El. Euro 2020: Polska - Izrael. Kadra wreszcie pokazała styl, ale na euforię jest za wcześnie
Cztery mecze, cztery zwycięstwa, osiem zdobytych bramek i żadnej straconej - tak przedstawia się bilans kadry Jerzego Brzęczka w eliminacjach mistrzostw Europy 2020. Aż do meczu z Izraelem pod adresem reprezentacji i selekcjonera kierowano jednak wiele głosów krytyki. Czy uda się otworzyć nowy rozdział?
2019-06-11, 16:01
Posłuchaj
Nie da się ukryć, że biało-czerwoni w eliminacjach kolejnego Euro trafili wymarzoną grupę, w której od samego początku byli murowanymi kandydatami do zajęcia pierwszego miejsca. I od pierwszego spotkania piłkarze Jerzego Brzęczka rozpoczęli realizację planu, punktując tak, jak w XXI wieku nie punktowała jeszcze żadna z naszych reprezentacji.
W historii rodzimego futbolu tylko raz zdarzyło się, że kadra rozpoczęła lepiej eliminacje do wielkiej imprezy - miało to miejsce w 1978 roku, kiedy selekcjonerem był Jacek Gmoch. Wtedy Polacy zwyciężyli w pięciu kolejnych spotkaniach, a szóste zremisowali.
Kolejną rzeczą, która wyróżnia ekipę Brzęczka, jest gra w obronie. Czyste konto we wczorajszym meczu było czwartym kolejnym. I rekordowym.
REKLAMA
Za miesiąc minie rok od momentu, w którym trener przejął stery po Adamie Nawałce. Czas oceny zbliża się nieubłaganie i nie ma sensu udawać, że był to złoty okres dla biało-czerwonych.
W Lidze Narodów i meczach towarzyskich przeważnie graliśmy słabo, bez pomysłu, a do tego brakowało tego, co obecnie jest największym atutem selekcjonera - wyników. W eliminacjach do mistrzostw Europy można narzekać na styl, ale selekcjonera bronią rezultaty.
W poniedziałek piłkarze stanęli na wysokości zadania w optymalnym momencie. Na wypełnionym PGE Narodowym, w atmosferze piłkarskiego święta, przy okazji stulecia PZPN, udało im się rozegrać koncertowe spotkanie, w którym można było pochwalić praktycznie każdego.
Robert Lewandowski potwierdził, że na stadionie w Warszawie czuje się jak w domu, gola strzelił Krzysztof Piątek, wreszcie na miarę możliwości zagrał Piotr Zieliński, czyste konto zachował rozgrywający 50. mecz w kadrze Łukasz Fabiański. To był wieczór idealny dla Jerzego Brzęczka, dla kibiców i piłkarzy, zwłaszcza po traumatycznym spotkaniu z Macedonią Północną, w którym jedynym pozytywem był komplet punktów.
REKLAMA
Czy jedno spotkanie zmieni postrzeganie Jerzego Brzęczka? Do tego, by przekonać do siebie kibiców i ekspertów, potrzeba ich znacznie więcej. Trzeba też brać pod uwagę to, jaka jest skala trudności. Awans na Euro mamy na wyciągnięcie ręki (przede wszystkim dlatego, że po prostu nie ma go z kim przegrać), ale już teraz można zastanowić się, o ile wzrośnie stopień trudności na wielkiej imprezie, na której zagra czołówka Starego Kontynentu. Suche liczby nie powiedzą nam nic o tym, jak będziemy wyglądać na tle znacznie lepszych przeciwników.
Mamy jednak komfortową sytuację, drużynę, w której jest wiele indywidualności, mogących przesądzić o końcowym wyniku. Dobrze pokazuje to sytuacja, w której za napastnika Milanu, jednego z czołowych snajperów Serie A, wchodzi najlepszy strzelec wicemistrza Włoch. Trzon tej reprezentacji jest niepodważalny i jedynym, czego w niej brakowało, była koncepcja tego, w jaki sposób grać, jak wykorzystać jej największe atuty.
Jerzy Brzęczek nie musi wyważać otwartych drzwi, forsując taktykę z jednym napastnikiem. Nie musi czarować rzeczywistości, mówiąc, że w starciu z Macedonią Północną kadra rozegrała dobre pierwsze pół godziny.
REKLAMA
Trzeba powiedzieć wprost, że na razie zobaczyliśmy jeden przebłysk tej reprezentacji, najlepszy dotychczasowy mecz za kadencji tego selekcjonera, w starciu ze znacznie niżej notowanym rywalem, który nie powinien sprawiać problemu drużynie z aspiracjami. Nie ma sensu rozpoczynać pompowania balonika, zwłaszcza że pierwsze trzy spotkania eliminacji były proszeniem się o stratę punktów i skomplikowanie swojej sytuacji w grupie.
Po czerwcowych meczach jesteśmy w bardzo dobrej sytuacji i możemy czekać na to, co przyniesie jesień. I liczyć na to, że gra taka jak z Izraelem będzie dla tej reprezentacji nie powodem do zachwytów i przecierania oczu ze zdumieniem, ale normą.
- Budowanie drużyny to nie jest koncert życzeń, tego nie robi się na zawołanie. Na to potrzeba czasu. Ten mecz utwierdził nas w słuszności tego, co sobie zakładamy - podkreślił.
REKLAMA
Tak, tworzenie drużyny i wdrażanie do niej swojej wizji wymaga czasu, z tym nie sposób dyskutować. Jeden mecz nie rozwieje jednak wszystkich wątpliwości, które istniały właściwie od momentu, w którym zostało ogłoszone zatrudnienie Jerzego Brzęczka na stanowisku. Wciąż jesteśmy na jednym z pierwszych etapów tworzenia zespołu, który będzie miał za zadanie pojechać na wielką imprezę i walczyć tam o wyższe cele.
Na pisanie o tym, by widać było plan na reprezentację i przewidywanie sukcesu na mistrzostwach Europy, jest jeszcze zdecydowanie za wcześnie.
PolskieRadio24.pl
REKLAMA
REKLAMA