Boks: Zimnoch nie tak wyobrażał sobie "nowe życie". Mollo w dwie minuty okradł Polaka z marzeń
Mike Mollo (21-5-1, 13 KO) znokautował w pierwszej rundzie Krzysztofa Zimnocha (18-1-1, 12 KO) w walce wieczoru na gali w Legionowie. Amerykanin zdobył tym samym tytuł międzynarodowego mistrza Polski wagi ciężkiej.
2016-02-21, 12:49
Zimnoch rozpoczął bardzo agresywnie i zepchnął Amerykanina do obrony, trafiając go kilkoma ciosami z prawej ręki. Wszystko zmieniło się, kiedy Mollo wcelował dwoma krótkimi lewymi sierpowymi w zwarciu, w momencie, w którym sędzia próbował rozdzielić klinczujących pięściarzy. Polak zachwiał się na nogach, a Amerykanin od razu dostrzegł chwilę słabości rywala.
Mollo po wznowieniu doskoczył do Zimnocha i posłał go na deski prawym sierpowym. Polak nie dał się wyliczyć, ale w kolejnych sekundach jedynie klinczował, ratując się przed kolejnymi atakami. Ostatecznie Zimnoch ponownie znalazł się na deskach. Tym razem został już wyliczony, ponosząc pierwszą porażkę w zawodowej karierze.
36-letni Amerykanin po pojedynku tryskał energią i z uśmiechem na twarzy opowiadał o swoim zwycięstwie. - Trenuję jak zwierzę i walczę jak zwierzę, bo jestem zwierzęciem, a moi trenerzy to moi treserzy - żartował znany z ofensywnego stylu boksowania "Bezlitosny", który wygrywając w sobotę zdobył pas międzynarodowego mistrza Polski wagi ciężkiej.
Mollo zadeklarował, że gotów jest dać Zimnochowi rewanż, jeśli ten wyrazi taką wolę. - Jestem otwarty na rewanż, jestem otwarty na wszystkie propozycje, mogę tu wrócić i walczyć ponownie, kocham Polskę, to wspaniałe miejsce! - stwierdził Amerykanin.
Zimnoch przed walką zapewniał, że do starcia z Mollo przygotował się wzorowo, skupiając jedynie na treningu i ... treningu. - Jestem przygotowany jak nigdy wcześniej - mówił pochodzący z Białegostoku pięściarz, dla którego walka z Mollo miała być początkiem "nowego życia".
REKLAMA
Ważący prawie 10 kilogramów więcej rywal nie dał jednak Polakowi szans. Nie zakończył jego kariery, bo ma dojść do rewanżu, o czym mówi także obóz Polaka, jednak powrót po kontuzji dla Zimnocha był ... jak zimny prysznic.
Źródło/youtube
Dla wielu zwycięstwo Mollo to ogromna sensacja, bo powracający na ring po 2,5 roku przerwy Mike Mollo właściwie zapowiadał już koniec swojej kariery, a do pojedynku z Polakiem nie przygotowywał się na 200 procent. - Przed walką opowiadał mi, że sparował nie dłużej niż pięć rund - mówił przed galą w Legionowie Artur Szpilka, który dwa razy pokonał Amerykanina w 2013 roku. - Trochę śmiał się, że jak walka potrwa dłużej to nie widzi szans na zwycięstwo - dodawał "Szpila". Okazało się, że i dużo większa masa i kondycja nie przeszkodziły doświadczonemu pięściarzowi pokonać ambitnego Zimnocha.
Niepokonany do soboty Zimnoch walce z Mollo podporządkował wszystko. Przeniósł się do Londynu, tam znalazł nowego szkoleniowca - trafił pod skrzydła trenera CJ Husseina. Jak podkreślali jego współpracownicy zmienił się, spokorniał i skoncentrował tylko na boksie. Przed starciem widać było, że porażka nie wchodziła w rachubę, bo zrujnowałaby mu ambitne plany. Niestety stało się, a to może bokserowi skomplikować przyszłość.
Krzysztof Zimnoch był już czwartym Polakiem, z którym Mike Mollo skrzyżował rękawice w swojej zawodowej karierze. Wcześniej bokser z Chicago pokonał Artura Binkowskiego oraz przegrał z Andrzejem Gołotą i Arturem Szpilką (dwukrotnie).
REKLAMA
Aneta Hołówek, PolskieRadio.pl, ringpolska.pl
REKLAMA