Prawybory w USA: podcięte skrzydła faworyta (analiza)

Donald Trump przegrał nieznacznie pierwsze prawyborcze starcie – w rolniczym stanie Iowa, choć to on nadaje ton debacie pretendentów do fotela prezydenta Stanów Zjednoczonych.

2016-02-02, 15:35

Prawybory w USA: podcięte skrzydła faworyta (analiza)

Posłuchaj

Hillary Clinton minimalnie przed Bernie Sandersem w Iowa. Relacja Marka Wałkuskiego z Waszyngtonu (IAR)
+
Dodaj do playlisty

Ekscentryczny miliarder przegrał w Iowa równie niespodziewanie, jak wcześniej nieoczekiwanie wysforował się w sondażach na czoło stawki republikańskich pretendentów. Był bowiem znany szerszej publiczności głównie z tego, co Silvio Berlusconi w Europie: częstego pokazywania się w towarzystwie młodszych od siebie o kilkadziesiąt lat kobiet.

W polityce okazał się równie bezpruderyjny. Bez żadnych zahamowań wypowiada kwestie, które innym kandydatom nie przeszłyby przez gardło. Nie kryje się ze swoją niechęcią do muzułmanów i zapowiada zatamowanie masowej imigracji. Wspominał o konieczności budowy muru na granicy z Meksykiem, a nawet o potrzebie nalotów dywanowych na Bliskim Wschodzie... .

Obraża kontrkandydatów

Z równą swobodą przylepia swoim konkurentom wymyślone przez siebie łatki. Teksańskiego senatora Teda Cruza, który właśnie pokonał go w republikańskich prawyborach w Iowa różnicą czterech procent, Trump określa jako „wstrętnego faceta” albo „kłamcę, którego nikt nie lubi”. Jeba Busha ze słynnej politycznej dynastii (wydała dwóch prezydentów USA) nazwał "niskoenergetycznym".

REKLAMA

Konkurentkę z drugiej strony sceny politycznej, Hillary Clinton, Trump uznał natomiast za „wysoce skomplikowaną osobę, która nie jest w stanie pozostać szczera nawet wobec samej siebie”. A popierający ją mąż, były prezydent Bill Clinton, to – zdaniem Trumpa - „degenerat”.

Gra w „trójwymiarowe szachy”

Zdawałoby się, że takie obraźliwe określenia powinny wypłukiwać poparcie dla formułującego je polityka, który przecież chce być przywódcą najpotężniejszego państwa na świecie.

Tymczasem, na przekór ocenom rozmaitych ekspertów, to właśnie niewyparzony język miliardera przysparza mu popularności. W ten sposób buduje on bowiem wokół siebie nimb osoby spoza politycznej elity, kogoś, kto nie należy do waszyngtońskiego układu, w którym od lat gra się wyraźnie oznaczonymi kartami.

REKLAMA

Trump na każdym kroku podkreśla, że on nie zasiądzie do tego stolika. Przeciwnie, obiecuje wywrócić go do góry nogami. Zdaniem Scotta Adamsa - autora słynnej serii satyrycznych rysunków z Dilbertem w roli głównej, Trump jest „genialnym klownem, który gra w trójwymiarowe szachy - podczas gdy wszyscy pozostali potencjalni pretendenci do prezydentury przestawiają na szachownicy konwencjonalne figury.

Człowiek sukcesu musi wygrywać

Trump w wyścigu do prezydentury zdaje się sprawiać wrażenie tego samego charyzmatycznego lidera, który w telewizyjnym programie dla kandydatów na biznesmenów p.t. „Stażysta” mówił: „zwalniam Cię” do uczestnika, zamykając przed nim drzwi do następnego etapu.

W Iowa Trump przegrał jednak z Cruzem, choć na wiecach to miliarder budził największe zainteresowanie. Ale Iowa jest stanem bardzo specyficznym, położonym wewnątrz kontynentu, w widłach dwóch wielkich rzek Mississipi i Missouri, tradycyjnie rolniczym, częścią tw. „pasa kukurydzy”. Tam, gdzie urodził się bohater westernów John Wayne, naturalnym faworytem po stronie republikańskiej musiał być ultrakonserwatywny i bardzo religijny kandydat, jakim jest Cruz, zdeklarowany przeciwnik aborcji i małżeństw homoseksualnych. W dodatku bardzo starannie przygotowywał się do triumfu właśnie w Iowa, objeżdżając swoim wyborczym autobusem wszystkie miejscowe hrabstwa.

REKLAMA

Miliarder wciąż pozostaje republikańskim faworytem sondaży w skali całego kraju. Jeśli jednak Trump nadal chce uchodzić za poważnego pretendenta do nominacji Partii Republikańskiej na kandydata tej partii w listopadowych wyborach prezydenckich, to powinien już bez cienia wątpliwości wygrać za kilka dni prawybory w stanie New Hampshire, na Wschodnim Wybrzeżu. Inaczej trudno mu będzie podtrzymać wizerunek kandydata kojarzonego z powodzeniem, co jest przecież kręgosłupem jego kampanii. - Jestem największym człowiekiem sukcesu spośród wszystkich, którzy kiedykolwiek ubiegali się o prezydenturę USA – powiedział sam o sobie. A wyborcom obiecał, że razem z nim zaczną wygrywać „tak często, że aż im się to znudzi”.

Od kilkudziesięciu lat New Hampshire to zasadniczy poligon dla zarówno republikańskich, jak i demokratycznych kandydatów do nominacji prezydenckiej. Ci, którzy tu słabo wypadną, często już się wycofują z dalszego udziału w walce o nominację. Bywa natomiast, że kandydaci z drugiego szeregu potrafią nabrać wiatru w żagle w małych stanach i stać się poważnymi pretendentami, wzbudzając zainteresowanie mediów i sponsorów kampanii. Dzieje się tak dlatego, że pierwsze w kolejności prawybory w Iowa i New Hampshire przykuwają niemal tyle samo uwagi dziennikarzy, co prawybory we wszystkich pozostałych, razem wziętych, 48 stanach USA.

Celebryta kontra profesjonalistka

Trump ogniskuje uwagę mediów jak żaden inny z jego obecnych rywali. Poza Stanami Zjednoczonymi szerszej publiczności znani są jedynie on i Hillary Clinton. I świat właśnie w nich upatruje głównych kandydatów do ostatecznej rozgrywki o prezydenturę, do której dojdzie w listopadzie.

REKLAMA

Clinton ma wizerunek osoby niezwykle kompetentnej, która doświadczenie zdobyła nie tylko u boku swego męża, b. prezydenta, ale i jako senator oraz sekretarz stanu, gdy odpowiadała za sprawy zagraniczne w administracji Baracka Obamy w czasie jego pierwszej kadencji.

Na tle Clinton Trump prezentuje się bardziej jako celebryta, niż polityk. Jego główną siłą nie jest merytoryczna argumentacja, lecz populizm, oparty na swoistym, niemal diabolicznym uroku biznesmena. A jednak to właśnie Trump w bezpośredniej debacie mógłby wziąć górę - dzięki swej charyzmie i nadzwyczajnej zdolności do formułowania ciętych ripost i zapadających w pamięć bon motów.

To właśnie te cechy sprawiają, że Trump świetnie wypada w mediach. Jest to o tyle paradoksalne, że na każdym kroku podkreśla jak bardzo nie cierpi dziennikarzy. Mówi o nich, że są najgorszym sortem ludzi, oszukują i manipulują opinią publiczną.

Ta taktyka wobec mediów sprawdza się równie dobrze w odbiorze zniechęconej do elit części wyborców, jak zapowiedź „skopania tyłków” dżihadystom, czy przewietrzania korytarzy w Waszyngtonie.

REKLAMA


Oddech trzeciego

Ale na wyciąganie daleko idących wniosków jest jeszcze stanowczo przedwcześnie. Seria amerykańskich prawyborów to długie i skomplikowane przedsięwzięcie, w którym zapewne nastąpi jeszcze niejeden ważny zwrot akcji. I tak np., większość konserwatywnych pretendentów, którzy wygrywali w Iowa, przegrywała później. Nie potrafili oni zyskać poparcia w większych stanach, gdzie dominuje umiarkowany elektorat. Tak było w przypadku Mike'a Huckabee, który wygrał w Iowa w 2008 roku. Natomiast senator John McCain, choć zajął w 2008 roku w Iowa dopiero czwarte miejsce, zdobył nominację prezydencką Partii Republikańskiej, by przegrać ostateczną rywalizację z kandydatem Demokratów - Barackiem Obamą.

Na podobną ścieżkę, ale z lepszym końcowym rezultatem liczy teraz Marc Rubio. W Iowa po stronie republikańskiej był dopiero trzeci, ale ma nadzieję, że wyborcy z czasem odwrócą się od radykałów takich, jak Trump i Cruz, by postawić na pozbawionego tak ostrych kantów kandydata. Dlatego tych, którzy lepiej znają meandry amerykańskiej polityki, nie dziwi, że Rubio wygłosił dziś mowę zwycięską w tonie. Od Trumpa w Iowa dzielił go tylko punkt procentowy.

Podobną sytuację ma zresztą Hillary Clinton, której w walce o nominację Partii Demokratycznej depcze po piętach Bernie Sanders. W Iowa uzyskali oboje niemal identyczny wynik.

REKLAMA

Jednak urodzony zwycięzca, za jakiego chciałby uchodzić Trump, ma teraz inne zmartwienie niż rywalizacja w obozie Demokratów. Po pierwszej części prawyborczej rozgrywki faworyt Republikanów ma podcięte skrzydła i tylko tydzień na odbudowanie wiary swojego elektoratu.

Juliusz Urbanowicz, PolskieRadio.pl

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej