Premier League: gorzki koniec największej gwiazdy West Ham. Payet wrogiem numer jeden kibiców
Dimitri Payet jeszcze niedawno był uwielbiany przez kibiców West Hamu, teraz stał się dla nich wrogiem numer jeden. "Lojalność" - to słowo od dłuższego czasu nie znaczy w piłce zbyt wiele.
2017-01-19, 17:30
"Ma fantastyczny kontrakt, zarabia najwięcej w historii West Ham United. Podpisał to, ale teraz chce się przenieść, bo czuje, że Everton to wielki klub i nic nie możemy zrobić. My uważamy, że West Ham to wielki klub, ale on tego tak nie widzi" - jedyne, co nie zgadza się w tych zdaniach w przypadku Dimitriego Payeta, to nazwa zespołu, do którego chce odejść. Skąd więc ten cytat?
To fragment wypowiedzi Harry'ego Redknappa sprzed dwudziestu lat, kiedy Slaven Bilić, obecny szkoleniowiec West Hamu, w mało elegancki sposób opuszczał "Młoty". Miał status gwiazdy, pieniądze, teoretycznie nie mógł narzekać na warunki do gry w Londynie.
Teraz Chorwat mówi praktycznie to samo o postawie swojej największej gwiazdy, która wymusza na klubie transfer.
- Jestem zły i zawiedziony. Drużyna i sztab szkoleniowy robią wszystko, aby czuł się tu dobrze. Mimo to nie zamierzamy go sprzedawać. Zdaję sobie sprawę, że może być trudno nam sprawić, aby był szczęśliwy, ale po prostu chcemy mieć w zespole najlepszych piłkarzy - powiedział.
REKLAMA
Hipokryzja albo podwójne standardy? Być może, ale to nie jest tutaj najważniejsze.
Źródło: x-news
Mamy przed oczami dość starą historię, znane zagrywki, do których przez lata można było się przyzwyczaić - podobnych sytuacji oglądaliśmy w końcu dziesiątki.
Zawodnik dostaje ofertę, wyczuwa swoją szansę, bada możliwości transferu. Coś przedostaje się do mediów, pojawiają się plotki i spekulacje. Klub znajduje się w sytuacji, z którego rzadko kiedy udaje się znaleźć zadowalające wyjście. Zaczyna się konflikt, pewnego rodzaju próba sił - z rodzaju tych, gdzie wbrew pozorom mocniejsze karty ma w ręku pracownik, nie pracodawca.
REKLAMA
Momentami trudno to zrozumieć, bo przecież piłkarz dobrowolnie godzi się na podpisanie kontraktu, w dodatku takiego, o którym zdecydowana większość innych graczy może tylko pomarzyć. Rolą jego i menedżera jest wynegocjowanie umowy, którą będzie się dało wypełnić bez zgrzytów. Można jednak odnieść wrażenie, że te pojawiają się zbyt często. Zwłaszcza wtedy, kiedy na stole pojawia się lepsza oferta.
W przypadku Payeta problem narastał od miesięcy. Świetnie poinformowany o sprawach "Młotów" ekspert ExWHUEmployee ze strony www.thewesthamway.co.uk rozwiał wszelkie wątpliwości dotyczące Francuza.
Payet transfer zapowiadał już latem, dostał jednak podwyżkę i dodatek lojalnościowy. Po ogłoszeniu wyników referendum dotyczącego Brexitu domagał się kolejnego zwiększenia płacy. To miało sprawić, że atmosfera w szatni była mocno napięta. Jego klubowi koledzy sami mówili, że ich relacje znacznie się pogorszyły.
Do tego doszła kwestia dłuższego urlop w związku z grą na mistrzostwach Europy i to, że na treningach był daleki od tego, by dawać z siebie wszystko. Wciąż jednak pozostawał piłkarzem kluczowym, który na boisku robił różnicę. Jego postawa nie mogła zepchnąć na dalszy plan nieprzeciętnych umiejętności.
REKLAMA
Coraz głośniej słychać doniesienia, że rodzina piłkarza nigdy nie była szczęśliwa w Londynie i chciała powrotu do Francji, co nigdy nie pozostaje bez znaczenia, a czasem jest po prostu (i chyba powinno być) najważniejszym czynnikiem. Oferta z Marsylii, wciąż traktowanej jak dom, miała być wybawieniem. Według najnowszych doniesień, żona i dzieci Payeta są już po drugiej stronie Kanału La Manche, a piłkarz w międzyczasie odrzucił kilka bardziej intratnych propozycji, między innymi z Chin.
Tylko, jeśli życie w Londynie nie odpowiadało jego bliskim, po co kilka miesięcy temu podpisał nowy kontrakt, mający zatrzymać go w klubie do 2021 roku? Dość istotny "detal" - jego nowa pensja przekraczała 100 tysięcy funtów tygodniowo, więc można jasno zobaczyć, że starał się ugrać jak najwięcej dla siebie.
To przewrotne, ale Bilić poczuł na własnej skórze to, co sam zafundował kibicom i swoim szefom dwie dekady wcześniej. Na Boleyn Ground był uwielbiany, szanowany, doceniany. Teraz zdecydował się ujawnić sytuację z Payetem, który powiedział jasno, że nie zamierza zakładać klubowej koszulki i oczekuje przyjęcia propozycji Olympique. W tym bardzo trudnym sezonie, w którym jego posada wisiała już na włosku, Chorwat obronił się po raz kolejny - w swoim ostatnim meczu bez największej gwiazdy w składzie West Ham rozbił 3:0 Crystal Palace i wskoczył na może nie imponujące, ale stabilne 12. miejsce w tabeli.
REKLAMA
"Młoty", które cierpiały na brak przebojowych piłkarzy, potrzebowały jak tlenu piłkarza takiego jak Payet. Od momentu, w którym pojawił się w klubie, błyskawicznie rozpoczął podbój serc kibiców. Efektowny, nieszablonowy, skuteczny i czasami wręcz ośmieszający przeciwników - tacy gracze trafiają się rzadko. Ale nie zapominajmy, że przecież nie mówimy tu o utalentowanym juniorze, a o zawodniku 27-letnim, którego kariera nie potoczyła się dokładnie tak, jak można było się spodziewać. Nantes, Saint-Etienne, Lille i Marsylia - to silne kluby, ale będące daleko od elity czy samego splendoru walki o najwyższe trofea.
Przejście do najbardziej medialnej na świecie Premier League dało mu okazję na to, by błyszczeć w blasku reflektorów, mocno przyczyniło się do tego, że zdobył miejsce w kadrze Francji na mistrzostwa Europy, i to nie jako piłkarz szerokiego składu, a jedna z gwiazd, które miały zawojować ten turniej. To, ile dał mu West Ham, jest trudne do ocenienia, choć działało to oczywiście w drugą stronę.
Różnica w meczach z nim i bez niego w wyjściowym składzie jest widoczna gołym okiem.
REKLAMA
Słowa Paula Mersona, który stwierdził, że gdyby nie West Ham, to Payet byłby piłkarzem anonimowym, to bzdura - Anglicy lubią zapominać, że futbol poza Wyspami istnieje i ma jakiekolwiek znaczenie. Mówił jednak o tym, że gdyby zachował się inaczej, także jego ruch nie byłby odebrany z takim oburzeniem. Mógł zapowiedzieć, że latem chce zmienić klub, kiedy możliwości na transferowym rynku są większe, a do przygotowania nowej drużyny jest więcej czasu. To, co robi aktualnie, odrzuca właściwie wszystkich.
- Oni go kochali, uwielbiali, ustawili go na piedestale. W najgorszych snach nie śniło się im, że zrobi coś podobnego. To ulubiony gracz tysięcy dzieciaków. To, co robi i jak to robi, jest odrażające. Wielu piłkarzy stara się za kulisami walczyć o transfer, ale chodzi sposób, w jaki się to przeprowadza. Nie gram już w piłkę, ale kiedy widzę takie zachowanie, trudno mi powiedzieć, jak bardzo jestem zdenerwowany, choćby z tego powodu, że ja nie mogłem kontynuować swojej kariery. W futbolu nie ma lojalności, ale działa to w obie strony - mówił Dean Ashton, były gracz West Hamu, który z powodu urazów musiał zakończyć swoją karierę w wieku zaledwie 26 lat.
Odmawianie treningów z zespołem, odmawianie gry w meczach, odmawianie wywiązywania się ze swoich podstawowych obowiązków - to sprawia, że Francuz w bardzo krótkim czasie przebył drogę od bohatera do zera, i zrobił to w sposób naprawdę spektakularny. Jeśli rzeczywiście odrzuca bardziej intratne oferty i liczy wyłącznie na Marsylię ze względu na rodzinę, jest to w jakimś stopniu usprawiedliwieniem - ale na pewno nie dla wszystkich.
Do repertuaru klubowych przyśpiewek dołączyło kilka innych, i to z rodzaju tych, których nie ma sensu szerzej cytować, bo dość dokładnie oddają to, że Payet (delikatnie mówiąc) nie jest już mile widziany w zespole "Młotów". Zawodnik został zesłany do rezerw, trenuje z zespołem u-23. Piłkarze pierwszego zespołu mieli przekazać klubowym władzom, że nie chcą już z nim grać.
REKLAMA
West Ham odrzuca oferty, Olympique wychodzi z kolejnymi. Sprawa nie jest rozstrzygnięta, ale jej finał można bez większych problemów przewidzieć - teraz chodzi jedynie o to, czy Anglikom uda się powetować sobie to upokorzenie solidnym zastrzykiem gotówki. Payet prawdopodobnie dopnie swego, w tym momencie zresztą odwrotu już nie ma. Jakie narzędzia ma klub? Metody w stylu "Klubu Kokosa" czy próby złamania piłkarza to metody, które potępia się znacznie bardziej niż to, jak piłkarze podchodzą do podpisywanych przez siebie umów.
Premier League straci świetnego piłkarza, z rodzaju tych, dla których przychodzi się na mecze. Co po latach częściej będzie się w Londynie wspominać - jego niesamowite rzuty wolne czy niesmak, który towarzyszy temu pożegnaniu? O jednym i drugim nie da się zapomnieć.
Źródło: YouTube/NassimHD
REKLAMA
Paweł Słójkowski, PolskieRadio.pl
REKLAMA