Ekstraklasa: zabójcza postawa Białej Gwiazdy. Legia egzotyczna – nieskuteczna. Czy Sa Pinto to trener?

Krakowianie przerwali wieloletnią serię bez wygranej na własnym stadionie z Legią i uczynili to w najlepszym stylu. Emerytowani reprezentanci Polski udzielili surowej lekcji futbolu "chłopcom z Erasmusa".

2019-04-01, 10:32

Ekstraklasa: zabójcza postawa Białej Gwiazdy. Legia egzotyczna – nieskuteczna. Czy Sa Pinto to trener?
Trener Legii Warszawa Ricardo Sa Pinto . Foto: PAP/Łukasz Gągulski

Wspaniała atmosfera na stadionie przy ulicy Reymonta w Krakowie to zasługa wiślackiej społeczności, która pod przewodnictwem "binarnego Harry’ego Pottera" (Jarosława Królewskiego) wyczarowała come back Białej Gwiazdy z czeluści bankructwa i degradacji oraz sportowej bylejakości i wprowadziła ekstraklasowy zespół w prawdziwie zwycięskie "momentum", które wydaje się mieć zasoby niewyczerpane, zwłaszcza z "doładowaniem", jakiego Wisła dostanie po efektownej wygranej nad Legią Warszawa. Ten mecz to duży triumf krakusów, którzy swoimi działaniami wynieśli "centusiostwo" do miana skutecznego modelu biznesowego opartego na nowoczesnym crowdfundingu.

Zdeterminowana i skuteczna Wisła, a Legia pogrążona w szarości

Mecz piłkarski – jak mawiał klasyk – można wygrać, przegrać lub zremisować. "Zremisuj go, jeśli nie potrafisz wygrać" – to inne z popularnych piłkarskich powiedzeń. To ostatnie nie dotyczyło jednak Legii w niedzielny wieczór na krakowskich Błoniach: na boisku bowiem widzieliśmy drużynę klasową – znakomicie usposobionych (mentalnie i taktycznie) zawodowców z (przeciętnie) uzdolnionymi "chłopcami z Erasmusa", których niemrawe próby kreowania gry grzęzły w nijakości jednostek, które nie tworzą zespołu. Piszę o jednostkach, bo indywidualności powinny potrafić wziąć kolektyw do galopu.

Od kilku ligowych kolejek Legia poraża zatrważającą miałkością gry – od niezrozumiałej koncepcji po niemrawe wykonanie – co doskonale uwidoczniła gra ze zdeterminowaną Wisłą, znakomicie nastawioną taktycznie do spotkania z mistrzem Polski. Wysoki pressing zawodników Macieja Stolarczyka całkowicie zdominował chęci Legii, by podtrzymać serię korzystnych wyników na boisku rywala.

REKLAMA

Niepewne i bez koncepcji jest w Legii wszystko – poczynając od bramkarza. Jeśli prawdą jest, że drużynę buduje się od tyłu, to nie wiem, czym kierował się portugalski trener, rezygnując z Arkadiusza Malarza. Ten często bronił fartownie, zdarzały mu się "głupie bramki", ale kiedy nie widział w kolegach "atrybutów", to nie przebierał w słowach, by wstrząsnąć drużyną.

Dwa gole Wisły idą całkowicie na konto defensywy Legii, której poczynania wyglądały tak, jakby panowie piłkarze właśnie wstali po obfitej kolacji u "Wierzynka", a symbolem tej beznadziei był karny po zarówno ewidentnym, jak i całkowicie niepotrzebnym zagraniu ręką. Pierwszego gola można było uniknąć, a i czwarty idzie na konto wszystkich odpowiedzialnych za defensywę – niczego nie ujmując Maciejowi Sadlokowi, którego podanie do Marko Kolara było tym, czego potrzebuje reprezentacja Polski. Równie świetne były strzały z dystansu lewonożnego środkowego obrońcy, który rozegrał znakomite spotkanie.

Powiązany Artykuł

Carlitos 1200 east news.jpg
"Derby dwóch stolic", czyli Wisła Kraków – Legia Warszawa. W tle kilka spotkań 27. kolejki Ekstraklasy, które mogą namieszać w tabeli

Środek pola warszawian raził kompletną nicością. Piłkarzom nikt chyba nie wytłumaczył, jak wspaniała historia kryje się za szarością ich strojów, a ci tkwią w marazmie szarości nieprzystającej nijak do niepodległościowego szlaku bojowego założycieli klubu z Warszawy. Wolniejsi, mniejsi, słabsi, przegrywający pojedynki bark w bark, nieumiejący szybko rozegrać piłki – to był żałosny obraz nędzy i rozpaczy. Nawet jeśli udawało się przedostać w pole szesnastu metrów, to napastnicy Legii razili nieporadnością.

Wisła Kraków z innej bajki. Czy Sa Pinto to trener?

Działo się też tak dlatego, że pięciu piłkarzy Wisły zagrało mecz jakby z innej bajki – takiej z Ligą Mistrzów w tytule. Wspomniany Sadlok z Wasilewskim do spółki – byli skuteczni, uważni, twardzi i ofiarni. Leo Beenhakker cmoknąłby z zachwytem: "international level" – podobnie zaprezentowali się (w kolejnym meczu) Kuba Błaszczykowski i Sławomir Peszko, których akcje skrzydłami nękały warszawian przez 3/4 meczu, a Vukan Saviciević z dużym wyczuciem rozdzielał piłki i anihilował "stranierich" warszawskich w środkowej części placu gry.

REKLAMA

Potem Wisła (obiwszy rywala ) czekała na to, czy ten ustoi do końca walki. Piękny gol z rzutu wolnego był wisienką na torcie tego jednostronnego (niestety) widowiska. Trafienie idzie na konto strzelca – Pietrzaka, ale spory w nim udział miał golkiper warszawski – piłka leciała w zasięgu jego ramion, a on nie ruszył się ze środka bramki.

Gospodarze niedzielnego "el klasyko" pokazali serce i pomysł oraz siły do gry, których Legia pod wodzą Sa Pinto jeszcze nigdy nie objawiła.

Co wpaja Portugalczyk swoim podopiecznym, pozostaje tajemnicą szatni. Czyni to jednak nieskutecznie, bo w grze mistrza Polski nie widać żadnych efektów treningów przedsezonowych w malowniczej Troi. Tej portugalskiej wprawdzie, ale szkoleniowiec kojarzy się z tą grecką, bynajmniej nie jako koń, na którego należało postawić.

Podobne wątpliwości nasuwają się w kwestii egzotycznego zaciągu Portugalczyka, któremu lekcji futbolu udzieliło trzech (quasi) emerytowanych reprezentantów Polski wspartych entuzjazmem młodszych kolegów. Na plus należy zanotować sportowe zachowanie Sa Pinto, który jeszcze przed końcem meczu pogratulował sukcesu Maciejowi Stolarczykowi – niby normalne, ale ostatnio w Legii różnie z tym bywało.

REKLAMA

Zastanawiające jest też, jakie dalsze pomysły na zespół i klub może mieć Dariusz Mioduski. Taka gra źle rokuje w kraju, a o europejskich pucharach nie ma co myśleć w dzisiejszej formie zespołu. Na co czeka prezes Legii? Jego dawny "pierwszy wybór" (Adam Nawałka) jest przecież znowu do wzięcia....

Hubert Borucki, PolskieRadio24.pl

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej