Jak zginęła Wanda Rutkiewicz? "Nadal nie jestem pewien, czy nie popełniłem błędu"

 "Zginę w górach" - mówiła Wanda Rutkiewicz. I tak się stało - według dokumentów sądowych zmarła 13 maja 1992 roku. Dzień wcześniej zaginęła na górze Kanczendzonga w Himalajach. 2022 jest rokiem legendarnej alpinistki. 

2022-05-12, 06:30

Jak zginęła Wanda Rutkiewicz? "Nadal nie jestem pewien, czy nie popełniłem błędu"
Od lewej: Andrzej Zawada, Wanda Rutkiewicz i Krzysztof Wielicki . Foto: PAP
  • Wanda Rutkiewicz zdobyła w sumie osiem z czternastu ośmiotysięczników. Wśród nich również uważany za najbardziej niebezpieczny - K2
  • 16 października 1978 roku Wanda Rutkiewicz zdobyła najwyższy szczyt Ziemi – Czomolungmę – bardziej znany pod nazwą Mount Everest (8848 m n.p.m.)
  • Niestety nie powróciła z ostatniej wyprawy. W maju 1992 roku zginęła podczas wejścia na Kanczendzongę (8598 m n.p.m.) - najwyższy szczyt w Indiach. Okoliczności jej śmierci wciąż owiane są tajemnicą
  • Wanda Rutkiewicz-Błaszkiewicz urodziła się 4 lutego 1943 roku. Pod koniec II wojny światowej jej rodzina została repatriowana do Polski
  • 2022 jest w Polsce Rokiem Wandy Rutkiewicz  

Jej śmierci nikt nie widział, jej ostatniego słowa nikt nie słyszał, jej ciała nikt nie odnalazł - śmierć Wandy Rutkiewicz, tak jak wiele zdarzeń z jej życia, do dziś pozostaje tajemnicą. Przez lata pojawiło się jednak wiele spekulacji, w tym te najbardziej nieprawdopodobne. Na początku XXI wieku do Izby Pamięci Jerzego Kukuczki zapukała para turystów, która twierdziła, że w jednym z klasztorów w Tybecie spotkała osobę przypominającą zaginioną przed laty himalaistkę... 

Wiadomość o śmierci Wandy Rutkiewicz dotarła do Polski 29 maja. Nie tylko ludzie ze świata gór byli tymi informacjami wstrząśnięci. 

Wanda Rutkiewicz ruszyła w góry po stracie bliskiego jej człowieka

Wydarzenia poprzedzające wyjazd na Kanczendzongę być może miały wpływ na to, co się stało.

24 lipca 1990 Wanda Rutkiewicz straciła bardzo bliską jej sercu osobę - uczestnika wypraw wysokogórskich Kurta Lyncke. Partner wspinał się zaledwie kilkanaście metrów poniżej Wandy, odpadł od ściany Broad Peaku i spadł w 400-metrową przepaść. Rutkiewicz nie mogła otrząsnąć się z tej tragedii. 

REKLAMA

- Kurt zginął na jej oczach i wtedy zaczęła się wspinać praktycznie sama – wspominała na antenie Polskiego Radia Ewa Matuszewska, autorka książek o Rutkiewicz. - Wtedy zaczęła się wielka samotność Wandy – dodawała.

Po śmierci Kurta Lyncke Rutkiewicz samotnie weszła w 1991 r. na Czo Oju (8201 m) i południową ścianę Annapurny (8091 m). Na 1992 rok zaplanowała wejście na Kanczendzongę (8586 m), trzeci pod względem wysokości szczyt świata. Na wyprawę Wanda pojechała z młodszym wspinaczkowym partnerem Arkiem Gąsienicą-Józkowym. 22-letni ratownik górski miał być partnerem himalaistki. Na początku wyprawy działali wspólnie, ale Gąsienica-Jóżkowy zachorował i nie nie mógł uczestniczyć w ataku szczytowym wraz z Rutkiewicz. 

Meksykanin Carlos Carsolio, który także był członkiem wyprawy na Kanczendzongę, był ostatnim, który widział Wandę Rutkiewicz. 12 maja 1992 wspólnie rozpoczęli ostatni etap wejścia na wierzchołek góry. Meksykanin zdobył szczyt jeszcze tego samego dnia. Wanda miała problemy ze zdrowiem i dlatego wchodziła wolniej. Musiała urządzić dodatkowy postój. Biwakowała w tzw. strefie śmierci, gdzie organizm jest wyniszczany, okaleczając centralny układ nerwowy, odbierając zdolność właściwej oceny sytuacji. Czy zdawała sobie sprawę z zagrożenia, opuszczając obóz bez śpiwora, bez zapasów żywności? Te pytania na zawsze już pozostaną bez odpowiedzi. Wandy Rutkiewicz nie odnaleziono do dziś.

Carlos Carsolio tak wspominał wydarzenia sprzed lat: Wanda przyjechała z młodszym od siebie o 25 lat Arkiem Gąsienicą-Józkowym. Wspinaliśmy się, aklimatyzowaliśmy, przeprowadziliśmy nawet jeden atak szczytowy, ale pogoda była bardzo zła. Mój brat i moja była żona nabawili się w tym czasie odmrożeń, Arek i Andres nie czuli się najlepiej. Wanda również miała problemy zdrowotne, więc wszyscy postanowiliśmy zejść. Niestety w trakcie zejścia miałem wypadek i skręciłem kostkę. Lekarz w obozie nakazał mi zaprzestanie dalszych działań. Oczywiście nie odpuściłem, zostałem i wspinałem się dalej. Wkrótce okazało się, że tylko ja i Wanda jesteśmy w stanie dalej działać, ponieważ inni członkowie wyprawy byli chorzy lub kontuzjowani. Moja była żona i brat zostali nawet odtransportowani przez helikopter. Andres i Arek pozostali w bazie. Zarówno Wanda, jak i ja widzieliśmy spore szanse na odniesienie sukcesu. Wszystko szło bardzo dobrze, choć miałem problemy z kontuzją nogi. Później, podczas ostatniego ataku szczytowego, Wanda była bardzo wolna. Miała dzień opóźnienia w stosunku do mnie i gdy dotarła wieczorem do naszej jaskini lodowej na wysokości 7900 m, wymiotowała, bolał ją brzuch. Wypiliśmy herbatę, rozmawialiśmy ze sobą i zdecydowaliśmy się rozpocząć wspinaczkę następnego ranka. Niemniej jednak Wanda była nadal bardzo wolna. Nie do końca wiem z jakiego powodu, może przez swój wiek, bo miała już wtedy 49 lat. A może był to tylko efekt złego stanu zdrowia w tamtej chwili. Po jakimś czasie przestałem ją widzieć za swoimi plecami. Poruszałem się dużo szybciej. Niestety nadeszło pogorszenie pogody i zrobiło się bardzo zimno. Dotarłem na szczyt późno, bo około godziny 17:00, ale na tej wysokości było idealne popołudnie – widoki, chmury, wszystko! Ponieważ martwiłem się swoją kontuzją, zdecydowałem o szybkim zejściu. Robiło się coraz zimniej i ciemniej. Przechodziłem przez śnieżną połać i nagle zobaczyłem pojedynczą linę. Poszedłem w górę i znalazłem jaskinię lodową, w której leżała Wanda. Odpoczywała. To było niepokojące, ponieważ w tak ekstremalnie zimną noc trzeba się ruszać, a nie leżeć. Zostałem z Wandą, dużo wtedy rozmawialiśmy. Nie powiedziałem jej jednak wprost, żeby nie kontynuowała wspinaczki. Nie miałem prawa tego robić, ponieważ szanowałem decyzję, którą sama podejmie. I to pomimo tego, że uważałem taki stan rzeczy za niebezpieczny. Nadal nie jestem pewien, czy nie popełniłem błędu. Po tej nocy się pożegnaliśmy. Dla mnie to było wyjątkowo ciężkie pożegnanie, ponieważ wiedziałem, że Wanda będzie w niebezpieczeństwie, niezależnie od decyzji, jaką podejmie. Wiedziałem też, że jeśli ja sam chcę przeżyć w tych ciężkich warunkach, to muszę rozpocząć zejście. Dotarłem do naszej jaskini na wysokości 7900 m w nocy, po czasie wypełnionym halucynacjami i snami na jawie. Czekałem tam na Wandę całą noc i większość dnia, gotując i przygotowując gorące napoje. Ale Wanda nigdy do naszej jaskini nie dotarła. Po południu doszedłem do przełęczy, gdzie mieliśmy rozbity duży namiot. Tam też czekałem na Wandę dwa dni, ale ona się nie pojawiła. Następnego dnia Arek i Andres przyszli mi pomóc i zeszliśmy razem w dół - opowiedział Carlos Carsolio podczas VII Otwartych Dni Wspinania na Jurze Krakowsko-Częstochowskiej w rozmowie z Portalem Górskim.

REKLAMA

Matka Wandy Rutkiewicz, nigdy nie chciała się pogodzić ze śmiercią córki. Nie przyjmowała do wiadomości, że zginęła. Po czterech latach od zdarzeń na Kanczendzondze, w 1996 roku sąd uznał, że 13 maja jest datą śmierci alpinistki. Matka apelowała, ale bezskutecznie. 

Pierwsza

Świat zachwycił się Polką, gdy stanęła na szczycie najwyżej góry Ziemi. Był to sportowy sukces, sukces kobiety w zdominowanej przez mężczyzn dyscyplinie, ale był to też wyczyn, który miał wymiar społeczny. - Nagle do świadomości ludzi dotarła wiadomość, że Polka weszła na Mount Everest. - Może dodałam ducha tym, którym go brakowało - komentowała swój sukces Wanda Rutkiewicz. 

Polka była uczestniczką międzynarodowej wyprawy niemiecko-francuskiej kierowanej przez dr. Karla Herrligkoffera. Atak z bazy rozpoczęła wraz z trzema himalaistami 9 października. Wierzchołek zdobyła po 6 godzinach i 15 minutach wspinaczki z obozu IV położonego na Przełęczy Południowej. Ostatnie 50 metrów pokonała bez tlenu.

Po powrocie do kraju himalaistka opowiadała o olbrzymim wysiłku.

REKLAMA

- Podchodząc do szczytu, ostatnie 50 metrów szłam bez tlenu, dlatego że zalodził mi się wlot do maski. Musiałam ją zdjąć i ostatnie metry przeszłam, oddychając powietrzem z zewnątrz. Na tych ostatnich metrach jest się w takim stanie euforii, że szłam do szczytu w tym samym tempie bez tlenu, jak z tlenem - mówiła himalaistka.

Wanda Rutkiewicz była jednak zaciętą kobietą. Lubiła wyzwania. - Miała też trudny charakter, ale tylko tacy ludzie mogą osiągać w życiu wielkie cele. Ona parła ciągle do przodu. Była uparta, a przy tym bardzo kobieca - mówi o Polce Krzysztof Wielicki, legenda himalaizmu. 

Wanda Rutkiewicz na swoim koncie miała wiele spektakularnych sukcesów. Zdobyła osiem z czternastu ośmiotysięczników: oprócz Mount Everestu Nangę Parbat, K2, Sziszapangmę, Gaszerbrum II, Gaszerbrum I, Czo Oju oraz Annapurnę - wejście na ten ostatni szczyt wywołało zresztą duże zamieszanie i nie po raz pierwszy do akcji wkroczyli koledzy Wandy.

O trudnościach, z jakimi zmagała się Polka, więcej w tekście >>>  "Baby" nie potrafią się wspinać? Wanda Rutkiewicz, wchodząc na Mount Everest, zirytowała kolegów po fachu

REKLAMA

Krzysztof Wielicki o Wandzie Rutkiewicz:

Ojciec zainspirował Wandę

– Pierwsze wyjazdy w góry to był wyjazd z ojcem na Ślężę koło Wrocławia. Wtedy wydawało mi się, że na bardzo wysoką górę – mówiła słynna himalaistka w nagraniach, które zachowały się w radiowych archiwach. 

Rutkiewicz podkreślała, że tego, jak postępować w górach, uczył ją ojciec. – Ojciec uczył mnie pewnego rozsądku w górach. Że w plecaku trzeba mieć wszystko. Że nie można lekkomyślnie chodzić po górach. Rzeczy oczywiste teraz, a wtedy były to kolejne stopnie wtajemniczenia – mówiła.

Jak przyznała we wspomnieniach Wanda Rutkiewicz, miłość do gór – czy też fascynacja nimi – pojawiła się nieco później.

REKLAMA

– Po maturze przeżyłam coś, co pamiętam do dzisiaj. Wybraliśmy się z koleżankami i kolegami z klasy do Zakopanego, pojechaliśmy do Morskiego Oka. Siedziałam na brzegu jeziora i słyszałam szum, mimo że nie było wiatru. Szumiały kosówki, sosny, wiatr na grani, strumienie. Pomyślałam: tu jest tak pięknie, że właściwie mogłabym tu być stale. Chciałbym zostać tu na zawsze… 

Pięknie opowiadała o górach

Ludzie lubili patrzeć, jak z elegancją opowiada o wspinaczce. Była przy tym kobieca i subtelna.

– Podczas spotkań autorskich poświęconych książce o himalaistce często podchodzą do mnie czytelnicy i mówią, że pamiętają, jak Wanda udzielała kiedyś w telewizji wywiadów. Można mówić o górach w sposób brutalny i techniczny, ale Wanda Rutkiewicz przedstawiała związane z nimi fakty wyłącznie z urokiem – wspomina Anna Kamińska, autorka książki "Wanda. Opowieść o sile życia i śmierci. Historia Wandy Rutkiewicz". 

REKLAMA

Posłuchaj

Wanda Rutkiewicz - aud. Anny Lisieckiej z cyklu "Zapisane w dźwięku" (07.05.2007) 29:27
+
Dodaj do playlisty

Posłuchaj

Gawęda Wandy Rutkiewicz – emocje, które wyzwalają się w człowieku podczas spotkania z górami. (Archiwum PR) 14:01
+
Dodaj do playlisty

Posłuchaj

Gawęda Wandy Rutkiewicz - początki miłości do gór. (Archiwum PR) 14:37
+
Dodaj do playlisty

Posłuchaj

Gawęda Wandy Rutkiewicz – relacja "człowiek-góra". (Archiwum PR) 13:53
+
Dodaj do playlisty

REKLAMA

Posłuchaj

Rozmowa z Wandą Rutkiewicz po jej wejściu na Mount Everest 2:25
+
Dodaj do playlisty

     

Posłuchaj archiwalnych wypowiedzi Wandy Rutkiewicz 

Czytaj także:

REKLAMA

Aneta Hołówek, PolskieRadio24.pl 

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej