Liga Mistrzów: Tottenham znów zagrał przeciwko wszystkim. "Cały czas jesteśmy w tym śnie"

Nawet po zwycięstwie 1:0 w pierwszym meczu z Manchesterem City mało kto wierzył w to, że Tottenham będzie w stanie awansować do półfinału Ligi Mistrzów. Mauricio Pochettino i jego piłkarze w obecnym sezonie muszą mierzyć się wiejącym w oczy wiatrem, ale po zwycięstwie nad "The Citizens" to oni śmieją się ostatni.

2019-04-20, 09:45

Liga Mistrzów: Tottenham znów zagrał przeciwko wszystkim. "Cały czas jesteśmy w tym śnie"

Posłuchaj

Komentarze prasy - z Londynu Adam Dąbrowski (IAR)
+
Dodaj do playlisty

To, że w środę obejrzeliśmy jeden z najlepszych meczów ostatnich lat, jest faktem, a nie kwestią dyskusyjną czy życzeniem kibiców jednej i drugiej drużyny. Trzęsienie ziemi na początku, zwroty akcji, piękne gole, heroiczne interwencje, niesamowite napięcie i kumulacja emocji w ostatnich momentach meczu, kiedy to padł nieuznany gol dla gospodarzy, dający im awans... Takiego widowiska nie powstydziłoby się Hollywood.

Czy Manchester City był drużyną lepszą w tym dwumeczu? Być może "Obywatele" pokazali więcej jakości, być może cierpią przez to, jak do pierwszego spotkania podszedł Guardiola, być może mają prawo czuć, że zrobili wszystko, co było w ich mocy. Tyle tylko, że nawet dla "superklubów" nie ma żadnej taryfy ulgowej, a awans muszą wywalczyć dokładnie w taki sam sposób jak każdy inny zespół.

Mija ósmy rok od momentu, w którym Pep Guardiola po raz ostatni prowadził drużynę w finale Ligi Mistrzów. Szkoleniowiec ma na swoim koncie dziewięć pełnych sezonów, w tym czasie siedem razy sięgał po mistrzowski tytuł, prowadząc trzy kluby z absolutnej światowej czołówki. Ale coraz częściej i głośniej mówi się o tym, że postawa jego zespołów w Lidze Mistrzów zapisze się jako historia porażek.

REKLAMA

Rok po roku drużyny z Hiszpanem za sterami żegnały się z rozgrywkami przedwcześnie - choć w tym przypadku cel jest przecież jeden i jest nim tytuł najlepszej drużyny w Europie. Trzy razy z rzędu Bayern wypadał z gry na etapie półfinału. Manchester City w ostatnich trzech sezonach ani razu nie przeskoczył ćwierćfinału, odpadając kolejno z Monaco, Liverpoolem i Tottenhamem. Za każdym razem "The Citizens" byli faworytami. Jedynymi klubami, które wyeliminował, były Basel i Schalke.

W starciu z każdym mocniejszym rywalem "The Citizens" zawodzili w sposób trudny do wytłumaczenia. Momentami też szalenie pechowy, co pokazuje powrót do kilku ze starszych spotkań. Ekipy Guardioli trzy razy odpadały przez gole strzelone na wyjeździe, trzy razy jego gracze marnowali karne, tyle samo do awansu brakowało im gola.

Nie można powiedzieć, żeby jeden z najlepszych współczesnych menedżerów nie wyciągał wniosków, ale można odnieść wrażenie, że za każdym razem, kiedy wprowadza w życie strategię, mającą pozwolić mu na uniknięcie dawnych błędów, pojawia się coś zupełnie niespodziewanego, skutkującego kolejnym kataklizmem.

REKLAMA

- Zmarnowaliśmy rzut karny w pierwszym meczu, stworzyliśmy dużo okazji przeciwko topowej drużynie. Popełniliśmy błędy przy dwóch pierwszych golach. Próbowaliśmy do samego końca. To czego dokonaliśmy w dwóch ostatnich sezonach jest niesamowite - mówił Hiszpan na swojej ostatniej konferencji prasowej.

O porażce z Tottenhamem zadecydowało wiele różnych czynników i detali. Gdyby Sergio Aguero cofnął się kilka centymetrów przy nieuznanym golu dla Manchesteru City, wszystko wyglądałoby inaczej. To magia, ale też przekleństwo gry w systemie pucharowym - można tworzyć drużynę latami, ale koniec końców, na najwyższym poziomie, na dystansie 180 minut, wystarczy, by do głosu doszedł czynnik losowy lub ludzki, by przekreślić wysiłki, mające dać jak trenerom w rodzaju Guardioli jak największą kontrolę nad meczem.

W sobotę Manchester City i Tottenham zagrają po raz trzeci na przestrzeni niecałych trzech tygodni. Aby obronić tytuł mistrza Premier League, gospodarze na Etihad będą musieli za wszelką cenę uniknąć straty punktów. Główne pytanie brzmi, czy w tak krótkim czasie zdołają otrząsnąć się po porażce.

