślił Sawicki. Jak zaznaczył, jest to jakieś rozwiązania na stabilizację dochodów. Indywidualny rolnik nie ma szans na uzyskanie dobrych cen - dodał.
Według ministra wszystkie duże zakłady, które wykorzystują surowiec z importu m.in. z Danii i Niemiec, nadal będą funkcjonowały, bo działają na rynku globalnym i one będą dyktowały warunki skupu trzody. Jak zaznaczył rolnikom zrzeszonym np. w Danish Crown nie tyle zależy na cenie żywca, ile na dochodach ich spółdzielni.
Sawicki mówiąc o dalszym rozwoju rynku trzody chlewnej w Polsce, podkreślił, że nie ma możliwości dofinansowania produkcji świń, więc albo Polska pójdzie w kierunku specjalizacji produkcji mięsa podwyższonej jakości, albo rolnicy będą próbowali konkurować ze spółdzielniami duńskimi czy niemieckimi. Dodał, że jedyne możliwe wsparcie, to dofinansowanie inwestycji w gospodarstwie rolnym np. na budowę chlewni w ramach Programu Rozwoju Obszarów Wiejskich. Maksymalne dofinansowane może wynieść 900 tys. zł.
Zdaniem ministra, rynek wieprzowiny, który podlega prawom gospodarki wolnorynkowej, nigdy nie ustabilizuje się, ale bardziej odporny na "huśtawki" będzie ten, kto jest lepiej zorganizowany.
REKLAMA
Co w kwestii dzików?
W sprawie odszkodowań za straty spowodowane przez dziki, minister poinformował, że zastanawia się, czy może jeszcze raz uruchomić rekompensaty z tego tytułu w ramach pomocy "de minimis". Takie wsparcie zostało zaproponowane rolnikom w listopadzie u.br. O odszkodowania za straty spowodowane przez dziki ubiegało się 579 rolników z województwa podlaskiego. Kwota wypłaconych rekompensat wyniosła 1,84 mln zł. Wysokość wsparcia - to 850 zł za 1 ha zniszczonych upraw. Resort rolnictwa szacował wówczas, że na odszkodowania trzeba przeznaczyć ponad 6 mln zł.
IAR/PAP/fc
REKLAMA