Prof. Wojciech Kriegseisen: na Sejmie Wielkim toczyła się walka o wolność
- Na Sejmie Wielkim toczyła się walka, by wolność w Rzeczypospolitej była rządna, jak chcieli autorzy Konstytucji 3 Maja, a nie anarchiczna i anachroniczna - mówi PAP prof. Wojciech Kriegseisen z Instytutu Historii PAN. We wtorek mija 225. rocznica uchwalenia Ustawy Rządowej.
2016-05-03, 09:31
Czy pojawiające się u schyłku XVIII w. projekty reform miały charakter republikański i były wyrazem powszechnego wśród szlachty przekonania, że każdy król dąży do zniszczenia demokracji szlacheckiej i wprowadzenia rządów absolutnych?
Prof. Wojciech Kriegseisen: Nie każdy projekt tego okresu miał charakter dosłownie republikański, czyli antymonarchiczny. Projekty kręgu Czartoryskich miały charakter republikański, ale taki, który dziś określilibyśmy mianem oligarchicznego. Z kolei Stanisław Poniatowski był zwolennikiem parlamentaryzmu na wzór angielski, ponieważ był anglofilem.
Jeśli pyta pan, czy w ówczesnych projektach były elementy samozadowolenia znanego z XVII w., to jeśli ograniczymy się do projektów radykalnie republikańskich, balansujących na granicy politycznego szaleństwa, a formułowanych przez magnatów związanych z Targowicą, takich jak Seweryn Rzewuski, to można powiedzieć, że tak. Jest w nich silnie akcentowany pogląd, że wprawdzie Rzeczpospolita przeżywa kryzys, ale solą ziemi jest szlachta, czyli de facto magnateria. Moim zdaniem tego rodzaju przekonania ocierały się już wtedy o patologię umysłową. Świat zmieniał się na oczach tych ludzi, a oni wciąż wygłaszali apologie demokracji szlacheckiej, pod czym rozumieli oligarchiczną władzę ich grupy.
Szczególnie fanatyczny pod tym względem był Seweryn Rzewuski, który był zwolennikiem radykalnej decentralizacji państwa. Były też innego rodzaju projekty, które zajmowały się m.in. sprawą dopuszczenia do decydowania o sprawach publicznych stanu mieszczańskiego. Obrona dotychczasowego monopolu szlachty w sprawach politycznych była jednym z kluczowych elementów tego frazeologicznego republikanizmu. Nie wiem, na ile była to wyłącznie frazeologia, a na ile rzeczywiste przekonanie do wzorów republikańskich.
CZYTAJ DALEJ
REKLAMA
Powiązany Artykuł

Święto Konstytucji 3 maja. "Była jednym z filarów polskości"
Współcześni badacze historii idei ze szkoły Cambridge zajmujący się republikanizmem nowożytnym nie czytują projektów reform polskich ze względu na barierę językową. Sądzę jednak, że byliby zszokowani, że takie poglądy mogą być traktowane jako republikańskie. Są one bowiem krańcowo odległe od wszystkiego, co znają z myśli politycznej z Anglii czy Niderlandów.
Jak postrzegano Konstytucję 3 Maja w Anglii?
Nigdy nie prowadziłem w tej sprawie szczególnych badań. Sądzę, że Konstytucja 3 Maja budziła wśród obserwatorów zachodnioeuropejskich zainteresowanie nie dlatego, że byłby to dla nich projekt głęboko inspirujący intelektualnie. Fascynować ich mógł fakt, że Polacy traktowani jako społeczeństwo niezbyt znane z rozsądku politycznego zdobyli się na taki przebłysk mądrości, pozwalający na zawarcie kompromisowego porozumienia ponad podziałami. Udało się uniknąć rzezi, która wówczas trwała we Francji. Przypomina to stosunek Zachodu do obrad Okrągłego Stołu w 1989 r.
Konstytucja 3 Maja i Okrągły Stół są dowodami, że historia czasem przyspiesza i odwraca swój bieg. W 1787 r. odbywa się zjazd w Kaniowie, rok później Sejm zbiera się, aby przygotować udział Polski w wojnie z Turcją po stronie Rosji. Wkrótce później zostaje zlikwidowana Rada Nieustająca, armia zwiększona do stu tys. żołnierzy i rozpoczynają się też prace nad nowym ustrojem. Dlaczego w atmosferze tego okresu tak szybko zmieniają się priorytety króla i reformatorów?
Bo były to różne priorytety. Cel zwołania Sejmu, jakim miał być udział w wojnie przeciwko Turcji, był rozsądny, ponieważ polityczno-wojskowy sojusz z Rosją miał nas osłonić przed ambicjami rozbiorczymi Prus i Austrii. Rosja już „nas miała”. Król chciał potwierdzić ten układ wychodząc z założenia, że nie jest on idealny, ale przynajmniej chroni nas przed rozbiorem. Rosja miała być według Poniatowskiego i jego współpracowników „opiekunem” i patronem. Na przyszłość można było mieć nadzieje, że uda się te relacje zmienić na bardziej korzystne.
W 1788 r. pojawili się na Sejmie posłowie, najczęściej młodzi, którzy uderzyli w tony patriotyczne. Wydawało im się, że wystarczy się zerwać i odrzucić zależność od Rosji. W ówczesnej korzystniejszej sytuacji międzynarodowej prosiło się, żeby to wykorzystać…
REKLAMA
I jakoś to będzie…?
„Szabel nam nie zabraknie, szlachta na koń wsiędzie, Ja z synowcem na czele, i - jakoś to będzie!”. Uformowało się szybko stronnictwo patriotyczne. Patriotyzm jego członków był dwojakiego rodzaju. Część stanowili ewidentni agenci Petersburga lub posłowie świadomie prowadzący politykę prorosyjską, ponieważ mieli w tym swój interes. Szefem patriotów był jegomość o nazwisku Branicki. Coś to nazwisko w kulturze polskiej znaczy. I to znaczy bardzo negatywnie. Byli w tym stronnictwie także tacy, którzy wierzyli, że są w stanie wyrwać Polskę spod rosyjskiej dominacji.
Powstała więc fala patriotycznej mobilizacji. Ludzie, którzy nigdy nie nosili kontusza, wręcz „urodzili się” we frakach, przebierali się w stroje polskie, popisywali się podgolonymi głowami i wygłaszali tak antyrosyjskie przemówienia, że dziś dziwi, jak głębokiemu chciejstwu ulegli. Było to myślenie w kategoriach całkowicie życzeniowych. Uważano, że ktoś coś za nas załatwi. Bracia Potoccy uważali, że naszym sojusznikiem przeciwko Rosji będą Prusy. Po mniej więcej roku okazało się, jak to ma wyglądać w praktyce. Prusacy powiedzieli, że „coś za coś”. Obiecywali pomoc przeciw Rosji w zamian za Toruń i Gdańsk.
Likwidacja Departamentu Wojskowego Rady Nieustającej, a następnie samej Rady, miała miejsce w atmosferze nienawiści do tego organu władzy, co może nas dziwić. Wprawdzie Rada była narzucona na Sejmie po pierwszym rozbiorze, ale jej działalność miała pozytywne aspekty.
Przynajmniej był to jakiś rząd.
Zgadzam się. Była to tylko namiastka rządu, ale wprowadzała jakiś porządek. Pamiętajmy również, że Rosjanie nie stworzyli Rady Nieustającej wyłącznie po to, aby kontrolować Polskę. Tacy ludzie jak rosyjski ambasador Otto Magnus von Stackelberg i rosyjski minister spraw zagranicznych Nikita Panin wierzyli jeszcze, że możliwa jest realizacja pomysłu wykorzystania wielkiej obszarowo i ludnościowo Rzeczypospolitej jako realnego sojusznika, a nie tylko jako bezpiecznego obszaru komunikacji militarnej. Wojsko sojusznicze mogłoby się przydać Rosji np. do wojny z Austrią, a może nawet z Prusami. Świeże było przecież wspomnienie wojny siedmioletniej.
REKLAMA
Rzeczpospolita odzyskałaby wówczas Prusy Królewskie?
Obiecywać można różne rzeczy, ale nie sądzę.
Można było obiecywać dostęp do Morza Czarnego kosztem Turcji.
Prot Potocki podejmował nawet próby żeglugi Dniestrem. Chodziło przede wszystkim o zbyt polskiego zboża z Ukrainy. W rokowaniach dyplomatycznych Rosjanie do niczego tak daleko idącego nie musieli się zobowiązywać. Na zjeździe w Kaniowie Katarzyna II, która po latach spotkała się ze Stanisławem Augustem Poniatowskim, niczego mu nie obiecała, raczej wycofywała się z wcześniejszych sugestii. Po co zobowiązywać się do czegokolwiek wobec państwa, które nie ma na Rosję żadnych skutecznych narzędzi nacisku. Na pewno należało to wykorzystać, ale to już przedmiot dyskusji publicystów, ale nie historyków.
Kilka lat temu głośna była polemika pomiędzy Adamem Zamoyskim a prof. Andrzejem Nowakiem. Zamoyski sugerował, że przeciwnicy Konstytucji 3 Maja bronili Rzeczypospolitej przed „bluźnierstwami oświecenia”. Idąc tym tropem można zadać pytanie, czy ustawa ta nie została uchwalona w wyniku spisku i zamachu stanu?
Dla zwolenników naiwnych teorii spiskowych był to oczywiście spisek masoński. Problem tylko w tym, że członkowie lóż masońskich, które były dość ekskluzywnymi klubami towarzyskimi, a nie politycznymi, znajdowali się we wszystkich ówczesnych stronnictwach politycznych. Byli wśród reformatorów i przeciwników reformy państwa, a także w katolickim episkopacie. W rzeczywistości cały ów domniemany spisek polegał na przyspieszeniu sesji sejmowej, tak aby było na niej jak najmniej opozycjonistów. Nie jest to być może wyrafinowana technika, ale bardzo często stosowana w wielu parlamentach dla wymanewrowania przeciwnika. Trudno to uznać za spiskowe działanie.
Drugim elementem owego strasznego spisku miało być odczytanie depesz dyplomatycznych na początku posiedzenia 3 maja. Wynikało z nich, że zagrożenie dla państwa jest tak wielkie, iż decyzje o reformie ustrojowej trzeba podejmować natychmiast. Rzeczywiście depesze dobrano i przedstawiono tak, aby przekonać posłów do szybkiej decyzji, ale nie ma w tym żadnego elementu nacisku.
REKLAMA
Konstytucja została przegłosowana tak łatwo, ponieważ w Sejmie większość mieli reformatorzy. Wkrótce okazało się, że przewagę mieli również na sejmikach, czyli "w terenie". Z wyjątkiem wątłych protestów szlachty z najbardziej konserwatywnych regionów, takich jak Wołyń, Konstytucja została zaakceptowana przez szlachtę. Pamiętajmy bowiem, że była kompromisem.
Cecha ta służyła później krytyce tego aktu jako niedostatecznie reformatorskiego, np. w takich obszarach jak kwestia chłopska. W Konstytucji zapisano, że są oni wzięci w opiekę prawa. To tylko frazes. Co z mieszczanami?
Niewiele więcej…
Przedstawiciele stanu mieszczańskiego zostali dopuszczeni na Sejm, ale bez prawa czynnego, stanowiącego głosu. A co do rzekomo oświeceniowego, antychrześcijańskiego charakteru Konstytucji, to wspomnijmy, że utrzymano zakaz zmiany wyznania z katolickiego na jakiekolwiek inne.
Zapisano także, że jest to religia „narodowa panująca”.
Można było, choć teza ta pojawiła się w XIX w. Wciąż znajdujemy się w tej samej sferze, co w przypadku dyskusji o powstaniu warszawskim. Dziś wiemy, że nie było konieczne. Są takie sytuacje, że procesy społeczne trudno zatrzymać. Latem 1944 r. nastrój w Warszawie był taki, że trudno było sobie wyobrazić, że nie rozpocznie się walka z – jak się wtedy wydawało – uciekającymi w panice Niemcami. Mieszkańcy Warszawy nie wiedzieli, że uciekają niemieckie tyły, a pod Radzyminem Niemcy pobiją Sowietów.
Można to określić takim skrótem, ale pamiętajmy, że dla wielu z nas wolność wydaje się naturalną predyspozycją i jest traktowana jako ważna wartość. W Rzeczypospolitej była to wartość mistyfikowana, którą kultywowano przez całe pokolenia wychowywane w kulcie wolności szlacheckiej czyli - jak wtedy sądzono - narodowej. Niezależnie od niuansów była traktowana jako wartość jednoznacznie pozytywna. W ostatnich dekadach XVIII w. do udziału w życiu politycznym weszło pokolenie wychowane w szkołach, w których wolność kojarzono z konkretnymi pożytkami politycznymi i trudno się dziwić, że potrzeba takiej wolności wybuchła na pierwszym od dawna Sejmie obradującym bez rosyjskiego nadzoru.
Rozmawiał Michał Szukała (PAP)
REKLAMA