Portugalia ma nowego prezydenta. Sondaże nie kłamały
Marcelo Rebelo de Sousa został wybrany na nowego prezydenta Portugalii. Polityk centroprawicowej Partii Socjaldemokratycznej (PSD) zdobył 52 proc. głosów i nie będzie drugiej tury wyborów.
2016-01-25, 06:50
Posłuchaj
67-letni Marcelo Rebelo de Sousa, wybitny prawnik, elastyczny polityk i utalentowany, budzący sympatię komentator telewizyjny był absolutnym faworytem niedzielnego głosowania - w przedwyborczych sondażach otrzymywał nawet 60 proc. głosów. Na stanowisku prezydenta zastąpi swego partyjnego kolegę, Anibala Cavaco Silvę, który odchodzi po dwóch pięcioletnich kadencjach.
Według wstępnych rezultatów, po przeliczeniu ponad 99 proc. głosów, główny rywal zwycięzcy, były rektor uniwersytetu lizbońskiego Antonio Sampaio da Novoa, otrzymał niespełna 23 proc. głosów.
Dość nieoczekiwanie na trzecim miejscu znalazła się Marisa Matias z radykalnego Bloku Lewicy (BE), która zdobyła 10 proc. głosów. Dopiero czwartą pozycję zajęła Maria de Belem, była minister zdrowia i do niedawna przewodnicząca Partii Socjalistycznej (PS) z 4 proc. głosów. W wyborach startowało 10 kandydatów.
REKLAMA
Powiązany Artykuł
![nakry.jpg](http://static.prsa.pl/images/ed31dc78-6e6c-400e-933f-3d4e1199f761.jpg)
Portugalski sposób na kryzys
Już w nocy z niedzieli na poniedziałek wszyscy rywale pogratulowali Rebelo de Sousie zwycięstwa. On sam w pierwszym wystąpieniu zapowiedział, że będzie współpracować z reprezentującym odmienną opcję polityczną socjalistycznym rządem. - W tych wyborach nie było zwycięzców i pokonanych. Będę prezydentem wszystkich Portugalczyków - stwierdził Rebelo de Sousa. Podkreślił też, że stanie na straży sprawiedliwości społecznej, pamiętając jednak także o konieczności przywrócenia równowagi gospodarczej w walczącym z kryzysem kraju.
Kilka dni przed wyborami Rebelo de Sousa oświadczył, iż gotów jest współpracować z rządem socjalistów, który zastąpił w grudniu krótkotrwały, mniejszościowy rząd prawicowej koalicji socjaldemokratów z chrześcijańskimi demokratami (PSD-CDS).
Komentatorzy zgodnie przyznają, że wybory prezydenckie były kolejną porażką Partii Socjalistycznej, która nie zdołała pokonać wewnętrznych podziałów i wystawić jednego reprezentanta. Popierana przez nią dwójka niezależnych kandydatów zdobyła odpowiednio niespełna 23 i 4 proc. głosów.
IAR/PAP/fc
REKLAMA
REKLAMA