Ubezpieczenia, które zrujnowały klientów i zaufanie do ubezpieczycieli
Miały gwarantować pewny zysk i bezpieczeństwo zdeponowanego kapitału. Były wyżej oprocentowane niż zwykłe konta – ubezpieczenia na życie z ubezpieczeniowym funduszem kapitałowym.
2016-05-16, 20:59
Posłuchaj
Takie ubezpieczenie ma charakter ochronno-inwestycyjny, co oznacza, iż pewna część płaconej składki ubezpieczeniowej przeznaczona jest na pokrycie przewidzianej umową ochrony, zaś pozostała – na zakup jednostek uczestnictwa w ubezpieczeniowym funduszu kapitałowym (UFK), który inwestuje środki w różnego rodzaju instrumenty finansowe, np. akcje czy obligacje. Ale proporcje są korzystne dla konsumentów.
Produkt na zgubę klienta?
I te właśnie ubezpieczenia zrujnowały finansowo tysiące Polaków, a sprawa do dziś nie znalazła dobrego rozwiązania. Były one, jak się to dziś elegancko określa, szyte na miarę: i tych biedniejszych, którzy inwestowali emerytury i drobne oszczędności, i tych zamożniejszych, którzy lokowali duże fortuny. Tracili jednak wszyscy, jak chociażby architekt Bartłomiej Woźniakowski.
– Mimo że jestem inżynierem, padłem ofiarą tych ubezpieczeń. Chciałem ulokować gdzieś kapitał, który miałem po sprzedaży przedwojennego mieszkania w centrum Warszawy. Trafiłem do Open Finance, gdzie przedstawiono mi ofertę lokaty rentierskiej i produktu kwartalnego. I te dwa produkty miały się wzajemnie finansować, to była długoterminowa lokata na 10–15 lat. Z możliwością wcześniejszego wycofania się, ze 100-proc. gwarancją kapitału. Przez rok czułem się multimilionerem, bo tak mi wyliczono zyski. Ale po upływie roku czar prysł. Nie było żadnej lokaty rentierskiej, nie było żadnej gwarancji kapitału – były same straty, i to rozłożone na raty. Bowiem nie podejmując decyzji o stracie prawie wszystkiego, musiałbym dalej dopłacać i powiększać straty – podkreśla poszkodowany.
Zawiłe regulacje i warunki umów
Ubezpieczenia na życie z ubezpieczeniowym funduszem kapitałowym (UFK) były tak skomplikowane pod względem prawnym, że wielu adwokatów, którzy podjęli się obrony oszukanych klientów, rezygnowało z prowadzenia tych spraw. Dziś zajmują się nimi wyspecjalizowane kancelarie, takie jak warszawska LWB, która prowadzi pozwy zbiorowe.
REKLAMA
– W tej chwili sytuacja jest coraz lepsza. Sądy wykazują bardzo duże zrozumienie tej sytuacji konsumenckiej. Prawo konsumenckie jest czymś stosunkowo nowym w Polsce i wymagało zaadaptowania naszej wiedzy do tego, że to konsument jest jednostką poszkodowaną w kontaktach z wielkimi korporacjami. Z drugiej strony mamy konsumenta, który nie musi znać się na skomplikowanych strukturach finansowych. Jeżeli kupuje produkt ubezpieczeniowy u ubezpieczyciela to jest przekonany, że kupuje od instytucji zaufania publicznego – tłumaczy Anna Lengiewicz z LWB.
Pierwsze próby nowych regulacji
Prawo częściowo uregulowało kilka kwestii, np. wysokość opłaty likwidacyjnej nie może już wynosić 100 proc., a najwyżej 4 proc., ale nie dotyczy to wszystkich klientów.
– Niestety nie dotyczy to tej grupy, gdzie nastąpił okres przedawnienia. I z tymi umowami, gdzie te opłaty są jeszcze dość wysokie, też coś trzeba zrobić. Dzisiaj ten rynek szacuje się na 56 mld zł i dynamika tego rynku jest utrzymana. Czyli nie jest tak, że konsumenci dowiedzieli się, że są to produkty toksyczne i rezygnują z nich, nie lokują w ten sposób pieniędzy. Wręcz przeciwnie, nadal istnieje zainteresowanie – zwraca uwagę Dorota Karczewska, wiceprezes Urzędu Ochrony Konsumenta i Konkurencji.
Jednak mimo wszystko to nie oznacza, że prawo ma zezwalać na ich łupienie.
Większa ochrona konsumentów
Klienci wygrywają przed sądami sprawy związane z ubezpieczeniami z UFK, zawierane są – co prawda jeszcze bardzo rzadko – ugody z bankami. I wspomniany powyżej Bartłomiej Woźniakowski ma też nadzieję, że swój majątek odzyska.
REKLAMA
– To nie jest tak do końca, że cały swój majątek odzyska. Wszystkiego co włożył nie będzie mógł odzyskać. Wiele zależy od tego, kiedy konsumenci zainwestowali. Ostatnio te ubezpieczenia z UFK są już inaczej konstruowane. Można oczywiście ponieść stratę, ponieważ nadal całe ryzyko jest przerzucone na klienta, a tylko niewielka część jest przeznaczona na ochronę, czyli ta część gwarantowana. Reszta to po prostu inwestycje. Mogą one być bardziej lub mniej ryzykowne. W sytuacji gdy rynek finansowy słabo działa, wtedy zawsze są straty. I jeszcze jedno – z tymi ubezpieczeniami są związane duże koszty administracyjne. Koszty dystrybucji, koszty za zarządzanie funduszem to nawet 4 proc., są też koszty wykupu. Dlatego jeśli nie ma szybkiego wzrostu na rynku, to te ponoszone koszty są wyższe niż zyski z inwestycji – wyjaśnia gość Jedynki Aleksandra Wiktorow, Rzecznik Finansowy.
Korzyści tylko dla ubezpieczycieli
I jeszcze jest bardzo wysoka opłata za zerwanie tej umowy.
– Tak właśnie było, i o tym wszyscy mówią. Okazywało się bowiem, że jeśli przez trzy pierwsze lata ktoś chciał wycofać wpłacone pieniądze, np. kilkanaście czy kilkaset tysięcy złotych – to nie dostawał nic. Ponieważ opłata likwidacyjna powoduje, że przez te pierwsze lata nic się nie dostaje. Następnie co roku nieco mniej jest potrącane, ale nawet po 10 latach jest potrącane 10 proc., i jeszcze do tego są opłaty związane z wykupem, czyli z likwidacją tego funduszu – wylicza gość Jedynki.
Ale oczywiście nie wszystkie zakłady ubezpieczeniowe miały w ten sposób skonstruowane produkty, i niektórzy klienci mogli dostać więcej.
REKLAMA
UOKiK interweniuje…
Około 5 mln Polaków ma takie polisy z ubezpieczeniowym funduszu kapitałowym.
– Ale nie wszystkie są takie toksyczne. Po pierwsze część zakładów sama zlikwidowała te produkty, przestała je sprzedawać. Inni chcieli zawierać ugody z klientami, ale nic z tego nie wychodziło. Zorganizowały się grupy, które chciały grupowo dochodzić swoich roszczeń, ale to też niewiele dawało. I dopiero współpraca jeszcze wówczas Rzecznika Ubezpieczonych i UOKiK-u doprowadziła do tego, że nałożono kary i następnie Urząd zaproponował zawarcie ugody. I rzeczywiście, z większością zakładów, które były trochę „oszustne” w stosunku do klientów zawarto ugody. I klienci mogli odzyskać swoje pieniądze, ale nie 100 proc., na ogół było to 70 – 80 proc. Ale to lepsze niż nic – zauważa Aleksandra Wiktorow.
…pomaga też Rzecznik Finansowy
Wiele poszkodowanych osób zwracało się do Rzecznika, i Urząd przygotowywał specjalne wystąpienia do sądu, tzw. istotny pogląd w sprawie. I aż 85 proc. tych spraw zakończyło się pozytywnie dla klientów, którzy odzyskali pieniądze. Zwłaszcza, że przecież nie ma tytułu prawnego do stosowania opłat likwidacyjnych.
– Sąd przyjął ten punkt widzenia Rzecznika. Podobnie jak ustawodawca. I w nowej ustawie o działalności ubezpieczeniowej są regulacje, jeśli chodzi o nowe ubezpieczenia, że w rok po zawarciu ubezpieczenia dostaje się list, i wtedy jest 60 dni na ewentualne odstąpienie od umowy. I można wtedy potrącić nie więcej niż 4 proc. zgromadzonych kapitałów. Ale tylko po pierwszym roku. Natomiast jeśli klient zostanie dłużej, to wtedy obowiązują już inne przepisy – podkreśla gość Jedynki.
REKLAMA
A jeśli osoby wcześniej zerwały umowy, i poniosły wysokie opłaty, czasem niemal wszystko co wpłaciły, to czy mają szansę na odzyskanie tych pieniędzy?
– I tak, i nie. Wszystko zależy od okresu przedawnienia. Ugody dotyczą umów zawartych nie więcej niż trzy lata wstecz. Pozostałym zostaje tylko droga sądowa, indywidualna. Ale oczywiście Rzecznik Finansowy zawsze pomaga w takich sprawach. Jest tzw. pośrednim reprezentantem – zaznacza Aleksandra Wiktorow.
Nawet nazwa wprowadza w błąd
I co jeszcze warto podkreślić, co jest bardzo ważne, nazwa ubezpieczenie z funduszem kapitałowym sugeruje, że jest to bezpieczny produkt, że kapitał jest ubezpieczony. A tak nie jest. Nie ma żadnej gwarancji tego kapitału.
– To są dwa produkty w jednym. Jest to ubezpieczenie na życie osoby, która wykupuje polisę. I były firmy, gdzie ta część ochronna przy wpłacie 10 tys. wynosiła 100 zł, a reszta była inwestowana bez żadnej gwarancji. I firmy ubezpieczeniowe zakładały, wiedziały z doświadczenia, że na pewno duża część klientów się wycofa. Bo przy długoterminowym oszczędzaniu tak się dzieje, z różnych powodów. Jednemu się nie chce, a drugi nie może. I dlatego tak były konstruowane te produkty, dlatego na początku były wysokie opłaty, żeby zyskała na tym tylko firma, a nie klient – wyjaśnia gość Jedynki.
REKLAMA
Klient może oczywiście w każdej chwili iść do sądu, gdy np. nie zgadza się z proponowana ugodą. Jednak sąd bierze pod uwagę także koszty poniesione przez ubezpieczyciela, czyli czasem ugoda jest bardziej opłacalna.
KNF ogranicza samowolę
Od 1 lipca firmy ubezpieczeniowe powinny się stosować do nowej rekomendacji Komisji Nadzoru Finansowego. Nie może być tzw. nietrafionej sprzedaży, misselingu, czyli wciągania klientów w pułapkę.
– To tzw. zła sprzedaż. Gdy ktoś przychodzi, i chce kupić jakiś produkt, a sprzedający namawia go na zupełnie coś innego. I mówi, że jest to lepsze, choć wie że tak nie jest. W przypadku ubezpieczeń z UFK wynikało to m.in. z tego, że wynagrodzenia agentów były niesłychanie wysokie. To właśnie oni dostawali za sprzedaż tych ubezpieczeń nawet roczną składkę klienta – podkreśla Aleksandra Wiktorow, Rzecznik Finansowy. I dodaje, że odzyskanie przez firmy ubezpieczeniowe zaufania klientów to długa sprawa. Ponieważ także inne ubezpieczenia, nie tylko te na życie z UFK, ale też np. OC nie cieszą się dobrą opinią.
Robert Lidke, Aleksandra Tycner, mb
REKLAMA