Premier League: tytan pracy, lider szatni, który wciąż chciał więcej. Lampard - na krawędzi perfekcji
Legenda Chelsea, jeden z najlepszych angielskich pomocników w dziejach i człowiek, który tytaniczną pracą dostał się na piłkarski szczyt. Frank Lampard przez 21 lat swojej kariery balansował na krawędzi doskonałości.
2017-02-06, 18:30
Wydarzenie sprzed 21 lat, kiedy to doszło do spotkania z fanami West Ham United, wydaje się doskonałym punktem wyjścia tej historii. Frank Lampard, wówczas 18-letni dzieciak, dopiero pukał do drzwi wielkiego futbolu.
"On dojdzie na sam szczyt"
Podczas rozmowy kibiców, sztabu szkoleniowego i piłkarze, jeden z zebranych na sali kwestionował decyzję Harry’ego Redknappa, menedżera klubu, który właśnie pozbył się z drużyny dwóch młodych pomocników - Matta Hollanda i Scotta Canhama
Wybór rzeczywiście mógł niektórym wydawać się kontrowersyjny, zwłaszcza przez jeden szczegół - Lampard był bratankiem menedżera. Co więcej, asystentem Redknappa był wówczas ojciec Frank Lampard senior, mający na koncie ponad 500 występów w barwach Młotów, były lewy obrońca z bagażem ponad 500 meczów w koszulce Młotów.
Sprzedaż dwóch nieco bardziej doświadczonych członków zespołu mogła zostać odebrana jako ruch, który ma dać większe szanse na grę Lampardowi. Padły posądzenia o nepotyzm, oskarżenia, że wychowanek klubu nie jest jeszcze wystarczająco dobry, by mógł liczyć na grę w Premier League - może nie bezpośrednio, ale taka właśnie była wymowa słów kibica.
REKLAMA
- Byłem nieśmiałym chłopakiem, a to było coś absolutnie strasznego. Siedziałem tam zażenowany i skrępowany, kiedy ten facet o mnie mówił. Harry był wtedy prawdziwą gwiazdą, szybko usadził go na miejscu. Świetnie się to teraz ogląda, ale wtedy było potworne - wspominał zawodnik.
To były inne czasy, a spotkanie miało charakter zdecydowanie mniej formalny niż to, co możemy oglądać obecnie. Interakcje z kibicami tego rodzaju to już część historii.
- To twoja opinia, masz do niej prawo, ale ja mam swoją i za to właśnie mi płacą. Dostaję pieniądze za to, żeby oceniać zawodników - mówił Redknapp. Pozornie flegmatyczny, może wręcz apatyczny, stonowany, momentami nawet sprawiający wrażenie, że przysypia na meczach… ale kiedy trzeba było interweniować, potrafił być bardzo kąśliwy i zdecydowany.
REKLAMA
To był jeden z jego typowych momentów - ani przez sekundę nie zawahał się w tym, że musi stanąć po stronie nie tyle swojego bratanka, co gracza, w którym widział materiał na gwiazdę. Jeśli Redknapp był do czegoś przekonany, potrafił tego bronić.
- Być może Holland i Canham dobrze sobie poradzą w nowych klubach, może wrócą do Premier League, ale powiem to bez cienia wątpliwości. Nie będzie żadnego porównania osiągnięć Franka Lamparda i Scotta Canhama. Może nie powinienem mówić tego przy nim, ale on dojdzie na sam szczyt. Ma wszystko, czego potrzeba światowej klasy pomocnikowi. Ma świetne nastawienie, siłę, potrafi grać, podawać, strzelać bramki - zamknął dyskusję.
Poparł go jeden z członków sztabu szkoleniowego West Ham, który powoływał się na Terry’ego Venablesa, selekcjonera Anglii, który widział dwóch graczy z młodego pokolenia wśród juniorów Młotów. Chodziło o Rio Ferdinanda i właśnie Lamparda.
Po latach takie historie można traktować jako anegdoty, ale te talenty były widoczne gołym okiem. Obaj zrobili świetne kariery, obaj przez lata byli wśród gwiazd angielskiej reprezentacji.
REKLAMA
Niedocenienie
Szybko potwierdziło się, że Harry „Houdini” Redknapp miał rację. To nie były miłe, bezpieczne słowa dotyczące młodych graczy, których często głaszcze się po głowach i traktuje protekcjonalnie. W tym stanowisku widać było bezgraniczną pewność, która została wyniesiona nie z rodzinnych spotkań, a z treningowych boisk.
Można podśmiewać się z jego sposobu bycia, wspominać opowieści niektórych piłkarzy o tym, że szkoleniowiec miał dość luźne podejście do taktyki, a do tego był mocno na bakier z technologią. To jednak nie zmienia w niczym faktu, że zrobił dużo dla angielskiej piłki.
West Ham był początkiem i odskocznią do wielkiej kariery. Teraz, po 21 latach, kiedy Lampard zdecydował się powiedzieć „dość”, mamy pełny obraz ponad dwóch dekad, w których trudno znaleźć graczy tego pokroju.
REKLAMA
Jeszcze jako nastolatek często zdarzało się, że nie znajdował uznania u wielu ludzi ze świata piłki. Dziwili się, co niby ma w sobie niezwykłego. Był dobry, ale nie aż tak, by oczarowywać postronnych obserwatorów czy nawet tych, którzy decydowali o powołaniach do młodzieżowych reprezentacji.
O tym, do czego jest zdolny i jaka czeka go przyszłość, wiedzieli przede wszystkim ci, którzy oglądali go na co dzień - trenerzy w akademii West Hamu i ludzie ze sztabu pierwszej drużyny. Pierwsze powołania przyszły jednak dopiero ze strony kadry do lat 18.
Źródło: YouTube.com/Тележка
To poczucie niedocenienia mogło dać mu do myślenia i wpłynąć na jego charakter. A tego nigdy nie można było mu odmówić. Paradoksalnie, takie komentarze mogą być czasem bardzo motywujące. Przez 21 lat gry Lamparda widzieliśmy piłkarzy bardziej zjawiskowych, lepszych technicznie, efektowniejszych. Ale pracowitość, zawziętość, serce wkładane w grę i niezwykła wręcz efektywność były cechami, które zdecydowanie wyróżniały go z tłumu. Wszystkie te rzeczy poparł niesamowitą pracą. Wycisnął ze swoich możliwości absolutne maksimum.
REKLAMA
Redknapp opowiadał, że w pewien zimowy, paskudny wieczór, zobaczył ze swojego biura kogoś biegającego po jednym z boisk treningowych. Poprosił jednego ze swoich pracowników, by sprawdził, kto wtargnął na teren obiektu. Tak, okazało się, że był to Lampard.
John Terry, który przez lata dzielił z nim szatnię Chelsea, mówił, że nie grał z lepszym piłkarzem i jednocześnie z kimś, kto byłby tak opętany dążeniem do tego, by się rozwijać.
Po treningach, kiedy wszyscy schodzili już do szatni, Lampard zostawał z workiem piłek i ćwiczył uderzenia. I było to już w momencie, w którym miał status gwiazdy Premier League, regularnie strzelał w sezonie kilkanaście bramek, a do tego dokładał drugie tyle asyst. To nie miało znaczenia. Kiedy miał na swoim koncie 20 goli, robił wszystko, by mieć 25. Kiedy miał 25, marzył o 30.
Złamane serce i gorzkie pożegnanie
Nawet po latach nie mógł do końca pogodzić się z tym, jak traktowano go przy Boleyn Ground. Trudno uwierzyć, ale kiedy zaczynał karierę w ekipie Młotów, znaleźli się tacy, którzy nazywali go "Grubym Frankiem", zarzucali mu, że gra tylko ze względu na swoje rodzinne koneksje. Najgorszy moment nastąpił wtedy, gdy w jednym z meczów złamał nogę.
REKLAMA
- W meczu z Aston Villą walczyłem o piłkę i poczułem ogromny ból w nodze. Od razu wiedziałem, że jest złamana. Byłem na noszach, nieśli mnie przy sektorze dla gości. Słyszałem śmiech i trochę aplauzu. Doszedłem do wniosku, że może powinienem zostawić futbol. Wolałbym pracować od dziewiątej do siedemnastej z kolegami, niż co tydzień być obrażanym przez trzydzieści tysięcy ludzi. Pamiętam, że kiedy Joe Cole przychodził do Chelsea, przy porażkach West Ham czuł rozczarowanie. Ja prędzej bym się uśmiechał. Doszło aż do tego. Chciałem, żeby Młoty przegrywały - mówił po latach od tamtych wydarzeń.
Dla wychowanka może to oznaczać jedno - złamane serce i utratę jakiegokolwiek zaufania. Tym, który przekonał go do tego, że musi wrócić na boisko, był Redknapp. Udało się, a pomocnik szybko stał się bardzo ważnym zawodnikiem dla swojego zespołu, zresztą pełnego graczy utalentowanych lub tych, od których mógł się wiele nauczyć.
Rozegrał dla niego 157 spotkań, zdobywając 25 goli - jak na swoją pozycję to wynik bardzo dobry. Do szczytu było jednak jeszcze bardzo daleko.
REKLAMA
"To, co osiągnął, jest po prostu niewiarygodne"
W 2001 roku po Lamparda zgłosiła się Chelsea. Kilka miesięcy wcześniej z klubem pożegnał się Redknapp i Frank Lampard senior. "Bratanek trenera i syn asystenta", zgodnie z przypiętą mu łatką, nie wahał się długo i odszedł, dając jeszcze zarobić Młotom 11 milionów funtów. Na Boleyn Ground nie został legendą z winy samego klubu. Na Stamford Bridge nikt nie ważył się nazwać go "Grubym Frankiem", do jego imienia pasowało inne określenie - "Super".
Trudno powiedzieć, czy to znaczące, ale klub, w którym zaczynał karierę, nie odnotował faktu odejścia swojego byłego gracza na emeryturę. Nie gratulował, nie wspominał, nie pytał fanów o zdanie. Tego samego dnia, w którym Lampard wydał oświadczenie, nie zapomniał za to złożyć życzeń urodzinowych Ravelowi Morrisonowi, 24-latkowi, który przez 3 lata rozegrał w Londynie 24 spotkania.
Dopiero dzień później na stronie pojawił się wywiad ze Slavenem Biliciem, który uważa Anglika za wzór dla młodych graczy.
- To największy i najlepszy przykład dla młodzieży, która myśli o tym, żeby znaleźć się w pozycji, z której będą mogli osiągnąć coś w piłce. Znam go jeszcze z czasów, kiedy zaczynał karierę. Wszędzie gdzie byłem, w Chorwacji, Turcji czy Rosji, stawiałem go za wzór z prostego powodu. To, co osiągnął, jest po prostu niewiarygodne - mówił.
REKLAMA
Te słowa powtarzały się właściwie z ust wszystkich, którzy z nim występowali. To, kiedy jako junior wykonywał sprinty po treningach, nie zmieniło się przez kolejne sukcesy i trofea. Było inspiracją i dowodem na świetne podejście do wykonywanej pracy. I procentowało dla samego zawodnika, który między wszystkimi swoimi osiągnięciami może pochwalić się nieprawdopodobną serią 164 kolejnych występów w Premier League.
Jeśli chodzi o liczby, to pójdźmy dalej. W angielskiej elicie więcej goli niż on z rzutów karnych (43) zdobył tylko Alan Shearer.
W sumie w Premier League zdobywał bramki przeciwko 39 różnym zespołom. Dwa razy udało mu się cztery razy w jednym meczu pokonać bramkarza rywali. 211 - tyle trafień zanotował dla The Blues, co uczyniło z niego najlepszego strzelca zespołu wszech czasów.
Na liście zawodników, którzy najczęściej trafiali do siatki w lidze, Lampard jest na czwartym miejscu. Ze świecą można szukać w tym zestawieniu pomocników. Skrzydłowy Ryan Giggs jest dopiero w drugiej dziesiątce. Widać jasno, że Lampard jest fenomenem. Znajdziemy piłkarzy lepiej podających, silniejszych, lepiej grających głową czy bijących rzuty wolne. Ale kogoś, kto jako środkowy pomocnik miałby taki zmysł do strzelania bramek i znajdowania się w dogodnych sytuacjach był niespotykany.
REKLAMA
Serce rewolucji Chelsea
Anglik nie był pewny swojej przyszłości w momencie, w którym w klubie pojawił się Roman Abramowicz, który wniósł do gry wielkie pieniądze i wielkie marzenia.
- Widziałem, jak dzień po dniu w klubie pojawiają się znani piłkarze, z wysokiej półki. Kiedy w naszym pierwszym meczu w Lidze Mistrzów usiadłem na ławce obok Jona Terry'ego i Eidura Gudjohnsena i pomyślałem sobie, że niezbyt podoba mi się ta rewolucja - opowiadał.
REKLAMA
Początki mogły być niepokojące, ale koniec końców Lampard znany był z tego, że potrafił stawać na wysokości zadania w kluczowych momentach. Błyskawicznie stał się sercem, symbolem i jednym z najważniejszych piłkarzy tej drużyny.
O ile pierwsze sezony w Chelsea nie były imponujące, to od pojawienia się Rosjanina i budowy wielkiego zespołu wszystko błyskawicznie poszybowało w górę. Aż do czasu, kiedy zbliżał się czas jego rozstania z Premier League, co sezon zdobywał ponad 10 bramek w lidze. Kiedy mówiono, że się kończy, potrafił odpowiedzieć imponującymi występami.
To Jose Mourinho niesamowicie rozwinął talent Lamparda, pozwalając mu dołączyć do największych na świecie. W 2005 roku został wybrany drugim najlepszym piłkarzem globu przez FIFA, był też drugi w wyścigu po Złotą Piłkę.
Co ciekawe, podczas badań wpływu urazów głowy na procesy neurologiczne, które przeprowadzano w Chelsea, Lampard uzyskał jeden z najwyższych wyników, który zanotowała firma przeprowadzająca badania. Mówiono o tym, że przy badaniu IQ osiągnął wynik, który uplasował go w 0,1% najzdolniejszych Brytyjczyków. Boiskowa inteligencja była zdecydowanie jego mocną stroną.
REKLAMA
Chelsea mogła na niego liczyć zawsze. Kiedy w 2008 roku zmarła matka Lamparda, po czterech dniach od tej tragedii wrócił na rewanżowy mecz półfinałowy Ligi Mistrzów z Liverpoolem. W dogrywce sądzia podyktował rzut karny dla Chelsea, a Anglik nie wahał się ani sekundy, kiedy trzeba było podejść do wapna. Zapewnił The Blues bilet do Moskwy na finał z Manchesterem United. Ten był jeszcze przegrany.
Cztery lata później w decydującym meczu mało kto dawał Chelsea cień szansy na końcowy sukces. Bayern był niesamowicie mocny, ale londyńczycy stawiali opór. W końcówce stracili gola, ale wyrównali kilka minut przed ostatnim gwizdkiem.
To był heroiczny bój, walka na wyniszczenie. Bayern nie znalazł sposobu na defensywę ówczesnego wicemistrza Anglii, który w lidze zawodził na całego.
REKLAMA
W serii rzutów karnych Lampard także się nie pomylił, a radość jego i kolegów z zespołu będzie dla fanów the Blues momentem niezapomnianym.
Drogba hace campeón de Champions al Chelsea en el Allianz Arena ante el Bayern y Lampard enloquede (2012) pic.twitter.com/TcQBbfibcX
— Fútbol Fichajes ⚽ (@FutboolFlchajes) 30 stycznia 2017
Najdziwniejsza bramka
Anglik nie zakończył kariery w Chelsea, pożegnał Stamford Bridge za drugiej kadencji Jose Mourinho, tego, który przecież tyle dał mu jako piłkarzowi.
Nic nie mogło zniszczyć statusu legendy, którego dorobił się na trybunach Stamford Bridge. Nawet powrót z "emerytury" w Nowym Jorku, gdzie ogłoszono go najgorszym transferem Major League Soccer. Nie powrót do Londynu, ale do Manchesteru City, który z pieniędzmi arcybogatych właścicieli włączył się do walki o dominację w Anglii.
REKLAMA
Miał nigdy nie grać w innym klubie niż Chelsea, ale we wrześniu 2014 roku zdobył bramkę wyjątkową, która wzbudziła w nim skrajne uczucia. Na Etihad Stadium pokonał Thibaut Courtois w samej koncówce spotkania i odebrał The Blues zwycięstwo.
- To dla mnie trudne. Spędziłem w Chelsea 13 wspaniałych lat. Brakuje mi słów, nie spodziewałem się tego. Kiedy wchodziłem na boisko, kibice mojej byłej drużyny śpiewali, ale grałem dla zespołu, który także świetnie mnie przyjął. Miałem bardzo mieszane uczucia - przyznał.
Jedyna rzecz, której może żałować? Na pewno będzie nią to, co wiąże się z resztą piłkarzy ze "złotego" pokolenia Anglików. Mnóstwo talentu, świetni piłkarze, którzy zdobyli właściwie wszystko na arenie klubowej. W reprezentacji jednak zawiedli, tak samo jak kilka pokoleń przed nimi. Mieli namieszać w światowej czołówce, ale nie ugrali nic na żadnej z wielkich imprez.
REKLAMA
Moment największego zawodu? Mecz z Niemcami na mundialu w RPA w 2010 roku, 1/8 finału. Zespół Trzech Lwów przegrywał 1:2, Lampard dopadł do piłki przed polem karnym, uderzył z woleja. Manuel Neuer mógł tylko patrzeć, jak piłka przelatuje nad nim i odbija się za linią bramkową.
Widzieli to wszyscy, nie tylko ci, którzy oglądali to przed telewizorami i widzieli powtórki. Widzieli to kibice, trenerzy, zawodnicy. Jedynymi, którzy tego nie zauważyli, byli sędziowie. Anglicy przegrali 4:1 i pożegnali się z imprezą, a nieuznany gol przeszedł do historii.
Źródło: YouTube/SuperEpicSportTV
Będziemy pamiętać jeszcze przez długie lata to, że "Gerrard nie może grać z Lampardem" - zwrot kluczowy, wałkowany dziesiątki razy, którego jednak ani jeden, ani drugi piłkarz (i chyba nikt inny) nigdy nie potwierdzili.
REKLAMA
Klęski bolały, kolejne okazje uciekały i ostatecznie każdy kolejny turniej kończył się tym, do czego angielscy kibice powinni zdążyć się przyzwyczaić - rozczarowaniem. Problem w tym, że dla nacji tak owładniętej futbolem to po prostu niemożliwe.
38 lat i koniec - tak zadecydował Lampard, mający za sobą piękną karierę. Premier League czeka na jego następcę. Wielu widzi go w 20-letnim Dele Allim z Tottenhamu, który jak dotąd przebija osiągnięcia starszego kolegi, który przekraczał próg 10 goli na sezon dopiero po 25 roku życia. Łączy jego efektywność z widowiskowością, kapitalnie operuje piłką.
To jednak dopiero melodia przyszłości, która nie zmienia faktu, że każdy ofensywnie usposobiony pomocnik będzie miał bardzo wyraźny punkt odniesienia i wzór do naśladowania.
REKLAMA
Więcej na blogu autora - Krótka Piłka
Paweł Słójkowski, PolskieRadio.pl
REKLAMA