Michał Tusk przed komisją Amber Gold. "Obaj z tatą wiedzieliśmy, że to była lipa"

- Podejrzana otoczka wokół Amber Gold była mi znana - powiedział przed sejmową komisją ds. Amber Gold syn byłego premiera Donalda Tuska. - To nie jest czas i miejsce, żebym ja pokazała, kto dał czas Marcinowi P. i Katarzynie P. na to, by ukryli wszystkie pieniądze; przyjdzie ten moment i ja to pokażę - zapowiedziała z kolei przewodnicząca komisji Małgorzata Wassermann. Przesłuchanie zaczęło się o godzinie 10, trwało prawie 8 godzin.

2017-06-21, 17:57

Michał Tusk przed komisją Amber Gold. "Obaj z tatą wiedzieliśmy, że to była lipa"
Michał Tusk. Foto: PAP/Marcin Obara

Posłuchaj

Sejmowa Komisja Śledcza ds. Amber Gold przesłucha Michała Tuska. Relacja Dawida Gregorcewicza (IAR)
+
Dodaj do playlisty

W połowie 2011 roku spółka Amber Gold przejęła większościowe udziały w liniach lotniczych Jet Air, następnie w niemieckich OLT Germany, a pod koniec 2011 roku w liniach Yes Airways.

Powstała wtedy marka OLT Express, pod którą działały linie OLT Express Regional (z siedzibą w Gdańsku, wykonujące rejsowe połączenia krajowe) oraz OLT Express Poland (z siedzibą w Warszawie, które wykonywały czarterowe przewozy międzynarodowe).

Powiązany Artykuł

Po upadku OLT Express pod koniec lipca 2012 roku okazało się, że ze spółką współpracował pracujący w Porcie Lotniczym w Gdańsku Michał Tusk, który miał się zajmować obsługą prasową linii OLT Express i analizą ruchu lotniczego z Gdańska.

"Komisji nie będzie"

REKLAMA

W trakcie przesłuchania szefowa komisji Małgorzata Wassermann zapytała świadka o jeden z wywiadów, którego udzielił po wybuchu afery Amber Gold. - Czy to jest autoryzowany przez pana tekst w tym wywiadzie z panem Latkowskim, Majewskim, w którym pan mówi, że tata obiecał panu, że nie będzie komisji śledczej? - pytała.

Michał Tusk powiedział, że ten artykuł nie był przez niego autoryzowany. - A czy było tak, że tata panu obiecał, że nie będzie komisji? - dopytywała Wassermann.

- Jeśli tak było, to było to powiedziane na zasadzie: nie martw się, komisji śledczej z tego raczej nie będzie. To nie była więc obietnica jego działań, tylko raczej jego ocena sytuacji politycznej - odparł Tusk.

- Jak ma się większość, to takie obietnice można składać - skwitowała szefowa komisji.

Trudna rozmowa

Jakiś może tydzień po wybuchu afery w sprawie Amber Gold pojechałem do Warszawy, rozmawiałem wtedy z ojcem i rzeczywiście to była bardzo trudna rozmowa dla mnie - powiedział w środę przed komisją śledczą Michał Tusk.

Tomasz Rzymkowski (Kukiz'15) pytał świadka, czy ówczesny premier Donald Tusk informował go o niepokojących sygnałach, które do niego wpływają ws. Amber Gold i OLT.

- Myśmy nigdy nie rozmawiali o żadnych sygnałach, które do ojca dochodziły. Myśmy rozmawiali o mojej pracy i mojej reputacji - odpowiedział Michał Tusk.

Szefowa komisji Małgorzata Wassermann (PiS) pytała z kolei o to, kiedy ojciec poinformował go, że Amber Gold to potężna piramida finansowa. - Nie było takiej rozmowy między nami - odparł, dodając, że dowiedział się o tym dopiero po wybuchu afery.

REKLAMA

- Jakiś może tydzień po wybuchu afery pojechałem z żoną do Warszawy i rozmawiałem wtedy z ojcem i rzeczywiście to była bardzo trudna rozmowa dla mnie - dodał.

"Poczucie, że jestem niepotrzebny"

Od połowy czerwca trudno mi było doprosić o komentarz do analiz, które wykonywałem dla OLT; miałem poczucie, że jestem już trochę niepotrzebny - m.in. to złożyło się na decyzję o "rozluźnieniu" umowy - mówił w środę przed komisją śledczą Michał Tusk.

M.Tusk odpowiedział, że były różne przyczyny, które złożyły się na jego chęć rozwiązania współpracy z OLT Express. "Zresztą, jak państwo widzą w tych mailach, to też wszystko było rozłożone w czasie, to nie były jakieś nagłe działania z mojej strony" - mówił Tusk.

- Prawda jest taka, że tak od połowy czerwca analizy, które wykonywałem dla OLT Express, trudno mi było doprosić się o jakiś komentarz. Rzeczywiście Frankowski był mniej dostępny. Innymi słowy miałem po prostu poczucie, że trochę już jestem niepotrzebny - powiedział świadek.

Jak podkreślił, chciał "dla pewnej czystości sprawy tę umowę zmienić w taki sposób, żeby (...) rzeczywiście to była umowa ramowa, na podstawie której wystawia się faktury za konkretne usługi". - Czyli na przykład jeśli nie robię nic pół roku to nie wystawiam im faktur, żeby potem nie było dla mnie zarzutu, że biorę pieniądze za nic nierobienie - podkreślił Tusk.

REKLAMA

- Druga rzecz to oczywiście to, co mówiłem – były te informacje pojawiające się gdzieś w internecie dotyczące tego, że OLT nie płaci itd. To wszystko razem złożyło się na decyzję, która trochę się kształtowała u mnie, jakby w środku, żeby tę umowę rozluźnić - dodał.

Najbliższe otoczenie wiedziało

Tusk był też pytany o dane MIDT (Market Information Data Transfer - jest to baza danych na podstawie których prognozuje się zapotrzebowanie na kierunki lotnicze). Jak wyjaśniał są to dane ogólnodostępne, które może zamówić m.in. lotnisko, linia lotnicza, czy "ktoś kto ma taki kaprys".

Na pytanie, czy stanowią one tajemnicę przedsiębiorstwa, odparł: "Trudno mi odpowiedzieć, bo (...) nie ja decyduję, co jest tajemnicą przedsiębiorstwa". - Dla mnie jest rzeczą oczywistą, że te dane miałem po to, żeby wykorzystywać je do prezentacji materiałów dla przewoźników i do tego tylko i wyłącznie je wykorzystywałem - zapewnił Tusk.

Krzysztof Brejza z PO pytał Tuska, czy udostępniając dane MIDT podczas prezentacji opracowanej dla kilkunastu przewoźników na potrzeby połączeń Gdańsk-Praga, popełnił jakiekolwiek przestępstwo. - Nie. Wykonywałem obowiązki swoje służbowe w ten sposób - podkreślił. Dopytywany, czy miał zgodę przełożonych na udostępnienie tych danych, odparł: "To było wręcz moje zadanie, więc to były polecenia służbowe, żebym udostępniał te dane w różnej formie".

Na pytanie, czy w jakikolwiek sposób działał na szkodę portu lotniczego w Gdańsku, Tusk zapewnił, że nigdy tego nie robił. Zapytany, czy ukrywał w porcie swoją pracę na rzecz OLT, wskazał: "W porcie pracuje ponad 200 osób. Najbliższe moje otoczenie wiedziało o tym".

REKLAMA

Czas na ukrycie pieniędzy

Poseł PO Krzysztof Brejza zapytał Michała Tuska, dlaczego 27 lipca 2012 r., czyli na osiem dni przed pojawieniem się medialnej informacji o jego współpracy z OLT, co według posła PO miało miejsce 5 sierpnia 2012 r., "pan (Marcin) Mastalerek z młodzieżówką PiS-u zorganizował konferencję prasową pod siedzibą Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, uderzając w świadka (Michała Tuska)".

- Nie pamiętam tej konferencji, może ona odnosiła się tylko i wyłącznie do samej kwestii współpracy z lotniskiem (...). Pan Mastalerek nie pamiętam, czy jest teraz cały czas w PiS, chyba jest cały czas. PiS jest znane z bardzo wysokich standardów, jeśli chodzi o kwestie zatrudniania osób w spółkach publicznych - odpowiedział Tusk.

- Przekraczacie pewne granice, wróćcie do tematu przesłuchania - zareagowała na to przewodnicząca komisji Małgorzata Wassermann. Poseł Brejza argumentował, że "jest pytanie o to, dlaczego pan Mastalerek na tydzień przed tym (pojawieniem się informacji o współpracy M.Tuska z OLT-PAP) zorganizował konferencję pod KPRM".

W odpowiedzi na to Małgorzata Wassermann oświadczyła: "szanowny panie, ja coś panu powiem, to nie jest czas i miejsce, żebym ja pokazała, kto dał Marcinowi P. i Katarzynie P. czas na to, by ukryli wszystkie pieniądze, przyjdzie ten moment i ja to pokażę i pan wie o tym, kto to zrobił i pan wie, że ja też to wiem".

Zawiadomienie do prokuratury

Poseł PO Krzysztof Brejza (PO) pytał świadka o zawiadomienie do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa przez M.Tuska, które złożył Marcin P. M.Tusk powiedział, że nie wie o tym, że Marcin P. złożył takie zawiadomienie do prokuratury.

REKLAMA

- Nie wiedziałem o tym, że Marcin P. złożył zawiadomienie, to jest dla mnie nowość. Trudno mi powiedzieć, dlaczego złożył (zawiadomienie), pewnie dlatego, żeby zdjąć z siebie w jakiś sposób odpowiedzialność, rozłożyć zainteresowanie na więcej osób, zrobić większe zamieszanie, to jest dla mnie oczywiste - powiedział M. Tusk.

Bez poparcia ojca

- Nie miałem podstaw, aby twierdzić, że moja współpraca z OLT Express, czy z lotniskiem w Gdańsku, ma związek z tym, kim jest mój ojciec - zeznał w środę przed komisja śledczą ds. Amber Gold Michał Tusk, syn b. premiera Donalda Tuska.

- Generalnie jestem wyczulony na jakieś takie bezczelne próby podlizywania się do mnie w kontekście tego, co robi mój ojciec. Na pewno nic takiego nie miało miejsca w tym momencie, więc nie miałem żadnych przyczyn by twierdzić, że moja współpraca z OLT Express, czy z lotniskiem w Gdańsku, ma związek z tym, kim jest mój ojciec - odpowiedział świadek.

REKLAMA

Tusk dodał, że mógłby "czerpać przykłady - a jest ich bardzo wiele - i być po prostu synem ojca; eksplorować kolejne rady nadzorcze i zarządy". - Wydaje mi się, że szczególnie część z państwa nie widziałaby w tym nic złego - dodał.

- Od początku mojego życia jestem przeczulony na punkcie wyrzucania mi, szukania koneksji, czy poparcia ojca, czy jakiegoś załatwiactwa (...) ani w pracę w "Gazecie Wyborczej", ani na lotnisku, ani tym bardziej dla OLT Express mój ojciec nie był zaangażowany i w żaden sposób mi w tym nie pomógł - podkreślił świadek.

Zaznaczył, że próbuje "iść własną ścieżką". - Mogę tylko przyznać, że nie zawsze efekty tego są takie, jak bym sobie tego życzył - dodał Michał Tusk. - Poza niezależnym ode mnie finałem działań OLT Express i Amber Gold, nie ma tam (w mojej pracy) nic, co kładzie się cieniem na moich działaniach - przekonywał M.Tusk.

"Nie mam nic do ukrycia"

Pytany o to, ile zarabiał w Porcie Lotniczym w Gdańsku, M.Tusk powiedział, że zarabiał na początku 3 tysiące zł. miesięcznie na rękę.

Nie mam nic do ukrycia jeśli chodzi o mój majątek, mogę odpowiedzieć na pytania związane z tymi kwestiami - przekonywał Michał Tusk.

REKLAMA

Powiedział zaś, że jest właścicielem firmy transportowej, która posiada w leasingu dwa pojazdy oraz jest też właścicielem swojego mieszkania. - Ja to mieszkanie kupiłem w roku 2013 albo 2014 za pieniądze ze sprzedaży poprzedniego mieszkania. Poprzednie mieszkanie kupiłem w roku 2010 na kredyt hipoteczny, który spłacam do dzisiaj. (...) Dokonaliśmy operacji, która się nazywa przeniesienie kredytu. Mieszkanie spłacam, płacąc raty hipoteczne w wysokości około 2 tys. zł miesięcznie - dodał.

"Czy pan poseł jest urzędem skarbowym?"

O kwestie majątku pytał M. Tuska Stanisław Pięta (PiS). Dopytywał m.in. o prowadzoną przez M. Tuska firmę i o posiadane nieruchomości.

O uchylenie tych pytań - jako nie mających związku z pracą komisji - wnosił pełnomocnik świadka mec. Roman Giertych. - Czy pan poseł jest urzędem skarbowym? - pytał Piętę Giertych.

- Jesteście państwo mistrzami w budowaniu sytuacji pokazujących, że ktoś ma coś do ukrycia, więc ja nie mam nic do ukrycia w tej sprawie - zaznaczył M. Tusk.

Przewodnicząca komisji Małgorzata Wassermann (PiS) odparła na to: "Wypraszam sobie takie uwagi (...) ja panu pomogę, dlaczego o to pytałam, jeśli pan chce, sam pan to wywołał".

Przewodnicząca dodała, że "to pytanie nie jest kompletnie bezzasadne". - Jakby pan zechciał się odnieść w takim razie do protokołu przesłuchania świadka pana Krzysztofa Malinowskiego, który złożył zeznania tej treści: Pamiętam treść pisma, które przesłałem do ABW. W tym temacie chcę powiedzieć, że zdarzenie związane z łapówką miało miejsce w dniu mojego ostatniego spotkania z Marcinem P. w lokalu w kinie Krewetka. Ja na to spotkanie przyszedłem wcześniej niż się umówiliśmy. To zdarzenie miało miejsce w restauracji. Ja przebywałem na zewnątrz i widziałem, co się dzieje w środku przez szybę. Tam jest wejście przeszklone, także widać co się dzieje w środku. Kiedy przyszedłem widziałem Marcina P. oraz Michała Tuska. Oni siedzieli przy stoliku, mieszczącym się po lewej stronie od wejścia z brzegu. Ja zacząłem ich obserwować. Jak mówiłem, stałem na zewnątrz, oni mnie nie widzieli, ja zrobiłem zdjęcie telefonem komórkowym Nokia N95. Na tym zdjęciu widać jak Marcin P. wręcza kopertę Michałowi Tuskowi - cytowała Wassermann i pytała czy to jest prawdziwe zdarzenie.

- Nie, to jest jakiś absurd - odpowiedział M. Tusk. Dodał, że nie pamięta żadnego spotkania z P. w innym miejscu, niż w biurze OLT Express. Mec. Giertych zaś powiedział, że formuła, w której przewodnicząca "odczytała zeznania jakiegoś nieznanego pana Malinowskiego ma wszelkie cechy pomówienia i to karalnego".

"Podejrzana otoczka była mi znana"

Michał Tusk zapytany, w jakich okolicznościach poznał szefa Amber Gold Marcina P. odpowiedział, że w listopadzie 2011 roku, kiedy pracował jako dziennikarz "Gazety Wyborczej". - Już wiedziałem od kilku miesięcy, to była informacja publiczna, że Amber Gold buduje coś w rodzaju grupy lotniczej, w jakiś sposób ukierunkowanej na Gdańsk i po prostu skontaktowałem się z nim, żeby o tym porozmawiać, o tym biznesie lotniczym - wyjaśnił.

REKLAMA

- Nie pamiętam dokładnie skąd miałem numer, podejrzewam że mogłem go mieć od kogoś z redakcji (...) Nie pamiętam, czy do niego zadzwoniłem, czy napisałem sms. Marcin P. wyraził zgodę na spotkanie. Była to rozmowa o tym, jakie są plany Amber Gold względem rynku lotniczego - powiedział.

Świadek zapytany, czy ktoś pośredniczył w tym spotkaniu przyznał, że "technicznych szczegółów nie pamięta". - Podejrzewam, że sam to zrobiłem. Była to inicjatywa, zgłoszony tekst, który chciałem napisać i go napisałem - podkreślił.

"

Michał Tusk Byłem dziennikarzem, wszystkie wydarzenia były dla mnie w miarę wiadome, oczywiste. Podejrzana otoczka wokół Amber Gold była mi znana

Tusk zapytany, kiedy dowiedział się, że Marcin P. jest prawomocnie karany za przestępstwa gospodarcze wskazał, że "dokładnej daty nie jest w stanie powiedzieć". - Byłem dziennikarzem, wszystkie wydarzenia były dla mnie w miarę wiadome, oczywiste. Podejrzana otoczka wokół Amber Gold była mi znana - oświadczył. Dopytany od kiedy, powiedział: "Na pewno w 2011 roku, w listopadzie tak". - Od momentu, kiedy zaczęły się pojawiać regularne publikacje na ten temat w mediach - wytłumaczył.

Zapytany, czy przed podjęciem współpracy z OLT Express miał wiedzę na temat przestępczej działalności Marcina P. zaznaczył: "nie miałem wiedzy o przestępczej działalności". - Dlatego że tak, jak powiedziałem poruszamy się w sferze pewnych niuansów. Nikt nie napisał wprost w 2011 czy 2010, czy nawet przez pierwszą połowę 2012 roku, że Marcin P. to przestępca, a Amber Gold to piramida finansowa - oznajmił.

- Jest możliwe, ja tego nie wykluczam, że ja wiedziałem o jedynym wyroku. Jest to jak najbardziej możliwe. Na pewno wiedziałem o tym, że Amber Gold jest firmą, która budzi wiele wątpliwości. Jest możliwe, że wiedziałem o tym, że właściciel miał w przeszłości jeden wyrok. Nie jestem w stanie powiedzieć, że tak było na pewno - podkreślił.

REKLAMA

W dalszej części przesłuchania Tusk przyznał, że o tym, że firma Amber Gold została umieszczona przez Komisję Nadzoru Finansowego na liście ostrzeżeń wiedział już w listopadzie 2011 roku.

"Zwyciężyła ciekawość, chęć rozwoju własnego"

Świadek zapytany, jak rozpoczęła się jego współpraca z OLT wyjaśnił, że nie pamięta dobrze sekwencji zdarzeń i dat. Wskazał, że skontaktował się z nim prezes Portu Lotniczego w Gdańsku Tomasz Kloskowski, "albo ja się z nim skontaktowałem".

- On powiedział mi o tym, że jest linia, która rozwija się w Gdańsku i że brakuje im ludzi, i że - jego zdaniem - posiadam umiejętności i wiedzę, która mogłaby im się przydać. Zapytał, czy jestem zainteresowany. Ja wtedy powiedziałem mu: tak. To była końcówka 2011, albo początek 2012 roku - opowiedział Tusk. - Efektem tej rozmowy było moje spotkanie z Marcinem P. i Jarosławem Frankowskim z OLT Express - wskazał.

Według ustaleń komisji ds. Amber Gold "Michała Tuska od 15 marca 2012 roku łączyła z OLT Express umowa o świadczenie usług doradczych i menadżerskich, a od 16 kwietnia 2012 roku był on zatrudniony w porcie Lotniczym Gdańsk na pełny etat na stanowisku specjalisty ds. marketingu".

REKLAMA

W OLT Express Tusk nie był zatrudniony na podstawie umowy o pracę, uznał, że jednoosobowa działalność będzie najlepsza. - Wiedziałem, że będę pracował w Porcie Lotniczym Gdańsk na etacie. Łączenie dwóch etatów, i to jeszcze pełnych, jest fikcyjne. Byłoby absurdem. Wolałem kontrakt - oznajmił.

Zapytany, czy rozmawiał na temat pracy w OLT z ojcem Donaldem Tuskiem, świadek odpowiedział, że "nie spodobało mu się, że chcę zrezygnować z pracy w 'Gazecie Wyborczej'". - Uważał, że dobra i właściwa ścieżka rozwoju dla mnie to dziennikarstwo - doprecyzował. - Nie pamiętam czy tematem mojej rozmowy z ojcem mogła być praca dla OLT Express, nie wykluczam tego - dodał.

Tusk zapytany o to, dlaczego podjął współpracę z Marcinem P. mając świadomość, że działalność Amber Gold budzi wątpliwości przyznał, że "w pewnym sensie zwyciężyła ciekawość, chęć rozwoju własnego i realizowania siebie w zakresie, jaki mnie interesował". - Na pewno przeprowadzałem sobie takie drzewko decyzyjne, czy warto, podjąłem wtedy oczywiście decyzję, która okazała się być decyzją opartą na złych przesłankach - stwierdził.

Marek Suski (PiS) zauważył, że w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej" świadek wspomniał o swojej rozmowie z ojcem, która miała miejsce w czerwcu 2012 roku i w tym wywiadzie stwierdził, że Donaldowi Tuskowi współpraca z OLT Express się  nie podobała.

"

Michał Tusk Razem z ojcem wiedzieliśmy, że to jest, mówiąc tak kolokwialnie, lipa (...), czyli że są pewne podejrzenia wokół Marcina P.

Świadek odparł, że był świadom "atmosfery podejrzliwości wokół Amber Gold". - Podejrzewam, że dokładnie tych samych argumentów użył mój ojciec. Razem wiedzieliśmy, że to jest, mówiąc tak kolokwialnie, lipa (...), czyli że są pewne podejrzenia wokół Marcina P. - powiedział.

Polityk PiS dociekał dlaczego więc świadek zdecydował się pracować dla "lipy" i pobierał od niej pieniądze. - To był skrót myślowy. Tak, jak już odpowiedziałem wcześniej, wiedziałem o zastrzeżeniach, natomiast dowodów żadnych nie było. Amber Gold zasypywał polskie miasta, prasę - od lewa do prawa reklamami dotyczącymi swych produktów i dawał bardzo dużo symptomów legalności swego biznesu - wytłumaczył.

Przyznał, że mimo wiedzy o "pewnych zastrzeżeniach" dotyczących Amber Gold, podjął "pewne ryzyko" decydując się na współpracę z OLT Express.

REKLAMA

- I jest to moja, że tak powiem, broszka, ja taką decyzję podjąłem i to mnie obciąża, natomiast jeśli chodzi o rozmowę z ojcem, nie dowiedziałem się z niej niczego nowego poza samą opinią ojca o tym, że to, co robię jest niemądre. Tam pojawił się znowu temat tego, że powinienem pracować jajko dziennikarz, bo to było bezpieczne, dobre, właściwe - oznajmił Tusk.

Zapytany o to, czy podejmując zatrudnienie był otoczony opieką służb specjalnych w związku z funkcją, jaką pełnił jego ojciec odpowiedział: "Nie spotkałem się z symptomami tego typu działań".

"To był element życia prywatnego"

Jarosław Krajewski (PiS) przytoczył maila Michała Tuska z 17 lipca 2012 roku do dyrektora zarządzającego OLT Express Jarosława Frankowskiego o treści:

"Rozumiem, że nie planujecie kąsania LOT bezpieczeństwem, myślisz, że mogę w takim razie te swoje zestawienie incydentów i zdarzeń z Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych, podesłać znajomym dziennikarzom, może teraz dla odmiany przywalą LOT". Krajewski zapytał świadka, dlaczego pisał do Frankowskiego w sprawie możliwości "przywalenia LOT".

REKLAMA

Tusk odpowiedział, że pojawiały się publikacje stawiające pod znakiem zapytania kwestie technicznego bezpieczeństwa operacji OLT Express. - Zajmowałem się również wsparciem pijarowym OLT Express, więc przejrzałem raporty Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych (...) z których wynikało, że w okresie od momentu, jak działa OLT Express, miał on znacznie mniej różnego rodzaju incydentów, niż miał LOT - zaznaczył.

- W tym momencie zaproponowałem, żeby przygotować tego typu publikację, materiał. To standardowa robota pijarowa - wyjaśnił.

Krajewski zapytał, dlaczego będąc pracownikiem Portu Lotniczego Gdańsk, proponował jednemu z klientów portu, podjęcie działań mających na celu szkodzenie narodowemu przewoźnikowi lotniczemu.

- Wykonywałem dwie prace, pracowałem w Porcie Lotniczym Gdańsk, i jako jego pracownik wtedy, kiedy była taka potrzeba, konieczność, pomagałem wszystkim przewoźnikom, w tym Polskim Liniom Lotniczym LOT, a w tym momencie wykonywałem pracę dla OLT Express i wykonywałem ją tak, jak potrafię, m.in. tworząc tego typu raporty, czy publikację - oznajmił.

Poinformował, że Frankowski nie odpowiedział mu na jego maila. - Sprawa nigdy nie wyszła poza fazę jakiejkolwiek realizacji - zapewnił. - Moja współpraca z OLT Express była elementem mojego życia prywatnego, nie była wprost powiązana z moją pracą na lotnisku - dodał.

- Czy pan przynosił Marcinowi P. poufne informacje z lotniska? - zapytała szefowa komisji Małgorzata Wassermann (PiS). Tusk odpowiadając na pytanie zaznaczył, że poza dwoma spotkaniami z Marcinem P., które "były pewnymi ogólnymi spotkaniami związanymi z rozpoczęciem współpracy" później nie kontaktował się z nim w sprawach merytorycznych.

Jak wskazał, w sprawach merytorycznych kontaktował się z ówczesnym dyrektorem zarządzającym OLT Express Jarosławem Frankowskim. - Nie przekazywałem mu żadnych informacji, których Port Lotniczy Gdańsk nie przekazuje liniom lotniczym - podkreślił.

- Dla mnie nie było konfliktu interesów ponieważ nie miałem ani razu sytuacji, w której musiałem rozważać, że zrobię coś dla jednego co będzie złe dla drugiego. Takiej sytuacji nie było - powiedział Tusk.

REKLAMA

Komisja śledcza ds. Amber Gold

Powiązany Artykuł

złoto wiki 1200.jpg
Afera Amber Gold

Powołana w lipcu ubiegłego roku komisja śledcza ma zbadać i ocenić prawidłowość i legalność działań podejmowanych wobec Amber Gold przez: rząd, w szczególności ministrów finansów, gospodarki, infrastruktury, spraw wewnętrznych, sprawiedliwości i podległych im funkcjonariuszy publicznych. Zbadać ma też działania, jakie podejmowali w sprawie spółki: prezes Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów (UOKiK), Generalny Inspektor Informacji Finansowej i prezes Urzędu Lotnictwa Cywilnego.

A także prokuratura oraz organy powołane do ścigania przestępstw, w szczególności szefowie Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego i Centralnego Biura Antykorupcyjnego oraz Komendant Główny Policji i podlegli im funkcjonariusze publiczni. Komisja śledcza ma także zbadać działania podejmowane w sprawie Amber Gold przez Komisję Nadzoru Finansowego.

Afera Amber Gold

Powstała w 2009 roku Amber Gold kusiła klientów wysokim oprocentowaniem inwestycji - od 6 do nawet 16,5 proc. w skali roku - które znacznie przewyższało oprocentowanie lokat bankowych.

Głośno o firmie zrobiło się w lipcu 2012 roku, kiedy kłopoty finansowe zaczęły mieć linie lotnicze OLT Express, których właścicielem było Amber Gold. Zawieszono wówczas wszystkie rejsy regularne przewoźnika. 13 sierpnia 2012 roku firma ogłosiła likwidację, tysiącom swoich klientów nie wypłaciła powierzonych jej pieniędzy i odsetek od nich.

Proces, w którym oskarżeni są były prezes spółki Marcin P. i jego żona Katarzyna P. trwa przed gdańskim sądem od 21 marca ubiegłego roku. Marcin P. nie przyznał się do winy i odmówił składania wyjaśnień. Oskarżony nie zgodził się odpowiadać na żadne pytania, w tym także swojego obrońcy. Katarzyna P. też nie przyznała się do żadnego z zarzutów i odmówiła składania wyjaśnień.

REKLAMA

Według śledczych, Marcin P. i jego żona oszukali w latach 2009-2012 w ramach tzw. piramidy finansowej w sumie niemal 19 tys. klientów spółki, doprowadzając ich do niekorzystnego rozporządzenia mieniem w wysokości prawie 851 mln zł. Prokuratura ustaliła, że spółka Amber Gold była tzw. piramidą finansową, a oskarżeni bez zezwolenia prowadzili działalność polegającą na gromadzeniu pieniędzy klientów parabanku.

W sumie Marcin P. został oskarżony o cztery przestępstwa, a Katarzyna P. o 10. Grożą im kary do 15 lat więzienia.

kk

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej