Powstanie Warszawskie. 11 września 1944. Armia Czerwona zbliża się na przedpola Warszawy
Czterdziesty drugi dzień powstania, poniedziałek. Rozmowy w sprawie kapitulacji powstania zostają zerwane. Słychać odgłosy walk na Pradze. Niemcy wstrzymują natarcia na inne dzielnice, wszystkie siły kierując na Czerniaków.
2024-09-11, 05:45
Posłuchaj
Armia Czerwona zbliża się na przedpola Warszawy. Słabną bombardowania lotnicze na walczącą stolicę, samoloty niemieckie są teraz zaangażowane w walkę z sowieckimi myśliwcami.
Powiązany Artykuł
Powstanie Warszawskie - zobacz serwis specjalny
W nocy z 10 na 11 września przeprawiają się przez Wisłę łączniczki Armii Ludowej z Żoliborza w celu przekazania informacji o sytuacji w Warszawie i nawiązania łączności między komunistami walczącymi w Powstaniu a Polskim Komitetem Wyzwolenia Narodowego.
Niemcy obawiają się rychłego wkroczenia Sowietów na Pragę, skupiają się na odciągnięciu powstańców od brzegu Wisły. Na Czerniakowie idzie natarcie od strony ul. Czerniakowskiej i z parku Sobieskiego. Ciężkie walki prowadzone na ulicach Łazienkowskiej i Rozbrat zmuszają powstańców do cofnięcia się na linię ul. Przemysłowej. Broni się przejście z Czerniakowa na Śródmieście. Na Dolnym Mokotowie powstańcy trwają na stanowiskach na ul. Stępińskiej, Bończy, Zakrzewskiej, Górskiej i Chełmińskiej.
REKLAMA
Nastroje w Śródmieściu poprawia aliancki zrzut ze środkami sanitarnymi i bronią. Trwają bombardowania artyleryjskie.
Posłuchaj
Zofia Zawadzka, drużynowa I Warszawskiej Żeńskiej Drużyny Harcerek, tak wspomina akcję ratowania ludzi ze zniszczonego budynku: "Prawie zupełnie ciemno od kurzu. Kilku ludzi pracuje przy słabym świetle latarek. Wykopują ludzi spod gruzów. Obraz zupełnie makabryczny. Leży kobieta. Nogi ma jeszcze przysypane. Pod nią jej dziecko, ośmioletnie, już nie żyje, ona dogorywa. Nad nią czyjeś ręce, nogi, palce, nie wiadomo do kogo należące. Jak jej pomóc, jak ją ratować - można zupełnie zgłupieć".
Posłuchaj
REKLAMA
Kolejną udręką są "gołębiarze" - strzelcy wyborowi nieprzyjaciela. Walczący w rejonie Politechniki pchor. Janusz Kozłowski ps. Pilawa pisze wstrząsające wspomnienia:
"Przy barykadzie u wejścia do gmachu Architektury Lusia idąca tuż koło mnie padła bez jęku. Myślałem, że się potknęła, bo nie słyszałem strzału. Ciemna plama wystąpiła na przybrudzonej, różowej sukience. Pełen rozpaczy porwałem dziecko na ręce i zaniosłem na punkt opatrunkowy. (...) Doktor "Józef" nie miał już nic do roboty. Płuca porwane zostały ekrazytówką (rodzaj wybuchowej amunicji - przyp. red.). (...) Pochowaliśmy małą na podwórzu Architektury, obok "Ewy" i "Czai". (...)
Rano wyszedłem z trzema chłopcami upolować rozbójnika. Lusia była jego dziewiątą ofiarą. (...) Zawzięliśmy się na gołębiarzy. (...) Tropienie trwało całe przedpołudnie. (...) Wreszcie wskazali go nam ludzie. Walka była krótka. Wpadł na nas na klatce schodowej. Nie zdążył ruszyć spustu, bo "Lelek" wpakował mu w brzuch jedną ze zdobytych ekrazytówek. Padł (...). "Czarny" go dobił. (...)
Opowiedziałem "Basi" i "Marzenie", jak polowaliśmy na draba. "Marzena" złapała się za głowę: - Przecież ty dziczejesz. I twoi chłopcy z tobą. Zastanów się, dobiliście rannego. Jak ty się zmieniłeś!
REKLAMA
- To mnie zmienili."
REKLAMA