Prawo wodne: o ile wzrośnie cena wody?

Ustalenie opłat za usługi wodno-kanalizacyjne w powiązaniu z wielkością miasta będzie skrajnie trudne, dlatego, że wodociągi miejskie zwykle obsługują także sąsiednie gminy. Jak to zinterpretować? W mieście byłyby inne opłaty, niż w mniejszej gminie obok - zastanawia się Tadeusz Rzepecki prezes Izby Gospodarczej Wodociągi Polskie analizując nowe prawo wodne.

2016-10-07, 09:17

Prawo wodne: o ile wzrośnie cena wody?
mat. ilustracyjne. Foto: pixabay/diego_torres

Trwa dyskusja o skutkach wprowadzenia nowego Prawa wodnego. Strona samorządowa i przedsiębiorstwa wyliczają jakie podwyżki czekają mieszkańców w związku z wprowadzeniem tzw. opłat za pobór wody, ministerstwo mówi o znacznie mniejszych kwotach. Czy te podwyżki rzeczywiście będą tak wysokie?

Tadeusz Rzepecki prezes Izby Gospodarczej Wodociągi Polskie: - To nie jest nasz wymysł, ale wynika z wyliczeń. Przy tych opłatach, jakie mają spaść na przedsiębiorstwa, ta podwyżka dotycząca dostaw wody i usług kanalizacyjnych wahać się będzie od 5 do 30 procent, średnio to będzie 17 procent.

Wiceminister Mariusz Gajda wypowiadał się jednak w Radiu Maryja i zapowiadał, że opłaty za pobór wody będą niższe, co oczywiście oznaczałoby mniejsze podwyżki. To jednak na razie tylko „fakt medialny”, nie ma żadnego oficjalnego komunikatu ministerstwa. Trudno wnioskować jakby ta zmiana miała wyglądać.

Być może – tak można wnioskować ze słów wiceministra - będzie „administracyjnie uwarunkowanych opłat” czyli uzależnienie ich od wielkości miasta, ale dopóki nie widzimy projektu to trudno o komentarze.

Na pewno takie rozwiązanie – czyli ustalenie opłat w powiązaniu z wielkością miasta - będzie skrajnie trudne, dlatego, że wodociągi miejskie zwykle obsługują także sąsiednie gminy. Jak to zinterpretować? W mieście byłyby inne opłaty, niż w mniejszej gminie obok?

W myśl projektu górne stawki opłat mają być regulowane przez tzw. krajowy regulator cen. Jak się na to zapatrujecie?

- Bardzo spokojnie. Wiele firm wręcz oczekuje na takie rozwiązanie. Nawet przeprowadzaliśmy ankietę i ok. 40 procent przedsiębiorstw chciałoby takiego regulatora. Dlaczego? Bo dzisiejszy system nie każdemu odpowiada, bardzo często wnioski taryfowe są rozpatrywane niemerytorycznie, tylko bardziej politycznie. Regulator wprowadziłby jasne reguły.

Z drugiej strony wiele firm się obawia, że to nie będzie regulacja, ale pewien „kaganiec”. Sugerowały to pewne wypowiedzi członków rządu, w myśl których powinno być zapisane, że „opłata nie może być wyższa niż…”. A to kłóci się z bardzo zróżnicowanymi kosztami dostarczania wody w zależności od regionu.

Jedni sprowadzają wodę z daleka, inni muszą sięgać bardzo głęboko – to jest tak indywidualne, że nawet Urząd Regulacji Energetyki nie ma tak specyficznych sytuacji jak w naszej branży. Nie da się ustalić uniwersalnego przelicznika dla wszystkich.

Ale w niedawnym raporcie NIK pisał, że przedsiębiorstwa wodociągowe mają duże zyski, sugerując, że są rozrzutne i mogłyby bez problemu te nowe koszty wziąć na siebie, zamiast zrzucać na mieszkańców.

- Tak, ale nikt, ani NIK, nie zwrócił uwagi, że w przedsiębiorstwie wodociągowym zysk to nie jest żywy pieniądz, który zostaje w przedsiębiorstwie. To jest bardziej skomplikowana sprawa. Chociaż czasami ten zysk wynosi 3-4 czy procent, ale często w 2/3 jest to pieniądz, który jest nam darowany przez Unię, my go tylko rozliczamy w czasie przez wiele lat, a tak naprawdę jego w spółce nie ma.

W mojej spółce właśnie 2/3 zysku to zysk wirtualny, księgowy – proszę oczywiście nie mylić z „wirtualną księgowością”. To jest po prostu obowiązkowy przypis do zysku czegoś, co dostaliśmy od Unii. Tych pieniędzy w spółce nie ma.

A wiadomo, że w branży wodociągowo-kanalizacyjnej większość zrobiono przez ostatnie lata za fundusze europejskie.

A ta 1/3, która rzeczywiście jest w kasie spółki (zazwyczaj zysk na poziomie 1-2 procent) jest marginesem bezpieczeństwa, na wypadek gdy ktoś nam nie płacił, ktoś zbankrutował. Poza tym rentowność 1-2 procentowa jest koniczna do zaciągania korzystnych kredytów na inwestycje, bo jeśli bank zobaczy, że przedsiębiorstwo jest „na zero” (albo przynosi straty) da warunki zdecydowanie mniej korzystne.

Jak już jesteśmy przy raporcie NIK-u, to jak pan odnosi się do stwierdzenia, że ceny wody w Polsce są bardzo wysokie?

- Ceny są adekwatne do kosztów. Przecież każdy nasz wniosek taryfowy jest weryfikowany przez co najmniej dwie instytucje, bo przez wójta, burmistrza lub prezydenta, a później przez radę, a często jest jeszcze jakieś zaskarżenie i ocenia to wojewoda.

Czyli mamy trójstopniowy system weryfikacji taryfy, gdyby była ona kalkulowana niewłaściwie to jedna z tych instytucji by ją uchyliła.

W ciągu ośmiu lat ceny za usługi wodno-kanalizacyjne średnio wzrosły o 60 procent - dlaczego?

- Tak, to są fakty, ale przecież przez osiem lat wiele produktów, usług podrożało znacznie bardziej. A my musimy wykonać wymagania Dyrektywy wodnej zobowiązującej nasz kraj do skanalizowania miejsc, które mają powyżej 2 tys. mieszkańców, co pociąga za sobą ogromne wydatki. Oczywiście część pieniędzy bierzemy z Unii, ale przecież nie wszystko.

Poza tym oczekiwanie społeczne jest takie, że kanalizacja będzie wszędzie, bez względu na koszty. A dlaczego kanalizacja jest ostatnim medium, które jest doprowadzane do wielu miejsc? Dlatego, bo jest zdecydowanie najdroższa.

Dyskusje o Prawie wodnym, powolny start funduszy unijnych – jak to wpływa na branżę?

- Jest mały dramat. Dane GUS pokazują, że jesteśmy w dołku. Ale ta zapaść jest we wszystkich działach gospodarki – kończy się stara perspektywa unijna, projekty wygasły, a te nowe nie ruszyły jeszcze.

Ten dołek jest mocno widoczny, odczuwają go wszyscy, a szczególnie wykonawcy naszych zleceń. Przedsiębiorstwa wodno-kanalizacyjne jakoś bez inwestycji mogą przetrwać, ale ci, którzy posiadają moce produkcyjne mają zastój, zwalniają pracowników, a niektórzy nawet mogą upadać.

Mamy takie działania skokowe, nie ma stabilności działania rok do roku, a teraz to już jest taka terapia szokowa (na szczęście powoli unijne konkursy ruszają i mam nadzieję, że za chwilę będą pierwsze przetargi).

Poza tym koszty rosną, bo teraz kanalizacja powstaje już na terenach gdzie gęstość zaludnienia jest niewielka.

Piotr Toborek


Polecane

Wróć do strony głównej