Premier League: scenariusz na film gotowy. Artur Boruc pomógł napisać bajkę Bournemouth
Artur Boruc był jednym z bohaterów sezonu w zespole Bournemouth, grającym na zapleczu Premier League. Drużyna z Polakiem w składzie niespodziewanie wywalczyła pierwszy w historii awans do angielskiej elity.
2015-04-28, 13:45
Do końca rozgrywek Championship pozostała jeszcze jedna kolejka. Teoretycznie Bournemouth nie może być pewny awansu, jednak szanse na to, że zostanie wyprzedzony przez Middlesbrough, są tylko matematyczne. Drużyna Artura Boruca przez cały sezon na zapleczu piłkarskiej elity Anglii zapracowała na świetny bramkowy bilans - strzeliła aż 95 bramek, straciła ich jedynie 45. To właśnie ten bilans zadecydował o sukcesie.
Middlesbrough, będące na trzeciej pozycji, ma najlepszą defensywę w lidze, jednak nie może równać się z niewielkim klubem pod względem skuteczności pod bramką. Aby w ogóle myśleć o tym, by trafić do Premier League z drugiego miejsca, drużyna mająca za sobą występy wśród najlepszych musiałaby odrobić ponad 20 bramek w jednym spotkaniu - taki scenariusz nie jest możliwy i Middlesbrough stanie przed trudnym zadaniem - zespoły z miejsc 3-6 rozegrają między sobą turniej barażowy z finałem na Wembley.
W poniedziałek Bournemouth pokonał na własnym boisku 3:0 mający już zagwarantowane utrzymanie Bolton Wanderers. Ten mecz pokazał, jak bardzo gospodarze chcieli tego sukcesu. Całe spotkanie atakowali, stworzyli sobie mnóstwo dogodnych sytuacji i zdominowali rywali. To nie było wejście tylnym wejściem - piłkarze zapewnili sobie sukces z przytupem.
REKLAMA
Po raz pierwszy w historii klubu, która liczy już sobie 116 lat, udało się wywalczyć awans do grona najlepszych zespołów w Anglii. Artur Boruc miał w tym osiągnięciu niemały udział. Niewielki, mogący pomieścić zaledwie 11 tysięcy widzów stadion wprost eksplodował radością.
Kręta droga Bournemouth
Na początku sezonu przyszłość Polaka na wyspach stanęła pod znakiem zapytania. Mimo, że w ubiegłych rozgrywkach Boruc dobrze bronił bramki Southampton, wraz z przyjściem nowego menedżera z podstawowego bramkarza stał się jedynie rezerwowym. Ronald Koeman, który obejmował "Świętych" po odejściu Mauricio Pochettino, nie ukrywał, że zamierza stawiać na sprowadzonego z Celtiku Glasgow Frasera Forstera.
Wyniki bronią jego decyzji - Southampton to jedna z największych rewelacji Premier League. Drużyna, którą wielu skazywało na walkę o utrzymanie, na kilka kolejek przed końcem wciąż gra o europejskie puchary, mając najmniej straconych bramek ze wszystkich zespołów w stawce.
Kupno Frasera Forstera za ponad 10 milionów euro było strzałem w dziesiątkę - w wielu meczach to właśnie on ratował punkty, popisując się świetnymi interwencjami. Pod koniec marca doznał jednak poważnej kontuzji, a w bramce do końca sezonu musi stać 38-letni Kelvin Davis.
REKLAMA
Reprezentant Polski zdecydował się na wypożyczenie do Bournemouth, któremu początek sezonu nie wróżył sukcesu. "Cherries" (ang. "wiśnie") zaczęły obiecująco, jednak szybko osunęły się do środka tabeli.
Artur Boruc dołączył do drużyny, kiedy ta zajmowała 15. miejsce w tabeli. Chwilę później rozpoczęła marsz, który zakończył się awansem. Eddie Howe, menedżer klubu, podkreślał, że Polak miał bardzo duży wpływ na poprawę wyników i dał swoim występom coś, czego brakowało Bournemouth do tego, by regularnie wygrywać.
Eddie Howe zaczał pracę w klubie w 2008 roku, kiedy ten znajdował się w ogromnych kłopotach finansowych. Jeszcze przed jego zatrudnieniem nie było wiadomo, czy w ogóle będzie istniał. Borykał się z wielkimi problemami, tułał się po peryferiach angielskiej piłki i nie jest wielkim ryzykiem stwierdzenie, że nikt nie wyobrażał sobie, że nieco ponad 7 lat później znajdzie się w piłkarskim raju.
Zdecydowanie bliżej było mu do niebytu. Już po drodze do Championship wydarzyło się kilka historii, które można nazwać piłkarskimi cudami, jak choćby "wielka ucieczka" przed spadkiem do piątek ligi, która udała się mimo 17 odjętych punktów.
REKLAMA
Sytuację uratował prezes Jeff Mostyn i kibice, którzy pokazywali wielkie oddanie. Sam Mostyn na pewno postać odrobinę kontrowersyjna, znana z tego, że nie boi się ostrego języka i nie przebiera w środkach. To jednak jego miłość do Bournemouth i pasje pozwoliły przetrwać klubowi. Po meczu z Boltonem wpadł do szatni i w relacji nadawanej na żywo w mało wyszukanych słowach, popartych wielką ekspresją, cieszył się razem z piłkarzami. Nie można go za to winić.
Mostynowi udało się namówić do zainwestowania w klub rosyjskiego miliardera, Maxima Demina. Dlaczego akurat Bournemouth? Trudno powiedzieć, biorąc pod uwagę to, jakimi zasobami dysponuje biznesmen. Prawdopodobnie mógłby z miejsca wkroczyć do któregoś z zespołów Premier League. Wydaje się jednak, że awans do elity był niespodzianką także dla niego. Rosjanin nie pojawia się w mediach, rzadko kiedy w ogóle ogląda na żywo swoją drużynę, kompletnie pozostając w cieniu.
Ludzie związani z klubem mówią, że działający w branży petrochemicznej bogacz jest bardzo przesądny i woli śledzić z dystansu poczynania klubu, którego większość akcji należy do niego.
Ciekawą postacią w Bournemouth jest także trener Eddie Howe. Jak piłkarz wielkiej kariery nie zrobił - to wychowanek Bournemouth, a jego największym sukcesem był transfer do Portsmouth, w którym jednak nie udało mu się odegrać istotnej roli. Tuż przed 30. urodzinami na jego odkupienie od Portsmouth pieniądze zbierali... kibice.
REKLAMA
Karierę zakończył przedwcześnie z powodu kontuzji. I został w klubie, który go wychował, z półtoraroczną przerwą na przygodę w Burnley, po której wrócił na dobrze znany mu stadion Dean Court.
Jako piłkarz osiągnął niewiele, jednak jako trener już dokonał największej rzeczy w historii klubu. Tak duży sukces nie udał się nawet Harry'emu Redknappowi, który z Tottenhamem walczył w Lidze Mistrzów i był bardzo blisko objęcia reprezentacji Anglii. Prowadził Bournemouth trzy dekady temu przez blisko 10 lat.
Już od jakiegoś czasu pojawiają się opinie, według których Howe to jeden z najbardziej obiecujących trenerów młodego pokolenia w Anglii. Mimo, że od niektórych piłkarzy jest starszy o zaledwie kilka lat, potrafił znaleźć z nimi wspólny język, cieszy się autorytetem i ewidentnie ma pomysł na to, jak stworzyć wyróżniający się zespół.
Gary Lineker stwierdził nawet, że zastanawia się, czy Eddie Howe nie jest angielskim odpowiednikiem "The Special One" - chodzi tu oczywiście o pseudonim, który sam sobie nadał prowadzący Chelsea Jose Mourinho. Przyszły sezon Premier League przyniesie kilka okazji, by sprawdzić tę teorię.
REKLAMA
Angielska Football League doceniła to, czego dokonał Howe jeszcze przed wywalczeniem awansu przyznając mu tytuł "menedżera dekady".
Lineker, były reprezentacyjny napastnik Anglików i trzykrotny król strzelców ligi angielskiej przyznał, że Bournemouth gra niezwykle ciekawą piłkę i "Cherries" będą świetnym dodatkiem do Premier League. Bez znaczenia pozostaje fakt, że klub nie ma ogromnego stadionu (druga najmniejsza frekwencja w Championship) i reprezentuje miasto, które liczy sobie zaledwie niecałe 200 tysięcy ludzi.
Co dalej z Borucem?
Wypożyczenie polskiego bramkarza z Southampton late dobiegnie końca, podobnie jak jego wypożyczenie do Bournemouth, które mija 31 maja. Przesądzone jest, że nie wróci do zespołu "Świętych".
Nie wiadomo jednak, czy dalej będzie zawodnikiem lokalnego rywala (Bournemouth i Southampton dzieli tylko 40 kilometrów), po wygaśnięciu umowy będzie miał czas na to, by spokojnie przemyśleć swoje następne kroki. Na pewno gra w Bournemouth była ciekawym rozdziałem jego kariery. W Premier League sprawdził się bardzo dobrze, jednak nie na tyle, by mieć nietykalną pozycję w Southampton.
REKLAMA
Źródło: TVN24/x-news
Wydawało się, że miejsce bramkarza jest na Wyspach, a bezkonkurencyjną ligą tam jest oczywiście Premier League, dlatego jako wolny zawodnik Boruc będzie dla debiutującego w tych rozgrywkach klubu naturalnym wyborem.
Pieniądze za awans i kwoty za transmisje meczów można liczyć w dziesiątkach milionów funtów. Część z nich na pewno pójdzie na to, by wzmocnić ekipę, dlatego też jeśli "Cherries" dalej będą chcieli mieć Polaka w bramce, na pewno będą w stanie zaoferować mu godziwe pieniądze.
REKLAMA
Ta historia, którą napisali piłkarze i działacze tak małego klubu to prawdziwa bajka, w którą mało kto byłby w stanie uwierzyć. Sęk w tym, że to wszystko stało się naprawdę. Materiał na film jest już gotowy.
Źródło: YouTube/ShivDes357
Paweł Słójkowski, PolskieRadio.pl
REKLAMA
REKLAMA