Twórca Służby Ochrony Państwa: prezydent Polski nie jest bezpieczny
- Słuchając wypowiedzi gen. Miłkowskiego z każdą minutą byłem coraz bardziej przerażony i zacząłem mieć wątpliwości czy ta ochrona tak naprawdę jest skuteczna - mówi o bezpieczeństwie najważniejszych osób w państwie gen. Andrzej Pawlikowski, były szef Biura Ochrony Państwa, twórca Służby Ochrony Państwa (SOP).
2018-11-02, 06:01
Tomasz Jakubowski, portal PolskieRadio24.pl: w dużym wojewódzkim mieście na jednym z wiaduktów zawisł potężny transparent - "Uwaga! Limuzyny rządowe mogą być wszędzie!". Nie zawisł bez powodu. W 2014, 2015 roku incydentów z udziałem rządowych samochodów było 1, może 2. W roku 2017, tylko w pierwszym półroczu było ich kilkanaście. Ludzie stroją sobie żarty na temat kolizji z udziałem samochodów rządowych. Żarty na temat bezpieczeństwa?
Gen. Andrzej Pawlikowski: powiem krótko: źle się dzieje, gdy o służbach zaczyna być głośno, szczególnie w świecie mediów. To nie świadczy dobrze o samych służbach czy o systemie bezpieczeństwa państwa, ale i o samym państwie i elementach głównych, które powinny zapewnić bezpieczeństwo i sprawne funkcjonowanie tych służb. Tego rodzaju transparenty, czy też różnego rodzaju anegdoty, które pojawiają się w obszarze mediów, portali społecznościowych, czy też na ulicach, jak pan wspomniał o tym transparencie na wiadukcie, są efektem tych ostatnich zdarzeń drogowych z udziałem osób ochranianych przez SOP, a wcześniej przez BOR. Pragnę podkreślić, że tego rodzaju wypadki zdarzały się od wielu lat, od samego początku, od kiedy działają służby ochronne, nie tylko w Polsce, ale i na całym świecie. I zapewne będą się zdarzać w przyszłości, co nie zwalnia nas, a szczególnie szefów służb, czy też osób koordynujących działania służb od tego, aby w jakiś sposób usprawniać system bezpieczeństwa państwa w ten sposób, aby to takich sytuacji nie dochodziło.
- Można np. zatrudniać doświadczonych kierowców. Kierujący pojazdem, którym jechała premier Beata Szydło, to młody człowiek z niewielkim doświadczeniem. Doszło do kolizji.
- Tak, potwierdził to zresztą w jednym z wywiadów gen. Tomasz Miłkowski (obecny komendant SOP – przyp. red.) To jest przykre.
Dlaczego właściwie premier Beata Szydło jeździ z pracy do domu kolumnadą samochodów? Dwoma, trzema pojazdami? Nie jest już premierem. Czy macie przepisy, które to regulują? Może premier otrzymywała jakieś groźby? A może to rodzaj szczególnego wyróżnienia?
Wiem, że opinia publiczna jest tym tematem zainteresowana i wiem też, że tej opinii publicznej należą się wyjaśnienia. Czy pani premier Beata Szydło, czy inna osoba ochraniana ma taki, a nie inny zakres ochrony, to - nie wchodząc w obszar informacji, które są poufne, niejawne, bo takich informacji nie możemy ujawniać, by nie narażać się na art. 266 KK mówiący o tajemnicy służbowej i zawodowej - powiem, że czy to pani Beata Szydło, czy inna osoba ochraniana przez BOR czy teraz SOP, to odpowiednie służby podjęły decyzję o takiej formie ochronie. Ta forma jest oparta na wcześniejszych zebranych informacjach i analizach dotyczących zagrożenia wobec danej osoby. Pani Beata Szydło pełniła wcześniej rolę szefa rządu, premiera. Więc uczestniczyła w procesie decyzyjnym w bardzo różnych obszarach wrażliwych dla bezpieczeństwa państwa czy też samego funkcjonowania ekonomiczno-gospodarczego kraju. Przez to jest narażona na działania sił zewnętrznych, naruszenie różnych układów decyzyjnych. Nie mam wiedzy, jaką ochronę ma pani Szydło – dwa czy trzy samochody. Ale jeśli ma, to jestem przekonany, że te samochody zostały przydzielone słusznie, bo ta forma ochrony została oparta na bazie informacji i analizy ewentualnych zagrożeń dla pani premier. Nie skupiałbym się na tym, a wręcz przeciwnie – uważam, że mówienie o tym nakręca spiralę nienawiści i nie służy bezpieczeństwu.
Bezpieczeństwu? Pani premier dostała młodego, niedoświadczonego kierowcę.
Problem jest dość głęboki. Już w grudniu 2015 roku, przejmując służbę zderzyłem się z tym problemem, szczególnie - co chcę podkreślić - z problemem braków kadrowych. Problemy te były wynikiem decyzji podejmowanych przez moich poprzedników. Nie chcę wchodzić w szczegóły, ale ten problem narasta od wielu, wielu lat. Mam na myśli to, że od wielu lat był jakiś plan ograniczenia struktur BOR, co wiązało się oczywiście z likwidacją pewnej części etatów. Zrobiono pierwszy krok, czyli zwolniono ludzi, nie wykonano zaś drugiego etapu, czyli nie okrojono etatów. W efekcie powstała dość duża dziura kadrowa. Ona jest pochodną tamtych działań i rozrasta się do niewyobrażalnych rozmiarów.
REKLAMA
Ustalmy: poprzednia ekipa dokonała częściowych zmian w dawnym BOR-ze, a wy zderzyliście się z zastaną sytuacją?
Dokładnie tak. Ja nie chcę już negować swoich poprzedników, nie o to chodzi. Patrzmy na to, co my zastaliśmy i co zrobiliśmy, aby ten system usprawnić czy ewentualnie tego typu zagrożenia wyeliminować. Nie ukrywam, jak wcześniej wspomniałem, jestem pomysłodawcą i twórcą nowej służby, noszącej nazwę SOP. Ten projekt przygotowywany był na bazie różnych zdarzeń, niebezpiecznych dla najważniejszych osób w państwie, szczególnie po katastrofie smoleńskiej w 2010 roku. Taki zresztą był target – aby stworzyć służbę, która będzie przede wszystkim niezależna o czynników zewnętrznych, ale jednocześnie będzie miała ten system wzmocniony, usprawniony, poprzez dodanie różnego rodzaju elementów lub instrumentów, które będą pomagały służbie w realizacji tych zadań. Stąd też pojawił się pomysł stworzenia organu centralnego, bo BOR taki nie był takim organem, był normalną jednostką. Dlatego Należało wzmocnić pozycję samej jednostki i pozycji szefa BOR. Dodano też dodatkowe elementy. Czyli piony dochodzeniowo-rozpoznawcze, analityczno-informacyjne…
To wszystko brzmi świetnie, ale może wróćmy jednak do ostatnich zdarzeń. W „GW” ukazał się w poniedziałek artykuł o SOP. Cytuje się w nim oficera, który właśnie złożył papiery, ponieważ chce odjeść ze służby. Opisuje on m.in. szereg dziwnych przypadków, jak zatrzaśnięcie się oficera w samochodzie, słynna oponę z samochodu prezydenta, czy wybicie przez pomyłkę w vip-owskim aucie przedniej szyby, kosztującej - bagatela - 60 tysięcy. Tych zdarzeń jest sporo i zdaniem oficera wynikały one wyłącznie z tego, że dopuszczeni do służby zostali ludzie bez doświadczenia, bez przygotowania do pracy z takim sprzętem.
Bez względu na to czy jest to kierowca, czy funkcjonariusz ochrony, cały system funkcjonowania jednostki polega na szkoleniach. Szkolenia, szkolenia i jeszcze raz szkolenia. Funkcjonariuszy, kierowców. Chodzi o to, by ich zdania były realizowane w sposób właściwy i skuteczny. To, że któryś z funkcjonariuszy wywalił szybę pancerną od środka… oczywiście nie powinno do takich sytuacji dochodzić. Ale jesteśmy ludźmi, a ludzie popełniają błędy. Nikt nie jest doskonały.
Też popełniam błędy. Tyle, że ja narażam wyłącznie siebie, a funkcjonariusz głowę prezydenta, a może przy okazji zdestabilizować działanie całego państwa.
Dlatego ja tego nie toleruję, nie popieram. Ten przypadek z szybą zdarzył się bez udziału osoby ochranianej. Ten funkcjonariusz po prostu wcisnął guzik. To może być wada techniczna producenta, że tego rodzaju przycisk do wywalania tej szyby na zewnątrz znajduje się obok włącznika światła. Funkcjonariusz się pomylił i zamiast włączyć światło, wcisnął nie ten przycisk i szybę wywaliło. Może to jest jakaś wskazówka dla producenta, żeby tego rodzaju przyciski umieszczać w innych miejscach, a nie tam gdzie są włączniki światła. Ale to na marginesie. Najważniejsze, żeby kierowców szkolić, szkolić i jeszcze raz szkolić. Dbać też o czas ich pracy, bo z uwagi na to, że są braki etatowe, ci funkcjonariusze muszą te braki uzupełniać, a to się łączy z tym, że jest dużo nadgodzin. Nadgodziny powodują zmęczenie, a zmęczenie powoduje to, że ludzie popełniają błędy. Popełniając je stwarzają zagrożenie życia i zdrowia osób ochranianych oraz życia własnego czy swoich współtowarzyszy.
Młodzi nie są wyszkoleni, doświadczeni zaś odchodzą. Dlaczego? Co jest powodem? Pieniądze? Złe warunki na służbie?
Exodus odejść też mnie bardzo martwi, ale osobiście nie dziwię się tym ludziom. Jeśli nie mają zapewnienia ze strony szefostwa, że ich warunki socjalne czy pracowe nie zmienią się w najbliższej przyszłości, to odchodzą. Ze strachu. Mówię to ze stuprocentowym przekonaniem, bo mam bezpośrednie informacje od tych właśnie funkcjonariuszy. „Szefie, odchodzimy, bo się boimy. Nie jesteśmy pewni przyszłości. Wolimy odejść z tym, co mamy w tej chwili, niż odchodzić za jakiś czas z okrojoną pensją, bo komendantowi się nagle coś nie spodobało, ma jakieś inne racje” – mówią. A więc strach. Strach przed przyszłością powoduje to, że odchodzą naprawdę bardzo doświadczeni funkcjonariusze. Powstaje przestrzeń, pustka.
REKLAMA
Powstaje też pytanie czy najważniejsze osoby w naszym kraju są bezpieczne?
Myślę i chciałbym być przekonany, że najważniejsze osoby w państwie są dobrze i skutecznie chronione przez nową służbę, SOP. Jednak słuchając wczoraj rozmowy z gen. Miłkowskim (obecny szef SOP udzielił w poniedziałek w TVN24 wywiadu na temat kolizji z udziałem VIP-ów - przyp. red.), mam pewne wątpliwości w tym zakresie. I liczę na to, że zostaną podjęte stosowne kroki przez politycznych nadzorców. Po to, żeby sprawdzić jak ta sytuacja naprawdę wygląda.
Czy ja dobrze słyszę? Mówi pan, że prezydent Polski nie jest bezpieczny?
Tak. Słuchając wypowiedzi gen. Miłkowskiego w TVN24 z każdą minutą byłem coraz bardziej przerażony i zacząłem mieć wątpliwości czy ta ochrona tak naprawdę jest skuteczna. Nie chciałbym w tym miejscu mówić o szczegółach, bo tego rodzaju rozmowy czy komentarze publiczne też nie służą bezpieczeństwu społecznemu, publicznemu czy też bezpieczeństwu najważniejszych osób w państwie. Wychodzę z założenia, że im mniej mówimy o tym, to tym lepiej dla kwestii bezpieczeństwa osób ochranianych.
A co, jeśli widzimy, że coś jest nie tak? Powinniśmy siedzieć cicho?
Jeżeli widzimy, że sam komendant czy też fachowcy wskazują na pewne elementy zagrożenia w tym obszarze, to jako eksperci, jak np. ja, osoba, która dłuższy czas życia spędziła w Biurze Ochrony Rządu, też nie możemy siedzieć cicho i milczeć. Chcemy w jakiś sposób wskazać te słabe punkty, słabe elementy w systemie. Podpowiadając osobom, które mają wpływ na to, żeby ten system usprawnić, uszczelnić, uzupełnić.
Jeśli chodzi o system, to podobno zmieniono system szkoleń i teraz bardzo łatwo, po krótkim kursie można zostać kierowcą wożącym najważniejsze osoby w państwie. To prawda? Mówi się też, że do SOP łatwiej się dostać, jeśli się jest policjantem, bo nowe władze SOP to właśnie policjanci, którzy zatrudniają swoich.
Ja nie mam nic przeciwko policjantom. Jest to bardzo porządna, oddana sprawom bezpieczeństwa publicznego służba. To ludzie, którzy z poświęceniem swojego zdrowia i życia wykonują swoje zadania, ale oczywiście nie zawsze osoby, które przechodzą ze służby do służby znają się na specyfice nowej pracy i się do niej nadają. Oczywiście jakiś tam pojedyncze przypadki jak najbardziej są wskazane, sam nawet za tym optowałem, żeby tworząc nowe piony w SOP zatrudniać ludzi z policji czy straży granicznej. W tym jednak przypadku ściąganie swoich kolegów, bo trzeba powiedzieć, że pan komendant pościągał przecież swoich kolegów z okolic różnych posterunków powiatowych, tak naprawdę nie służy SOP. Jest też źle odbierane także przez samych funkcjonariuszy, służących w tej formacji od wielu lat. Jeśli zaś chodzi o system szkolenia kierowców to powiem tak: od wielu lat był on ukierunkowany i był on jednym z lepszych systemów po 1989 roku. Na bazie współpracy z Amerykanami zostały stworzone znakomite systemy szkoleń, w których funkcjonariusze ćwiczyli i teorię, i praktykę. Do czasu gdy byłym szefem SOP system funkcjonował, ale wiem, że nie był w pełni realizowany, w stu procentach. Mam na myśli to, że czas przeznaczony na szkolenia był wypełniony. Ludzie pracowali, były braki kadrowe, nie było czasu na szkolenia. To był ten jeden minus. W tej chwili naprawdę mamy problem, bo odeszło, odchodzą i wiem, że ma odejść wielu doświadczonych kierowców. Z informacji, które do mnie docierają wynika, że system szkoleń zupełnie leży. Dużym problemem jest, że do najważniejszych osób w państwie są przydzielane osoby z kilkumiesięcznym czy maksymalnie dwuletnim doświadczeniem. Tymczasem, żeby do takiego VIP-a dostać angaż, potrzeba 4, 5 lat szkolenia.
REKLAMA
Jest duży problem, opisuje pan bardzo niezdrowy system, który jednak jakoś funkcjonuje. Tymczasem jeśli coś jest chore, są tylko dwa wyjścia: albo to wyzdrowieje, albo umrze. Nie ma możliwości trwania w chorobie cały czas. Co należałoby zrobić, by system ochrony najważniejszych osób w państwie uzdrowić?
Diagnozę już postawiliśmy. Wiemy, w czym jest problem. Teraz tylko należy wprowadzić dobrego doktora. Doktora z dobrymi medykamentami i instrumentami. Doktora, który wjedzie i w tych warunkach, w tym państwie ten system będzie uzdrawiał.
Rozmawiał Tomasz Jakubowski/PolskieRadio24.pl
REKLAMA