Podpalił dom, zginęła jego rodzina. Wyrok w sprawie tragedii w Jastrzębiu-Zdroju
Karę dożywocia wymierzył w poniedziałek gliwicki sąd Dariuszowi P., któremu prokuratura zarzuciła, że dla uzyskania pieniędzy z ubezpieczenia podpalił swój dom w Jastrzębiu-Zdroju, zabijając żonę i czworo dzieci.
2016-12-19, 11:25
Posłuchaj
W ustnym uzasadnieniu orzeczenia sędzia Grażyna Suchecka podkreśliła, że Dariusz P. precyzyjnie zrealizował swój plan. - Był osobą poczytalną, wiedział, że podkładając ogień, skazuje rodzinę na śmierć - zaznaczyła sędzia.
Przypomniała, że rodzina P. była stawiana za wzór, była bardzo wierząca i blisko związana z Kościołem. Sam oskarżony był szafarzem w miejscowej parafii.
W ocenie sądu motywem zbrodni była nie tylko chęć uzyskania pieniędzy z ubezpieczenia, ale też uwolnienie się od rodziny.
Suchecka zwróciła uwagę, że krótko po tragedii P. proponował innym kobietom wspólne życie. Według niej oskarżonemu chodziło o "chęć uzyskania swoistej wolności od rodziny, pieniądze miały umożliwić realizację tego celu".
Zgodnie z nieprawomocnym wyrokiem skazany będzie mógł wyjść na wolność najwcześniej po 35 latach.
Tragiczny pożar
Do pożaru w jednorodzinnym domu w Jastrzębiu-Zdroju doszło w maju 2013 roku. Ogień objął jedynie 15 m kw. domu, spaliła się szafa i część schodów. W wyniku zatrucia tlenkiem węgla zmarła kobieta - żona Dariusza P. i czworo ich dzieci.
P. został zatrzymany i aresztowany pod koniec marca 2014 roku. Gliwicka prokuratura zarzuciła mu zabójstwo pięciu osób, a także usiłowanie zabójstwa szóstej - najstarszego syna, który ocalał z pożaru.
Według oskarżenia motywem zbrodni była chęć uzyskania pieniędzy z ubezpieczenia. Dariusz P., który miał poważne długi, przed tragicznym zdarzeniem zawarł szereg umów ubezpieczeń majątkowych i osobistych.
REKLAMA
"To psychopata, który dla realizacji swoich potrzeb zaplanował i zrealizował ohydną zbrodnię" - oceniła prokuratura. Według niej nie ma wątpliwości, że to P. podpalił dom - z logowań jego telefonu wynika, że w czasie wybuchu pożaru był w pobliżu.
Oskarżony nie przyznał się do winy. Stwierdził, że w jego domu doszło do przypadkowego pożaru, a on sam w tym czasie był w innym miejscu, w oddalonym o ok. 10 km zakładzie w Pawłowicach, w którym montował meble.
Prokuratura wniosła o karę dożywocia. Obrona domagała się uniewinnienia.
kk
REKLAMA