Coraz bardziej anty-Ziobro
W chwili objęcia urzędu, Zbigniew Ćwiąkalski wziął na siebie odpowiedzialność za ściganie ludzi, których dotychczas bronił.
2008-02-12, 09:40
Premier Donald Tusk zapowiadał, że nowy minister sprawiedliwości nie ma być anty-Ziobrą, lecz lepszym Ziobrą. W efekcie otrzymaliśmy kiepską karykaturę PiSowskiego ministra. I niemal dokładne zaprzeczenie jego pracy.
Jednym z najczęściej stawianych Zbigniewowi Ziobrze zarzutów było organizowanie częstych konferencji prasowych, których jedynym celem była autopromocja. Ziobro w oczach krytyków nie miał nic do powiedzenia, a jeśli już się odezwał, niemal każda jego publiczna wypowiedź traktowana była jako skandal i dowód niekompetencji. Kolejnym konferencjom jego następcy i imiennika, Zbigniewa Ćwiąkalskiego, brakuje często jakiejkolwiek zawartości informacyjnej, a ich jedynym celem jest próba medialnego kompromitowania poprzednika. Ostatnim aktem tego przedstawienia było wystąpienie ministra na tajnym posiedzeniu Sejmu, a stenogramy z tego posiedzenia pokazały, że Ćwiąkalski nie powiedział nic. Posłom tłumaczył, że nie może, bo nie pozwalają na to przepisy. Politycy PO i LiD zinterpretowali to natychmiast na niekorzyść... Ziobry. Skoro nic na niego nie ma, oznacza to, że jest winny. Trudno nie zauważyć, że jest to, wypisz-wymaluj, niemal dokładne ten typ wypowiedzi, który przypisywany był (z oburzeniem) w minionej kadencji politykom PiS.
Aktywność ministra Ziobry mogła być różnie oceniana. Jednak nawet jego polityczni przeciwnicy nie mogli otwarcie zanegować celów, jakie postawił sobie poprzedni rząd w dziedzinie wymiaru sprawiedliwości – zdecydowanej walki z przestępczością i usprawnienia instytucji za to odpowiedzialnych, w tym prokuratury. Ziobro był kontynuatorem trendu rozpoczętego przez Lecha Kaczyńskiego, gdy ten był ministrem sprawiedliwości w rządzie Jerzego Buzka. Politykę Kaczyńskiego otwarcie popierał wówczas Donald Tusk, dzisiejszy promotor Ćwiąkalskiego.
Konferencje nowego ministra są coraz liczniejsze, nie oznajmia on jednak o nowych aresztowaniach, przełomach w śledztwie czy pomysłach na poprawę bezpieczeństwa. Prezentuje się natomiast jako ekspert od uszkodzonego sprzętu elektronicznego i tropi nieprawidłowości z czasów urzędowania Ziobry. Jedynym pomysłem na funkcjonowanie wymiaru sprawiedliwości, do którego realizacji wydaje się rzeczywiście przywiązany, jest oddzielenie funkcji prokuratora generalnego i ministra sprawiedliwości. Podział taki oznaczałby, że prokuratura w Polsce stałaby się zupełnie autonomiczną korporacją, niekontrolowaną przez rząd. Ma to być lek na upolitycznienie prokuratury, którego przejawem jest nastawienie na telefony od polityków.
REKLAMA
Liczni krytycy tego pomysłu zwracają uwagę, że prokuratura nie przestanie ulegać politycznym naciskom, dyspozycyjność prokuratorów bierze się bowiem z nawyków i mentalności. Poświadczyła to głośna wypowiedź byłego szefa Prokuratury Apelacyjnej w Warszawie, Zygmunta Kapusty, który stwierdził, że prokuratorzy nie będą wykonywać poleceń polityków dopiero wtedy, kiedy pozabiera się im z biurek telefony. Politycy PiS wskazywali, że o gotowości prokuratorów do spełniania oczekiwań władzy świadczą umorzenia śledztw, które następują po objęciu przez Zbigniewa Ćwiąkalskiego stanowiska ministra, albo głośne kurtuazyjne przesłuchanie Ryszarda Krauze, którego Ćwiąkalski reprezentował jako adwokat. Wśród jego klientów byli także senator Henryk Stokłosa i Piotr Bykowski, poznański biznesmen zamieszany w głośne afery finansowe. A także Donald Tusk i Hanna Gronkiewicz-Waltz, których Ćwiąkalski reprezentował w procesie o zniesławienie z grupą polityków PO kojarzonych z Pawłem Piskorskim, byłym politykiem tej partii.
Adwokat jest po to, by bronić – argumentują politycy PO. Jednak minister sprawiedliwości to także Prokurator Generalny; w chwili objęcia urzędu Ćwiąkalski wziął na siebie odpowiedzialność za ściganie ludzi, których dotychczas bronił. Czy pomysł na zrzucenie z barków ministra odpowiedzialności za prokuraturę zlikwiduje ten konflikt interesów? Czy raczej uczyni z prokuratury instytucję bardziej podatną na nieformalne naciski wpływowych grup interesu?
Nadzór ministra nad prokuraturą pozwalał przynajmniej wskazać odpowiedzialnego za jej funkcjonowanie – był nim minister sprawiedliwości. Istnieje poważne niebezpieczeństwo, że ta odpowiedzialność zniknie pod przykrywką liberalnej frazeologii o „odpowiedzialności urzędnika”. Kolejna wątpliwość to fakt, że za regulacje pracy prokuratury biorą się adwokaci. Zbigniew Ćwiąkalski pozytywnie zaopiniował projekt ustawy o rozdziale prokuratury od ministerstwa, przygotowany przez innego adwokata – Jana Widackiego z LiD. Na Widackim ciążą zarzuty o nakłanianie świadków do składania fałszywych zeznań m.in. w sprawie zabójstwa jednego z bossów mafii pruszkowskiej, Andrzeja K. (Pershinga). Widacki miał też naciskać na lobbystę Marka Dochnala, aby ten nie „oczerniał” Jana Kulczyka. Według posłów PiS, Widacki miał obiecywać lobbyście wyjście z aresztu za „milczenie”. Publicysta „Rzeczpospolitej” Bronisław Wildstein zwracał uwagę, że mecenas Widacki poręczał w sądzie za eksperta, który twierdził, że śmierć zamordowanego przez SB Stanisława Pyjasa była wynikiem nieszczęśliwego wypadku.
Politycy PO mówią, że minister sprawiedliwości nie jest od ścigania przestępstw. Jednak działalność ministra Ćwiaklskiego koncentruje się na ich tropieniu w ministerstwie kierowanym przez Zbigniewa Ziobrę. Według słów premiera, Ćwiąkalski miał robić to samo, co Ziobro, tylko lepiej; jednak nawet autopromocję uprawia znacznie gorzej niż poprzednik, o czym świadczy wystąpienie na „tajnym” posiedzeniu Sejmu oraz niskie notowania zaufania społecznego. Zaś jego ministerialnym pomysłom bliżej do kojarzonego ze środowiskami postkomunistycznymi Jana Widackiego, niż Zbigniewa Ziobry. Nawet przychylni PO dziennikarze wskazywali Ćwiąkalskiego jako najsłabszy punkt tego rządu (ostatnio wyprzedziła go minister zdrowia Ewa Kopacz). Premier Tusk wyraźnie jednak zadeklarował swe zaufanie do ministra. Pytanie tylko, czy pomysły Zbigniewa Ćwiąkalskiego na wymiar sprawiedliwości są tymi samymi, które miał Donald Tusk, zanim został premierem?
REKLAMA
Radosław Różycki
REKLAMA