Powiązany Artykuł

ajax 1200.jpg
Liga Mistrzów: Ajax rozkochał w sobie piłkarski świat. "Rośniemy z każdym meczem i nie jesteśmy spełnieni"

Ale za tym meczem stoi zdecydowanie więcej rzeczy wartych uwagi - i to po stronie londyńczyków, którzy w europejskich pucharach uzyskali najlepszy wynik od 57 lat. W momencie, w którym wydawało się, że nie mają szans na coś podobnego.

REKLAMA

Na półmetku fazy grupowej Ligi Mistrzów "Spurs" mieli na swoim koncie tylko punkt. W rundzie rewanżowej Tottenham urwał się ze stryczka w meczu z PSV, zdobywając zwycięskiego gola w 89. minucie. Od drugiej minuty przegrywał 0:1. Z Interem czekał do 80. minuty, by wyjść na prowadzenie. Do 1/8 finału awansował po remisie na Camp Nou, który w końcówce zapewnił Lucas. W tym samym czasie Włosi sensacyjnie zremisowali z desperacko broniącym się PSV. Trzeba przyznać, że nie były to zwykłe okoliczności.

Tottenham w dwóch ostatnich okienkach transferowych nie wydał na nowego piłkarza choćby pensa. Dla porównania, Guardiola na wzmocnienia wydał blisko 400 milionów euro. W środowym meczu tylko na ławce rezerwowych usiedli piłkarze wyceniani na około 250 milionów euro.

W lipcu trzynastu piłkarzy grało na mistrzostwach świata w Rosji. Zespół musiał przez 689 dni rozgrywać mecze w roli gospodarza na Wembley, a na nowy stadion przeniósł się dopiero na początku kwietnia. Przez cały sezon Mauricio Pochettino miał ograniczone pole manewru z racji na kontuzje, które trapiły piłkarzy.

W środę w pierwszym składzie "Spurs" wybiegł Dele Alli, który w pierwszym meczu tych drużyn doznał złamania ręki, wykluczony do końca sezonu jest kapitan i najlepszy strzelec zespołu, Harry Kane.

REKLAMA

Jeszcze w pierwszej połowie spotkania boisko z urazem opuścił Moussa Sissoko, przez długi czas niemiłosiernie wyszydzany przez kibiców z Londynu, obecnie kluczowy piłkarz drugiej linii. W środku pola wybiegł Victor Wanyama, dla którego był to drugi mecz w podstawowym składzie po powrocie do kontuzji. Bohaterem został zawodnik, który najpierw grał na mundialu, a później w Pucharze Azji walczył o złoty medal, bez którego musiałby obowiązkowo odbyć służbę wojskową, tracąc dwa lata swojej kariery.

Gola na wagę awansu zdobył Fernando Llorente, rezerwowy, który jeszcze niedawno był na wylocie z klubu - w opinii większości fanów nie był wartościowym zmiennikiem Kane'a, większość ze swoich 13 bramek dla klubu zdobył w krajowych pucharach. W dodatku w środę zanotował trafienie kuriozalne, pokonując Edersona... biodrem. Biorąc pod uwagę liczbę absurdów tego spotkania, chyba po prostu nie mogło być inaczej.

REKLAMA

Możemy iść dalej, odnosząc się też do VAR, którego nie witał z otwartymi rękami Mauricio Pochettino. Sympatycy zespołu z północnego Londynu mogą mieć w pamięci ogromne błędy sędziów, które działały na ich niekorzyść na przestrzeni lat. 

Tottenham nie wygrywa trofeów, cały czas jest obiektem szyderstw i kpin konkurencyjnych ekip. Kiedy zwycięża w trudnych momentach, pojawiają się żarty dotyczące klubowej gabloty. Kiedy przegrywa, mówi się o tym, że to zespół, który ma braki mentalne i zawsze zawodzi na ostatniej prostej. Swoją drogą trudno wyobrazić sobie, w jaki sposób Mauricio Pochettino miałby pozbierać swoich zawodników po tym, gdyby gol Sterlinga z doliczonego czasu gry padł prawidłowo. 

Zamiast najgorszego momentu swojej kariery, Argentyńczyk mógł przeżywać najlepszy, a jego radość po końcowym gwizdku tylko to potwierdzała.

Na placu boju w Lidze Mistrzów pozostały już tylko cztery drużyny - przed sezonem ze świecą można byłoby szukać ludzi, którzy przewidzą obecność wśród nich zarówno Tottenhamu, jak i Ajaksu, które zmierzą się ze sobą już 30 kwietnia. Czy Tottenham - Ajax brzmi jak hit najbardziej prestiżowych piłkarskich rozgrywek klubowych? Patrząc na to, co obie drużyny zaprezentowały podczas swojej drogi do tego miejsca, mamy przed sobą mecze, które powinny rozgrzać kibiców do czerwoności.

REKLAMA

ps, PolskieRadio24.pl

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej