Euro 2016: Polska - Holandia. Porażka w najbardziej oczekiwanym momencie

Przed meczem z Holandią jechaliśmy na EURO 2016 po medal, po meczu z Holandią nie wyjdziemy pewnie z grupy. Jeden mecz potrafił zmienić nastroje polskich kibiców o 180 stopni. Czy słusznie?

2016-06-02, 21:00

Euro 2016: Polska - Holandia. Porażka w najbardziej oczekiwanym momencie
Reprezentanci Polski po meczu z Holandią. Foto: PAP/Adam Warżawa

Posłuchaj

Piotr Zieliński po meczu z Holandią (IAR)
+
Dodaj do playlisty

Nie lubię meczów towarzyskich. Ludzie mają tendencję do wyciągania z nich zbyt daleko idących wniosków, podczas gdy wnioski zbyt daleko po wczorajszym meczu z Holandią iść nie powinny. Owszem, przegraliśmy, ale ta porażka była wkalkulowana, nasz selekcjoner był na nią przygotowany - tak samo zresztą jak zawodnicy. Zimny prysznic musiał po prostu spaść na reprezentację prędzej czy później, a teraz był na to ostatni (i jedyny w zasadzie) moment. Owszem, wczorajszy mecz był jednym z najgorszych pod wodzą Nawałki, ale warto wziąć pod uwagę okoliczności, które na to wpłynęły.

Arłamów w nogach

Piłkarze przystąpili do meczu z Holandią dzień po zakończeniu okresu przygotowawczego w Arłamowie. Oprócz - rzecz jasna - Roberta Lewandowskiego, zawodnicy tłumaczyli się przed kamerami i mikrofonami, że nogi wydają się jeszcze trochę ciężkie. - Jesteśmy po ciężkich treningach i nogi miały nam trochę prawo odmawiać w tym spotkaniu posłuszeństwa - powiedział po meczu Kamil Glik. A apelowano przecież do selekcjonera, by nie przesadzał, wzorem swoich poprzedników, z obciążeniami na treningach.

Ile w tym prawdy wiedzą chyba tak naprawdę sami reprezentanci, wszyscy jednak widzieliśmy ociężałość naszych piłkarzy. Przegrywane pojedynki główkowe w ofensywie, przegrywane pojedynki bark w bark, spóźniony pressing, pojedynki biegowe również bez sukcesu. Być może więc jest coś na rzeczy. Okres przygotowawczy to okres przygotowawczy, sami zawodnicy podkreślają również, że forma ma być wypracowana dopiero na 12 czerwca. Kibiców takie tłumaczenia mimo wszystko nie przekonują.

Zostawmy też narzekanie na grząską murawę - jak mawia klasyk, była taka sama dla wszystkich. Ślizgał się zatem zarówno Lewandowski, jak i Janssen, choć "Lewy" trochę jednak bardziej. Poślizgnął się w kluczowym momencie również Milik, ale Wijnaldum już nie. Natomiast to nasi zawodnicy ryzykowali zdrowiem tuż przed mistrzostwami, nie "Pomarańczowi". Niewiele trzeba, by na takiej murawie skręcić kostkę i o tym również musimy pamiętać. Czy było zbyt grząsko, czy zbyt ciężko, czy nasi byli zbyt zmęczeni? Pewnie wszystkiego po trochu, ale kto śledzi grę naszej reprezentacji ten wie, że Robert i spółka dali z siebie w tym spotkaniu maksymalnie 50%.

REKLAMA

Mecze towarzyskie dla towarzystwa

Rozegraliśmy świetne eliminacje i sparingi zaraz po nich, gdy nasi czuli krew, mieli o co walczyć, mieli sporo do udowodnienia. Walka o miejsce w składzie na Euro mobilizowała chłopaków. Teraz odnoszę wrażenie, że wakacyjna Jurata, sympatyczny obóz w Arłamowie i ogłoszenie dwudziestki trójki rozprężyło naszych reprezentantów bardziej, niż zakładał Nawałka. Może nie wybiegliśmy na Holendrów na miękkich nogach, ale wydaje się, że głowy zostały jeszcze w Bieszczadach.

Czytaj dalej
Polska Holandia 3.jpg
Biało-czerwoni mają co poprawiać przed Euro 2016

Może za dużo zostało podpisanych autografów, za dużo zostało wysłuchanych przyśpiewek, za dużo braw? Reprezentacja Polski w mniemaniu wielu kibiców miała rozgromić anonimowy przecież skład Holendrów, a zaraz potem bić się o finał EURO. Niektórzy nazywają to wdzięcznie "balonikiem", inni głupotą, a jeszcze inni uzasadnionymi nadziejami. Zwał jak zwał, udzieliło się to chyba również naszym graczom.

Nie oszukujmy się - nie było walki. Nogi były odstawiane, krycie odpuszczane, po kilku niedokładnych zagraniach w szeregi naszej kadry wkradło się zrezygnowanie. Nietrudno to uzasadnić - ewentualna kontuzja osłabionego już przecież składu byłaby jak wyrok, niemniej nie takiego podejścia oczekiwał komplet kibiców na stadionie w Gdańsku. Plan minimum jednakże wykonany - wszyscy zdrowi.

REKLAMA

A podejście było takie, jakie musiało być na tym etapie, w takim momencie, choć może nie z takim rywalem. Nasi przystąpili do sparingu jak do sparingu, zaznaczając, że najważniejsze będzie Euro. Jakże różni się takie podejście od nie tak dawnego "podchodzimy do każdego meczu towarzyskiego, jakbyśmy grali o punkty!".

Dzieci we mgle

Nie możemy jednak w ten sposób usprawiedliwić bardzo słabej gry poszczególnych piłkarzy. O ile do Szczęsnego, Glika (najlepszy w składzie), Jędrzejczyka (na prawej obronie) i może jeszcze Grosickiego nie za bardzo jest się o co przyczepić, o tyle reszta zawodników zagrała źle, bardzo źle albo dramatycznie.

Michał Pazdan według wielu przegrał tym meczem rywalizację o środek obrony z Bartoszem Salamonem. Kulminacją jego występu było żałosne zaplątanie się przed własnym polem karnym, kiedy to podarował piłkę na tacy Berghuisowi. Dobrze chociaż, że go mocno trzymał potem za koszulkę, bo miałby na sumieniu nie jedną, a dwie bramki. Chociaż druga też padła w kuriozalnych okolicznościach, a uniesione ręce na moment przed kluczowym podaniem są absolutnie niewytłumaczalne. To był zły występ Michała, choć w drugiej połowie zanotował kilka niezłych interwencji. Szkoda, że Nawałka nie dał zagrać połówki Salamonowi, moglibyśmy przynajmniej oprzeć tezę "Salamon w pierwszym składzie" na jakimś porównaniu.

Nie mamy lewej obrony. Artur Jędrzejczyk zagrał do bólu źle, do bólu próbując grać prawą nogą w sytuacjach wymagających lewej. Dawno nie widziałem obrońcy na lewej flance, starającego się zagrywać długim podaniem wzdłuż linii zewnętrznym podbiciem prawej stopy. Oprócz tego, niewiele dawał w ataku, sprawiał wrażenie ociężałego, był niedokładny. Szkoda wymuszonej zmiany Piszczka, bo może gdyby "Jędza" dostał więcej czasu, to druga połowa wyglądałaby lepiej. Nie dostał, a w jego miejsce wszedł Thiago Cionek. Dość niespodziewanie, bo wszystko wskazywało na to, że Polak z Brazylii zagra raczej po prawej stronie. Wyszło z korzyścią dla obu, bo Jędrzejczyk był naszym najlepszym zawodnikiem w drugiej połowie, a Cionek zagrał zaskakująco poprawnie na nietypowej dla siebie pozycji. Jest więc jakaś alternatywa, choć wypada mieć nadzieję, że nie będziemy zmuszeni z niej korzystać.

REKLAMA

Sam Łukasz Piszczek cierpiał podobno na jakieś problemy żołądkowe. Faktycznie, wyglądał jakby dopiero co wrócił z wakacji na Filipinach, ale w jego przypadku nie ma co się za bardzo rozpisywać. Przeszedł wczoraj obok meczu i nie było przypadku, że zakończył mecz już w przerwie. Trzeba Łukasza oszczędzać i minimalizować ryzyko kontuzji, bo we Francji będzie jednym z kluczowych zawodników.

Podobnie wygląda sytuacja z Kubą Błaszczykowskim, choć jego miejsce na prawej flance nie jest już tak pewne. Ma za sobą nieudany sezon i wiele do udowodnienia na EURO. To wciąż nasz najlepszy skrzydłowy i wielokrotnie pokazał, że można na niego liczyć, ale jego forma na turniej jest wielką niewiadomą. Zmiana Kuby w przerwie była pewnie ustalona jeszcze przed pierwszym gwizdkiem.

Najwięcej spodziewaliśmy się po Piotrze Zielińskim. Niespełnione marzenie polskich kibiców o klasowym rozgrywającym ma się wreszcie spełnić we Francji. Miejmy więc nadzieję, że "Zielu" planuje dobre wejście w odpowiednim momencie, bo w środę zagrał dramatycznie. Niewidoczny, spóźniony, bojaźliwy, bez jednej dobrej akcji. Niemal każde podanie niedokładne, niemal każdy pojedynek przegrany. Między nim a formacją ataku zostały postawione holenderskie zasieki, a Zieliński był kompletnie bezradny. Wciąż czekamy na jego dobry występ, na rozkwit tego zawodnika w kadrze. Piotrek, musisz!

Bo jeżeli nie Zieliński, to na pewno nie Krzysztof Mączyński. Jeden z kluczowych zawodników podczas eliminacji na razie szuka formy po kontuzji. Z Holandią miał zastąpić Krychowiaka, dzieląc się zadaniami z Zielińskim. Jak wyszło, wszyscy widzieliśmy. Krzysiek źle czuje się w grze defensywnej. Asekuracyjnie, rozgrywał w zasadzie tylko do najbliższego i do tyłu. Miał spory udział przy pierwszej bramce dla Holendrów i praktycznie nie oferował żadnego wsparcia w ofensywie naszego zespołu. Wielka szkoda, że nie zobaczyliśmy wczoraj w dłuższym wymiarze Tomasza Jodłowca, bo ten wydaje się naturalnym zmiennikiem dla Krychowiaka. Na ten moment, Mączyński nie jest zawodnikiem na pierwszy skład.

REKLAMA

Kolejny słaby mecz Arkadiusza Milika. Wydaje się, że Arek mobilizuje się w zasadzie tylko na mecze o punkty, bo rozczarowuje niemal w każdym sparingu. Napastnik Ajaxu zawiesił sobie poprzeczkę bardzo wysoko, spodziewamy się, że będzie jednym z liderów kadry. Z Holandią strzelał tylko z wolnych, przegrywał wszystkie pojedynki. Każde starcie z obrońcami kończył na plecach. Bez dobrej gry Milika ciężko będzie osiągnąć jakikolwiek sukces na Euro. Zostaje mieć nadzieję, że tak jak w eliminacjach, odpali na całego już podczas turnieju we Francji.

Kręgosłup pozostaje kręgosłupem

Kręgosłup naszej kadry w meczu z Holandią został złamany na pół. Brakowało środkowego ogniwa, brakowało łączności. Jak wiele znaczą dla naszego zespołu Glik - Krychowiak - Lewandowski, mieliśmy okazję zaobserwować w środę. Prawda jest brutalna - wyżej wymienione trio stanowi w tej chwili trzon reprezentacji i w przypadku absencji choćby jednego z nich możemy sobie te mistrzostwa darować. Możemy nie wychodzić na boisko.


Powiązany Artykuł

Polska Holandia 10 Jędrzejczyk 1200.jpg
"Zimny prysznic" przyda się kadrze Nawałki

Za główną przyczynę porażki z Holendrami wielu więc uznaje brak w składzie Grzegorza Krychowiaka. Faktycznie, numer 10 naszej reprezentacji jest w tej chwili zawodnikiem niezbędnym, ważnym tak samo jak Lewandowski. Kibice wierzą, że u jego boku o wiele lepiej zagra Zieliński, że formacja obrony płynnie wyprowadzi piłkę od tyłu, że rozegramy atak pozycyjny z o wiele lepszym skutkiem. Wszystkie oczy zwrócone zatem na "Krychę", wszyscy mamy nadzieję, że w meczu z Irlandią Północną po kontuzji nie będzie śladu.

Najjaśniejszym punktem naszej reprezentacji w meczu był Kamil Glik. "El Toro" regularnie rozbijał naszych rywali zarówno w powietrzu, jak i na ziemi. Kamil przyzwyczaił nas już do heroicznych interwencji i w tym meczu nie zabrakło kilku z nich. Niemniej daleko do nazwania wczorajszego występu "najlepszym" w wykonaniu kapitana Torino. Kilkukrotnie spóźniony, kilkukrotnie źle ustawiony, zamieszany (choć chyba w najmniejszym stopniu) w stratę drugiego gola. Występ jednak na czwórkę z plusem.

REKLAMA

Nie rozczarował również - choć nie zachwycił - Kamil Grosicki. Zagrał tak, jak się można było spodziewać. Aktywny, ruchliwy, nękający rywali ze skrzydła. Starał się współpracować z partnerami, choć w większości bez powodzenia. Kilka razy urwał się prawą flanką, kilka razy lewą, gdyby koledzy wykazali więcej zaangażowania, więcej pożytku byłoby z samego Kamila.

Wyróżnić trzeba również Bartosza Kapustkę. Talent z Cracovii najbardziej błyszczy w reprezentacji. Z Holendrami znów bez kompleksów, aktywny, potrafił zdobywać przestrzeń z piłką, parę razy zaprosił do rozegrania Zielińskiego, uciekał rywalom na całej szerokości boiska. Wydaje się, że Kapustka będzie pierwszym zawodnikiem wchodzącym z ławki, bo po raz kolejny udowodnił, że potrafi dać dużo reprezentacji.

Kapitanie, mój kapitanie

Koledzy szukają na boisku Lewandowskiego, a Lewandowski szuka kolegów. Wróciły demony sprzed eliminacji, sprzed kadencji Nawałki. Robert osamotniony, Robert powalany na ziemię przez obrońców, Robert walczący. Wszyscy liczą na naszego najlepszego snajpera, a każda porażka reprezentacji będzie przede wszystkim jego porażką.

Lewandowski jako jeden z niewielu twierdził po meczu, że nie potrzebuje odpoczynku po Arłamowie, że nie jest zmęczony. Myślę, że to nieprawda. Robert, pomimo że jest piłkarską maszyną, jest też człowiekiem. Jest głodny gry, chce czuć pod stopami murawę, ale musi odpocząć - przede wszystkim psychicznie. Tak wielka presja i tak wielkie oczekiwania na polskim sportowcu nie ciążyły od lat.

REKLAMA

Napastnik Bayernu nie może być zadowolony ze swojego występu z Holendrami, biorąc pod uwagę, że nie oddał na bramkę Cillessena celnego strzału. Nie zgodzę się jednak z opinią, że Lewandowski rozczarował. Kapitan naszej reprezentacji poniżej pewnego poziomu nie schodzi. Niemiłosiernie poobijany przez Bazoera, Wijnalduma i spółkę, jako jeden z niewielu w naszym składzie tworzył zagrożenie swoimi podaniami. Fakt, możemy te podania zliczyć na palcach jednej ręki, ale po jednym z nich nieomal wyszliśmy na prowadzenie.

Porażka boli, choć nie powinna

Nie lubię meczów towarzyskich i nie lubię środowego meczu z Holendrami. Kibice są niepocieszeni, chcieli bramek, chcieli zwycięstwa. Tymczasem w drugiej połowie, w kluczowym momencie spotkania, goniliśmy wynik ośmioma piłkarzami z Ekstraklasy, a ofensywa opierała się na zawodnikach reprezentacji młodzieżowej.

Przegraliśmy z naprawdę silną Holandią. Świetnie zorganizowaną w obronie, grającą wysokim pressingiem, przy tym bardzo ostro, groźną zarówno w kontrataku jak i rozegraniu pozycyjnym, z kapitalnie wyszkolonymi i utalentowanymi zawodnikami (Bazoer!). Ze słabszymi ekipami na Euro nie przyjdzie nam grać, zatem potraktujmy tę porażkę jak lekcję - nie jako sprawdzian.

Bolesna lekcja przypomniała nam, że nie mamy lewego obrońcy, że naszej formacji obronnej daleko do najlepszych, a reprezentacja jest uzależniona od swoich trzech największych liderów. Przypomniała też, że bramkarzy może nam zazdrościć większość selekcjonerów w Europie, nasz zespół potrafi grać piłkę pozycyjną i ma bardzo groźne skrzydła, a jej mocną stroną są stałe fragmenty.

REKLAMA

Nawałka zaciera zatem ręce, bo materiału do analizy wystarczy na co najmniej kilka nocy. Przed nami kilka dni odpoczynku i mecz na poprawę samopoczucia z Litwinami (ciekaw jestem jakie po tym meczu będziemy wyciągać wnioski). A później już prawdziwy sprawdzian - 12 czerwca w Nicei, z Irlandią Północną.

Przemysław Kornak, PolskieRadio.pl

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej