Zamówienia publiczne: dlaczego polscy przedsiębiorcy tak niechętnie biorą w nich udział?
Blisko 40 proc. polskich przetargów kończy się złożeniem tylko jednej oferty - wynika z najnowszych danych Urzędu Zamówień Publicznych. A na braku konkurencji tracą nie tylko przedsiębiorcy, ale także nasza gospodarka.
2017-07-21, 19:00
Posłuchaj
4 procent w Wielkiej Brytanii, 10 proc. w Austrii, 16 proc. w Estonii, a w Polsce - 39 proc. Tyle przetargów w ramach zamówień publicznych kończy się złożeniem tylko jednej oferty, wynika z danych Urzędu Zamówień Publicznych.
Nie jest jednak tak źle, jak wygląda na pierwszy rzut oka, zastrzega w radiowej Jedynce Małgorzata Stręciwilk, prezes Urzędu Zamówień Publicznych.
- Wśród tych danych, które zgromadziliśmy w Urzędzie, są dane odnoszące się też do zamówień typowo z jedną ofertą, czyli zamówień z wolnej ręki, więc te dane statystyczne mogłyby się obniżyć na plus konkurencyjności – zaznacza rozmówczyni radiowej Jedynki.
Najmniej w przetargach na dostawy
Według danych UZP, najmniej ofert składanych jest w przetargach na dostawy, a najwięcej w przetargach dotyczących robót budowlanych.
REKLAMA
Zdaniem mecenasa Wojciecha Hartunga z Kancelarii Domański Zakrzewski Palinka - Urząd Zamówień Publicznych powinien jednak nie tylko zbierać dane o liczbie składanych ofert w zamówieniach, ale również analizować funkcjonowanie systemu zamówień publicznych i przyglądać się konkretnym przypadkom.
- Nie ma danych, które mówią o tym, co się stało w przetargach, w których było podejrzenie rażąco niskiej ceny, albo nawet jeżeli nie było tego podejrzenia, to cena odbiegała w sposób istotny od założeń zamawiającego, czy też od innych ofert, i czy wybrana w takim przetargu oferta, „rażąco niska”, została zrealizowana dobrze, terminowo, czy w ramach realizacji tej umowy nie było problemów, czy nie zgłaszali ich podwykonawcy, czy wybudowana w ten sposób droga, czy dostarczone urządzenie się sprawdziło, czy dobrze funkcjonuje u zamawiającego – zwraca uwagę gość Polskiego Radia 24.
Należy zwiększać konkurencyjność
Na pewno powinniśmy zwiększać konkurencyjność, przyznaje Małgorzata Stręciwilk.
- Jest grupa przedsiębiorców, którzy są zainteresowani zamówieniami publicznymi, biją się o nie, i to widać szczególnie w sporach zamówieniowych – zauważa ekspertka.
REKLAMA
Skomplikowane prawo
Niektórzy przedsiębiorcy mogą wskazywać na bariery po stronie prawa, przyznaje jednak rozmówczyni Jedynki.
Małgorzata Stręciwilk Prawo zamówień publicznych mamy skomplikowane i to z całą pewnością przedsiębiorców może odstraszać.
- Prawo zamówień publicznych mamy skomplikowane, te procedury są niezwykle skomplikowane i to z całą pewnością przedsiębiorców może odstraszać – przyznaje ekspertka.
Jednak te procedury są już zmieniane, dodaje Małgorzata Stręciwilk.
- W ubiegłym roku trochę ta ustawa została poprawiona, wdrożyliśmy dyrektywy unijne w tym zakresie. Ale to nie wszystko. Musimy na nowo napisać to prawo i odformalizować je, tak żeby przedsiębiorców właśnie nie zniechęcać tymi skomplikowanymi procedurami – podkreśla rozmówczyni Jedynki.
REKLAMA
Określanie warunków przetargu pod konkretną firmę
Sami przedsiębiorcy mówią o tym, że być może przetarg tak został skonstruowany, aby wygrała w nim konkretna firma, a to też skutecznie zniechęca do tego, żeby starać się o zamówienia publiczne.
- To druga strona medalu – konstrukcje konkretnych przetargów. Z jednej strony mamy właśnie przepisy, być może nazbyt sformalizowane. Ale z drugiej strony jest właśnie konstrukcja konkretnych postępowań o zamówienie publiczne, gdzie zdarza się, że są patologie i zamawiający konstruują te przetargi pod konkretnego wykonawcę – przyznaje Małgorzata Stręciwilk. – Czasem jednak zamawiający nieświadomie konstruują różnego rodzaju warunki przetargowe, które zniechęcają do tej konkurencji i zamawiający sami sobie szkodzą, wprowadzając niepotrzebne warunki udziału w postępowaniu – dodaje.
Nadmierne wymogi stawiane przez zamawiających
Zdaniem mecenasa Wojciecha Hartunga, problem z zamówieniami publicznymi tkwi w dwóch kwestiach.
- Pierwsza rzecz to opis przedmiotu zamówienia i warunki udziału w postępowaniu, które w wielu wypadkach stanowią kalkę tego, co zamawiający w danym przypadku zamawia. Inaczej mówiąc, jeżeli dany wykonawca nie wykonywał niemalże dokładnych kopii inwestycji, czy usługi, którą zamawiający obecnie zamawia, to ma niewielkie szanse na uzyskanie takiego zamówienia. Druga rzecz to w dalszym ciągu kwestia nadmiernych wymogów, które zamawiający stawiają nie tylko w odniesieniu do opisu przedmiotu, ale właśnie do warunków realizacji samej umowy, kwestii kar umownych, ryzyka, które jest przerzucane w całości, czy w znacznej części na wykonawców. Wiele firm nie jest sobie w stanie z tym poradzić, z góry uznaje, że i tak w zasadzie nie ma szans na zwycięstwo – mówi gość Polskiego Radia 24.
REKLAMA
Wybór wykonawcy to dopiero początek
Mec. Wojciech Hartung podkreśla także, że często zamawiający nie mają wystarczającej wiedzy na temat konstruowania warunków przetargu, np. kwestii technicznych czy finansowych.
Wojciech Hartung Pokutuje przekonanie, że przeprowadzić zamówienie, to już jest sukces, jeżeli uda nam się wybrać wykonawcę i podpisać zamówienie, a to jest dopiero początek.
- Na etapie przygotowania samego zamówienia zamawiający powinni więcej inwestować właśnie w ten etap. Oni potem wydają określone kwoty, często cieszą się, że wydali mniej niż zakładany budżet, a to chyba nie o to chodzi. Te ceny powinny być rzeczywiście adekwatne do tego, czego zamawiający oczekuje i nie na samym wyborze oferty kończy się proces zamówienia. To jest dopiero początek zabawy i cały efekt tego, ile to rzeczywiście kosztuje, w jakim czasie jest realizowane, jaka jest jakość zrealizowanego zamówienia, powinien być badany w odniesieniu do robót budowlanych po kilku latach eksploatacji danej roboty, w przypadku dostaw również, w przypadku usług może mniej. U nas cały czas pokutuje przekonanie, że przeprowadzić zamówienie, to już jest sukces, jeżeli uda nam się wybrać wykonawcę i podpisać zamówienie, a to jest dopiero początek – podkreśla gość Polskiego Radia 24.
Wykorzystanie środków unijnych
Od przetargów publicznych i ich rozstrzygnięcia zależy m.in. to, czy uda nam się wykorzystać środki unijne. A tu konkurencyjność może być niezwykle istotna, zauważa dr Artur Bartoszewicz ze Szkoły Głównej Handlowej.
Artur Bartoszewicz Nasz wzrost gospodarczy jest w dużym stopniu uzależniony od transferu środków z Unii Europejskiej.
- Przede wszystkim sytuacja, w której zamawiający nie jest w stanie porównać na rynku ofert może spowodować, że z uwagi na zasady konkurencyjności takie zamówienie nie będzie uznawane za prawidłowo przeprowadzone, więc nie dojdzie do zrealizowania zamówienia. Jeżeli nie dojdzie do zrealizowania zamówienia, to będzie to oczywiście wydłużone w czasie, będą kolejne próby poszukiwania, a każda próba poszukiwania zmniejsza czas na realizację działania, usługi, dostarczenie towaru, dlatego że projekty mają swoje harmonogramy. Jeżeli mamy dwu-, trzyletni okres realizacji projektu i w tym czasie nie dojdzie do skutecznego wyboru wykonawcy, a nawet jeżeli dojdzie, to ten wykonawca będzie miał zbyt mało czasu na realizację, to okaże się, że projekty będą niedokończone, niezrealizowane, nie będą osiągnięte wskaźniki, a jak nie będą osiągnięte wskaźniki, to Polska utraci finansowanie z funduszy unijnych. To jest katastrofa z punktu widzenia mechanizmu rozwojowego, bo nasz wzrost gospodarczy jest w dużym stopniu uzależniony od transferu środków z Unii Europejskiej. Dodatkowo ok. 1 proc. rocznie wzrostu gospodarczego wynika właśnie z kroplówki z funduszy unijnych. Jeżeli my to zgasimy poprzez sytuację, która ujawnia się na rynku, czyli niemożliwość wyboru wykonawcy, będziemy mieli problem z absorpcją, problem z wykonaniem Umowy Partnerstwa, a to będzie katastrofa również w wymiarze negocjacyjnym nowej perspektywy po roku 2020 – przestrzega ekspert.
REKLAMA
Traci cała gospodarka
Na tym, że przedsiębiorcy nie chcą wchodzić na rynek zamówień publicznych, może stracić nasza gospodarka, zgadza się dr Małgorzata Starczewska-Krzysztoszek z Konfederacji Lewiatan.
- To oznacza w bardzo wielu przypadkach prawdopodobnie wycofanie się strony zamawiającej, czyli instytucji publicznej z tego ogłoszonego przetargu, ogłaszanie kolejnego przetargu, a to oznacza też wydłużanie w czasie możliwości realizacji zaplanowanych inwestycji. A to na końcu będzie miało wpływ na osłabienie wzrostu gospodarczego – wyjaśnia ekspertka.
Zwiększanie elastyczności kontaktów
Innym problemem w kontekście zwiększenia konkurencyjności przy zamówieniach publicznych, na który wskazują eksperci i przedsiębiorcy, jest kwestia zwiększania elastyczności kontaktów. Na co zwraca uwagę również dr Małgorzata Starczewska-Krzysztoszek.
REKLAMA
Małgorzata Starczewska-Krzysztoszek Partner publiczny nie chce renegocjować kontraktów w wyniku chociażby ustawowego wzrostu minimalnych wynagrodzeń, a powinien być to automat.
- Partner publiczny w zamówieniach publicznych nie chce renegocjować kontraktów w wyniku chociażby ustawowego wzrostu minimalnych wynagrodzeń, a powinien być to automat. Jeśli rząd podnosi ustawowo minimalne wynagrodzenia, to także powinien brać na siebie odpowiedzialność za takie automatyczne renegocjacje i danie szansy na to, żeby zwiększyć wartość tego kontraktu o koszty, które wynikają chociażby z wzrostów płacy minimalnej – uważa ekspertka.
Prawo w tej kwestii już zostało zmienione, zwraca z kolei uwagę Małgorzata Stręciwilk.
- W ubiegłym roku wprowadzone zostały łagodniejsze przesłanki do zmian umowy ws. zamówienia publicznego, jeżeli coś się wydarzy w trakcie trwania kontraktu, co też może zachęcać przedsiębiorców do większego udziału w przetargach publicznych, ale tu też musi być świadomość po stronie odpowiedzialnego, racjonalnego zamawiającego, który te regulacje w sposób odpowiedzialny i świadomy wprowadza w konkretnym postępowaniu o zamówieniu publicznym – podkreśla rozmówczyni Jedynki.
Prace nad nowym prawem
Nowe prawo o zamówieni publicznych dopiero jest przygotowywane. Tymczasem właśnie mija rok od ostatniej dużej nowelizacji prawa zamówień publicznych, o której mówiło się, że będzie rewolucyjna.
REKLAMA
- To rzeczywiście była rewolucja i tutaj z punktu widzenia przedsiębiorców też miała istotne znaczenie, przede wszystkim jeśli chodzi o formalizm postępowania. Przed wejściem w życie nowelizacji, przed wdrożeniem dyrektyw unijnych przedsiębiorca w toku postępowania musiał gromadzić szereg dokumentów, które miały potwierdzać jego sytuację podmiotową, wiarygodność. Natomiast w wyniku znowelizowanych przepisów w postępowaniu o zamówieniu publicznym, na koniec takiego postępowania ten jeden wybrany w postępowaniu musi przedłożyć te wszystkie dokumenty. Mamy tu więc odformalizowanie tych procedur, co mam nadzieję, ułatwia życie przedsiębiorcom – mówi Małgorzata Stręciwilk. – Nie znaczy to, że skończyliśmy poprawiać to prawo. Musimy je na nowo napisać – dodaje.
Być może więc nowe prawo sprawi, że więcej firm, również tych małych i średnich, przestanie omijać zamówienia publiczne szerokim łukiem.
Błażej Prośniewski, Karolina Mózgowiec, Dominik Olędzki, Anna Wiśniewska
REKLAMA