Lekkoatletyczne HME: Piotr Lisek obolały po wypadku. Tyczkarz łamie sprzęt, ale sam nie pęka

Piotr Lisek w ciągu dwóch dni złamał dwie tyczki - w sobotę na zawodach w Zweibrucken, w poniedziałek na treningu w Spale. - Trochę ucierpiała ręka, jest mocno spuchnięta, ale nie jest złamana - mówi rekordzista Polski i dodaje, że lekkoatletycznych halowych mistrzostw Europy nie odpuszcza.

2017-03-01, 11:07

Lekkoatletyczne HME: Piotr Lisek obolały po wypadku. Tyczkarz łamie sprzęt, ale sam nie pęka
Piotr Lisek. Foto: WikiCommons/CC BY-SA 4.0/Zorro2212

Posłuchaj

Henryk Olszewski, były trener Tomasza Majewskiego w rozmowie z Rafałem Bałą typuje liczbę medali, jaką zdobędą biało-czerwoni i mówi o specyfice halowych startów (IAR)
+
Dodaj do playlisty

- Coś takiego zdarzyło mi się pierwszy raz w życiu. W swojej karierze złamałem z 7-8 tyczek, w tym trzy w ostatnim miesiącu. Nie wiem, jak to jest możliwe, czy to zrządzenie losu, czy ktoś złośliwie nimi rzucił na lotnisku - powiedział jedyny na świecie tyczkarz, który w tym sezonie uzyskał wynik 6 metrów.

W środę Lisek odleciał już do Belgradu. W piątek, w stolicy Serbii ma walczyć o medal halowych mistrzostw Europy.  

- W pierwszej chwili z trenerem Marcinem Szczepańskim pomyśleliśmy, że to koniec. Później jednak na spokojnie to przeanalizowałem. Jestem w życiowej formie, chcę walczyć. Nie poddam się tak łatwo - podkreślił.

REKLAMA

Zawodnik OSOT Szczecin jest zaskoczony, że w ciągu miesiąca złamał aż trzy tyczki. Tym bardziej, że sprzęt jest specjalnie dla niego zrobiony.

- Chciałbym to podkreślić, żeby za chwilę nie było komentarzy, iż jestem najcięższym zawodnikiem i tyczki nie wytrzymują. One są produkowane w USA specjalnie na moje parametry, więc tu naprawdę nie chodzi o wagę. Najgorsze, że straciłem dwie najważniejsze dla mnie tyczki - wspomniał.

Najpierw - w styczniu - w trakcie treningu pękła ta, od której brązowy medalista mistrzostw świata zawsze zaczynał konkurs. W Zweibruecken złamała się ta, na której poprawił rekord Polski i uzyskał 6 metrów.

- A w poniedziałek straciłem tę, która była na wysokości między 5,70 a 5,80. To jest prawdziwy pech. W komplecie jest zawsze osiem tyczek, a ja trzech najważniejszych nie mam. Jakoś w Belgradzie sobie poradzę. Moja żona Ola przywiozła mi ze Szczecina mój stary komplet, a trzy pożyczę od Pawła Wojciechowskiego. Problem w tym, że na każdej inaczej się skacze. To trochę jak z butami - niby ten sam rozmiar, a jednak każdą parę trochę inaczej się nosi - powiedział Lisek.

REKLAMA

Koszt jednej tyczki to kwota ok. 4,5 tys. zł. Produkowane są w USA na specjalne zamówienie i trwa to ok. dwóch miesięcy.

- Z reguły dostaję sprzęt od Polskiego Związku Lekkiej Atletyki. Oni mi bardzo pomagają, ale czasami zdarza się też tak, że muszę wyłożyć to z własnej kieszeni. Nie mam pretensji, bo wydatki są różne, ale łatwo obliczyć ile kosztuje jeden komplet - dodał czwarty zawodnik ostatnich igrzysk.

W poniedziałkowym, ale i sobotnim wypadku Lisek miał sporo szczęścia.

REKLAMA

- Oczywiście teraz boli. Na szczęście była to ostatnia technika, jaką zaplanowaliśmy przed startem w Belgradzie. Ręka nie jest złamana, ale jest spuchnięta. W momencie jak pęka tyczka, to siła oddziaływania wynosi ok. 300 kg, więc różnie mogło się skończyć. Najbardziej boli między palcem wskazującym, a kciukiem, czyli w miejscu, gdzie kładzie się tyczkę. Teraz ręka jest obandażowana, a fizjoterapeuta położył też specjalną maść. Dziękuję Bogu, że nie doszło do pęknięcia skóry i nie zrobiła się jakaś dziura - przyznał.

Lisek ocenia, że w Belgradzie na złoty medal będzie trzeba skoczyć 5,80.

- Wiem, że mnie na to stać, ale mam nadzieję, że jestem też na tyle doświadczonym tyczkarzem, że sobie poradzę z innym sprzętem i presją. Takie sprawy niestety siedzą w głowie i to jest trochę jak wkładanie ręki w ogień. Przecież nie mogę mieć pewności, że jak znowu podejdę do skoku, nic się nie stanie, a przecież Paweł Wojciechowski po takim wydarzeniu miał złamaną kość jarzmową - przypomniał mistrz Polski.

REKLAMA

Po poniedziałkowym złamaniu tyczki, podjął się kolejnej próby.

- Właśnie na przełamanie. Adrenalina była wysoka, wtedy nie odczuwa się bólu. Najgorsze by było, jakbym się z tym przespał, bo wtedy człowiek zaczyna się mocniej zastanawiać i przychodzą do głowy różne rzeczy. Mam tylko nadzieję, że limit pecha już wyczerpałem - podkreślił.

Lisek to jeden z kandydatów do medalu w HME w Belgradzie. Polska reprezentacja liczy 34 zawodników i zawodniczek. Według prezesa Polskiego Związku lekkiej Atletyki Henryka Olszewskiego Polacy mają co najmniej osiem szans medalowych. 

- Sezon zimowy jest krótki, ale intensywny. Mimo, że nie startują w nim specjaliści od rzutów, którzy stanowią mocny punkt polskiej lekkoatletyki, są powody do optymizmu. Moim zdaniem mamy osiem szans medalowych. Jeśli wykorzystamy połowę, to start ekipy można będzie uznać za udany. 

REKLAMA

 

(ah)

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej