Ekstraklasa: emocje i kontrowersje przesłoniły piłkarskie święto. Legia znajdzie rozpęd, Lech wyleczy rany?

Legia Warszawa pokonała Lecha Poznań w największym hicie 13. kolejki Ekstraklasy po końcówce, której nie powstydziłyby się najlepsze thrillery. Problem w tym, że na pierwszy plan wysunęły się kontrowersje.

2016-10-23, 12:30

Ekstraklasa: emocje i kontrowersje przesłoniły piłkarskie święto. Legia znajdzie rozpęd, Lech wyleczy rany?
Arkadiusz Malarz i Jasmin Burić w starciu pod koniec spotkania. Foto: PAP/Bartłomiej Zborowski

Posłuchaj

"Takie mecze budują zespół, a takie zwycięstwa pokazują charakter" - mówi trener Legii Jacek Magiera (IAR)
+
Dodaj do playlisty

Chcieliśmy pamiętać to spotkanie z całkiem innych względów. Legia Warszawa i Lech Poznań przystąpiły do sobotniego starcia w podobnych nastrojach - szukając drogi, która poprowadzi je w górę ligowej tabeli, pragnąc motywacyjnego zastrzyku w postaci zwycięstwa nad odwiecznym rywalem.

Czekaliśmy na fajerwerki, prawdziwe widowisko, ale sam mecz można uznać za rozczarowujący.

Powiązany Artykuł

legia lech 1200.jpg
Ekstraklasa: nie(zawsze)przyzwoita wymiana ciosów na Łazienkowskiej

Gospodarze wyglądali lepiej, stworzyli sobie więcej dogodnych sytuacji do zdobycia bramki, ale nieskuteczność Nemanji Nikolicia sprawiła, że na gola trzeba było czekać aż do 64. minuty. Serb z węgierskim paszportem, najlepszy strzelec ubiegłego sezonu wreszcie wykorzystał dogodną sytuację, ale sprawę ułatwił mu interweniujący zbyt wcześnie Putnocky. Wydawało się, że płaski strzał jest jak najbardziej do obrony, piłka przeleciała jednak obok golkipera "Kolejorza" i wpadła do siatki. Od tej chwili stołeczny zespół myślał głównie o tym, by utrzymać korzystny rezultat.

W ostatniej minucie błąd wprowadzonego na boisko Kopczyńskiego i rzut karny, wykorzystany przez Marcina Robaka. Szarpanina w polu karnym, najpierw związana z Dawidem Kownackim, który chciał urwać kilka sekund gospodarzom, zanim ci wznowią grę, potem zaś ogólne przepychanki, prowokacje i napięta sytuacja, w którym główne role odegrali Arkadiusz Malarz i rezerwowy bramkarz Jasmin Burić, który zerwał się z ławki i ruszył na pomoc kolegom. 

REKLAMA

Zakończyło się czerwoną kartką dla Buricia, żółtą dla Malarza, który ewidentnie nie wytrzymał ciśnienia - najpierw próbował odebrać piłkę Kownackiemu (cóż, w mało finezyjny sposób), potem zaczął szarpaninę z kolejnym przeciwnikiem. Sam był prowokowany? Być może, ale tego rodzaju zachowania nie usprawiedliwia nic. Takie obrazki oglądaliśmy wiele razy w meczach, których stawka jest wysoka, a obie strony mają sobie wiele do powiedzenia. I nie chodzi o ciepłe słowa. Możemy jedynie domyślać się, co dokładnie działo się między zawodnikami, ale wystarczyło do tego, by podnieść temperaturę przy Łazienkowskiej o kilka stopni.

To jednak nie był koniec. Po wznowieniu gry Lech wyglądał na zespół, który już zrealizował swój cel i któremu już nic nie może się stać. Legia jednak zerwała się po raz ostatni. 

Pewnie niewielu w ogóle odnotowało, że na boisku pojawił się Kasper Hamalainen. Były piłkarz Lecha, który na początku roku podpisał kontrakt z Legią, jest w Poznaniu postacią znienawidzoną. W Warszawie także nie ma zbyt dobrych notowań, bo na boisku nie dawał swojej drużynie zbyt wiele, a pobierał niebotyczne pieniądze. W sobotnim meczu, siedząc na ławce rezerwowych, miał okazję usłyszeć sporo na swój temat od kibiców gości.

REKLAMA

Luksusowy rezerwowy w kluczowym momencie znalazł się jednak w odpowiednim miejscu i odpowiednim czasie i w ostatniej akcji meczu zdobył gola na wagę zwycięstwa. Powtórki nie pozostawiły jednak wątpliwości, że bramka padła ze spalonego - w momencie strzału Łukasza Brozia Fin był za plecami ostatniego obrońcy.

Prawdziwa eksplozja radości na stadionie, niedowierzanie i rezygnacja piłkarzy Lecha, ogromny błąd bocznego arbitra - dawka emocji była zawrotna, ale okoliczności niestety pozostawiają niesmak.

"

Jacek Magiera Bójka na boisku pomogła mi, bo miałem więcej czasu na podjęcie decyzji. Aleksandar Vuković wbiegł na murawę i krzyknął każdemu z naszych zawodników, że przed nami jeszcze dużo czasu. Ja w tym czasie popatrzyłem na ławkę i się zastanowiłem. Wiedziałem, że Kasper Hamalainen zrobi różnicę i będzie miał sytuację bramkową. Tak się stało i ją wykorzystał

- Można walczyć na boisku, ale trzeba mieć w sobie pokorę. Nie było jej w zawodnikach Legii - powiedział Marcin Robak po spotkaniu. Z jednej strony trudno go nie rozumieć, z drugiej jednak trudno dziwić się gospodarzom, którzy zafundowali największemu rywalowi naprawdę potężny cios. 

REKLAMA

Lech w ostatnim czasie nie ma szczęścia - w meczu z Lechią był zespołem lepszym, nie udało się jednak zdobyć choćby punktu. W starciu z Wisłą wydawało się, że zwycięstwo jest pewne, ale przypadkowy gol w końcówce przyniósł inne rozstrzygnięcie. Mecz z Legią to przedłużenie tej tendencji.

"

Nenad Bjelica To był emocjonujący spektakl dla kibiców obydwu zespołów. Legia miała więcej szczęścia i dzięki temu wygrała. W pierwszej połowie nie graliśmy tak jak chcieliśmy. Popełniliśmy błędy w środku pola. Początek drugiej części też nie był idealny. W końcówce pokazaliśmy jednak charakter i udało nam się doprowadzić do wyrównania. Szkoda, że międzynarodowy asystent sędziego głównego popełnił tak poważny błąd, który zadecydował o wyniku spotkania

Burza, która rozpoczęła się na murawie, szybko przeniosła się do przestrzeni wirtualnej, a tam nie tylko kibice nie szczędzili sobie ostrych słów.

REKLAMA

Czy taki wpis dyrektora Legii ds. mediów i public relations jest na miejscu? Opinie na ten temat były miażdżące, zwłaszcza biorąc pod uwagę to, jak wiele problemów miał w ostatnim czasie mistrz Polski właśnie w obszarze PR.

Wyrzucanie z siebie frustracji, kopanie leżącego - obie strony miały tutaj dużo do powiedzenia. Swoje zebrali też sędziowie, trzeba jednak przyznać, że Szymon Marciniak do ostatniej sytuacji bardzo dobrze radził sobie z tym, by temperować piłkarzy, miał pełną kontrolę nad boiskowymi wydarzeniami. To jednak schodzi na dalszy plan.

- Jesteśmy rozczarowani taką decyzją, bo przez cały mecz walczymy o zdobycie przynajmniej tego jednego punktu i strzeliliśmy bramkę, a w okolicznościach trudnych i ewidentnych straciliśmy gola na 2:1 - mówił Maciej Makuszewski.

Gorzką pigułkę trzeba przełknąć i szybko się otrząsnąć. Wiadomo, o co gra Lech Poznań i wiadomo, że musi gonić ligową czołówkę. Przegrana z Legią nie jest końcem sezonu, ale wciąż może być punktem zwrotnym. "Kolejorz" rozegrał dobre spotkanie, nie zdecydował się grać otwarcie, nie podzielił losu Lechii Gdańsk. Ale do tego, by napisać, że był lepszym zespołem, jest bardzo daleko.

REKLAMA

Źródło: TVP

Legia nie będzie zaś miała wiele czasu na to, by rozkoszować się zwycięstwem. 3 punkty poprawiły sytuację mistrza Polski, ale strata do czołówki wciąż jest duża i trzeba ruszyć do jej odrabiania. Przed meczem było dużo rozważań dotyczących tego, że ten mecz może być pewnego rodzaju przełomem. Teraz trzeba to zwycięstwo wykorzystać i ruszyć w górę tabeli w momencie, w którym nastroje poszył znacznie do góry.

- Takie mecze budują zespół, a takie zwycięstwa pokazują charakter. Cieszę się, że Legia wygrała w takich okolicznościach. To pokazuje, że w naszych głowach dużo się zmienia, a zespół walczy do końca. Zagraliśmy dobry mecz. Z perspektywy ławki rezerwowych wydaje mi się, że częściej byliśmy przy piłce, ale naprzeciwko siebie mieliśmy trudny i dobrze zorganizowany zespół. Tworzymy drużynę, która teraz jest mocna, a każdy za każdym pójdzie w ogień. Nie widziałem z ławki rezerwowych czy zwycięski gol był strzelony z pozycji spalonej. Po obejrzeniu powtórek ustosunkuję się do tej sytuacji. Błędy są jednak wkalkulowane w ten sport. Cieszymy się z tego zwycięstwa, ale przed nami bardzo ważny, najważniejszy mecz z Koroną Kielce - mówił Jacek Magiera.

Źródło: TVP

REKLAMA

Paweł Słójkowski, PolskieRadio.pl

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej