Kubot: trener jest potrzebny by kopnąć w cztery litery
Najlepszy obecnie polski tenisista Łukasz Kubot uważa, że spięcia między zawodnikiem i trenerem to dość częste zjawisko.
2010-05-30, 10:02
Nie komentuje incydentu  z meczu Agnieszki Radwańskiej w turnieju wielkoszlemowym Roland Garros  (z pulą nagród 16,807 mln euro).
"Nie chcę w żaden sposób  komentować tego spięcia. Uważam, że jak najszybciej powinno to być  naprawione na linii Agnieszka i jej tata. To jest zawodniczka z czołowej  dziesiątki i mimo, że nie ma teraz najlepszego okresu, to trzeba jej  pomóc spokojnie i czekać, aż wszystko znów zaskoczy" - powiedział Kubot.
Radwańska  (nr 8.) przegrała w czwartek 5:7, 3:6 z Jarosławą Szwedową z  Kazachstanu. Na początku drugiego seta, gdy straciła cztery pierwsze  gemy, swoją złość wyładowywała głośno wypowiadanymi uwagami.
Gdy  ojciec Robert zaczął wyliczać jej liczbę źle zagranych dropszotów, potem  dla odmiany nieskutecznych returnów, spotkało się to z ripostą: "Zamknij się. Idź stąd i zostaw swoją matematykę w domu". Przy kolejnych  kąśliwych uwagach odpowiedziała: "Jeszcze liczysz?!" i dalej padły już  niezbyt dyplomatyczne słowa nakłaniające go do opuszczenia trybun.
"Trener  musi dobrze wyczuwać swoją zawodniczkę czy zawodnika i nie dolewać  oliwy do ognia. Jeżeli człowiek jest na korcie w krytycznej sytuacji,  nie ma pewności siebie, to wielkość trenera polega właśnie na  uspokojeniu go, czasem na pobudzeniu, a nie dołowaniu" - zaznacył Kubot.
"Jest  też druga strona tego wszystkiego. Ja wiem, że czasami w ważnych  momentach powiem coś złego trenerowi, ale on to wypuszcza drugim uchem,  bo wyczuwa w jakiej się znalazłem sytuacji. Obaj znamy się na tyle  dobrze, że wiemy na ile możemy sobie pozwolić. Nie będę tego ukrywał, że  mnie też się zdarzyło wyprosić trenera z kortu, nawet nie raz. Po  prostu dochodziłem do takiej sytuacji, że potrzebowałem być sam" -  dodał.
Tydzień temu Kubot przegrał w pierwszej rundzie Roland  Garros 6:7 (5-7), 7:6 (7-4), 2:6, 4:6 ze startującym z "dziką kartą"  Francuzem Jousselinem Ouanną. W trzecim secie, gdy stracił dwukrotnie  swój serwis, mówił na głos: "przydałby mi się trener", chociaż Czech  Tomas Hlasek siedział obok na trybunach.
"Między zawodnikiem i  jego trenerem musi zadziałać jakaś chemia. Nie jest powiedziane, że  najlepszy trener, jak Brad Gilbert czy Nick Bollettieri, zawsze każdemu  pomoże. Nie da się ze wszystkimi pracować według jednego systemu, tylko  trzeba wyciągnąć z tenisisty jego potencjał. Tak zadziałało to u mnie w  przypadku trenera Hlaska" - podkreślił Kubot.
"Kiedyś, trenując z  Tomaszem Jandą, grałem bardzo pasywnie i nie chodziłem do przodu.  Dzisiaj wiem, że na tym poziomie trzeba grać va banque, agresywnie i  czekać na swoją szansę. Trener jest potrzebny. Jak widzi na przykład, że  prawie śpię na korcie, to kopnie mnie w cztery litery albo nastawi  właściwie do gry. Myślę, że Hlasek z tego wywiązuje się bardzo dobrze i  jestem mu za to wdzięczny" - powiedział Kubot, który w tym roku osiągnął  41. pozycję w rankingu ATP World Tour, najwyższą w karierze.
W  niedzielę Kubot i Austriak Oliver Marach (nr 6.) zagrają o awans do 1/8  finału z Argentyńczykami Leonado Mayerem i Horacio Zeballosem.
dp