Kierowcy się irytują, policja jest bezradna. „To już plaga"

Polscy kierowcy na potęgę łamią przepisy w nieuprawniony sposób korzystając ze świateł awaryjnych. Choć swoją postawą denerwują innych użytkowników dróg, to mogą czuć się bezkarni. Straż miejska i policja w walce z tym irytującym zachowaniem są na z góry straconej pozycji.

2017-07-27, 20:00

Kierowcy się irytują, policja jest bezradna. „To już plaga"
Są skuteczniejsze od fotoradarów. Sypią się mandaty. Foto: De Visu/Shutterstock.com

Godzina 11, centrum Warszawy. O tej porze korek na ulicy Marszałkowskiej i to jeszcze w okresie wakacji to rzadkość. Zbyt wcześnie na poranne godziny szczytu, zbyt późno na popołudniowe. Przyczyną zatoru ulicznego okazuje się biały samochód dostawczy zaparkowany na prawym pasie. Wzdłuż jezdni obowiązuje zakaz zatrzymywania, ale pojazd stoi na światłach awaryjnych.

- Strasznie mnie denerwują tacy kierowcy. Włączy jeden z drugim awaryjne i staje gdzie mu wygodnie, a inni muszą się martwić, jak go ominąć. Najgorsze, że nie wiadomo jak z nimi walczyć, bo w końcu stoi na „awaryjnych” – skarży się taksówkarz, którego spotkaliśmy na pobliskiej stacji benzynowej. I dodaje, że z podobnymi sytuacjami spotyka się na stołecznych ulicach każdego dnia.

Problem nie dotyczy jednak tylko Warszawy, bo w podobny sposób przepisy łamane są w całym kraju. – U mnie w Łodzi to standard. Na awaryjnych parkują na zakazie najczęściej taksówkarze i pojazdy dostawcze, ale i innym kierowcom się zdarza. Robią to głównie w celu „wyskoczenia na pięć minut do spożywczego” – tłumaczy portalowi Polskiego Radia Daniel z Łodzi. Mężczyzna opowiada, że na jego osiedlu taka sytuacja to codzienność.

- Najgorzej jest rano, gdy zastawią dostawczymi cały pas do skrętu w prawo. Wszyscy stoją na środkowym pasie i nie mogą skorzystać z zielonej strzałki. Ludzie spieszą się do pracy, a panowie na „awaryjnych” noszą towar mając innych kierowców w głębokim poważaniu – żali się mężczyzna. W jego ocenie problemu nie da się rozwiązać, bo na korzystanie ze świateł awaryjnych pozwalają przepisy. Czy na pewno?

REKLAMA

- Zgodnie z przepisami kierowca powinien skorzystać ze świateł awaryjnych w czasie postoju spowodowanego uszkodzeniem pojazdu lub podczas wypadku. Każda inna sytuacja jest łamanie prawa – mówi portalowi Polskiego Radia pan Ryszard instruktor jazdy z Ciechanowa. W jego ocenie dopuszczalne jest również użycie „awaryjnych” w celu tzw. podziękowania innym użytkownikom drogi, np. za to, że pomogli nam włączyć się do ruchu lub zmienić pas.

- Teoretycznie i takie mignięcie światłami jest niezgodne z przepisami, ale nie sądzę, aby policji ukarała nas z tego powodu – wyjaśnia ekspert. Inaczej wygląda sytuacja z tymi, którzy korzystają ze świateł awaryjnych po to, aby zrobić zakupy.

- Gdy kierowca zatrzymuje się w miejscu niedozwolonym i włącza światła awaryjne, a jego samochód nie uległ uszkodzeniu, może otrzymać mandat i to za złamanie kilku przepisów. Nadużywa on bowiem świateł awaryjnych i niestosuje się do zakazu zatrzymywania, a dodatkowo tamuje ruch – mówi portalowi Polskiego Radia policjant ze stołecznej drogówki. Wspólnie ze swoim partnerem z radiowozu przyznają jednak, że służbom trudno jest walczyć z kierowcami popełniającymi tego typu wykroczenia.

- Zdarza się, że otrzymujemy informację z prośbą o interwencję, bo ktoś w nieuprawniony sposób korzysta z awaryjnych. Prawie zawsze po przyjechaniu na miejsce zgłoszenia nie zastajemy pojazdu łamiącego przepisy – mówią portalowi Polskiego Radia stołeczni policjanci. – Jak sami zauważymy taki pojazd to się zatrzymujemy i wtedy zwracamy uwagę, ale nie zawsze mamy na to czas, bo np. spieszymy się na jakąś interwencję, czy do wypadku – dodają nasi rozmówcy. I przyznają, że najczęściej kończy się na ustnym upomnieniu.

REKLAMA

- Mandat staramy się dawać wtedy, gdy ktoś naprawdę blokuje w poważny sposób ruch, np. tworząc poważny zator drogowy – wyjaśniają policjanci. Pan Ryszard dodaje jednak, że nawet nieuprawnione korzystanie ze świateł awaryjnych ma pewne zalety. - Zawsze to jakieś dodatkowe ostrzeżenie dla innych użytkowników drogi. Gdyby zaparkował w miejscu niedozwolonym i poszedł do sklepu, to inni kierowcy nie wiedzieliby co się dzieje. A tak widzą ten pojazd, myślą, że coś się dzieje i zachowują większą ostrożność – tłumaczy instruktor jazdy. I apeluje do innych kierowców o większą wyrozumiałość.

- Te dostawcze samochody czasami są zmuszone zaparkować na awaryjnych, bo muszą rozładować towar, a nie zawsze mają gdzie. Uważam, że karać należy przede wszystkim tych, którzy stoją na pasach lub w taki sposób, że inni kierowcy muszą najechać na ciągłą linię – mówi pan Ryszard. Daniel tak tolerancyjny już jednak nie jest. – Przepisy są po to, aby je egzekwować. Nie ma zmiłuj – przekonuje. A policjanci przyznają, że dla kierowców nadużywających awaryjnych starają się być wyrozumiali, choć w niektórych przypadkach bez mandatu się nie obejdzie.

- Michał Fabisiak, PolskieRadio.pl

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej