"Namawiali rodziny ofiar, by nie leciały do Moskwy"
Zdaniem Andrzeja Melaka, wypowiedź minister Ewy Kopacz w pierwszych godzinach po tragedii świadczy o kompletnym braku organizacji państwa w sytuacji kryzysowej.
2010-08-28, 07:10
Andrzej Melak - brat Stefana Melaka, który zginął w katastrofie smoleńskiej - w wywiadzie dla "Naszego Dziennika" opowiada o procedurze identyfikacji w Moskwie zwłok ofiar katastrofy.
Jak mówi Andrzej Melak, niektóre pytania śledczych były dziwne. Podczas wielu przesłuchań nie było polskiego lekarza czy jakiegokolwiek przedstawiciela naszej dyplomacji, choć tam przebywali, urzędowali w hotelu, w którym zatrzymały się rodziny ofiar.
Obecni podczas przesłuchań byli tylko tłumaczka, psycholog i śledczy. Andrzej Melak dodaje, że okazanie zwłok dokonywało się przy udziale tylko polskiego patomorfologa. Podkreśla, że na razie nie wiadomo, czy polscy lekarze brali udział w sekcjach zwłok.
Zdaniem Andrzeja Melaka, wypowiedź minister Ewy Kopacz w pierwszych godzinach po tragedii: "Nikt nie wiedział, jak będą wyglądać kolejne godziny, jakie informacje będą spływać", świadczy o kompletnym braku organizacji państwa w sytuacji kryzysowej.
REKLAMA
Rozmówca "Naszego Dziennika" dodaje, że działania przedstawicieli polskich władz w Moskwie były na tak samo niskim poziomie jak działania całego państwa w sytuacji kryzysowej. Zdaniem Andrzeja Melaka, tuż po katastrofie urzędnik z centrum kryzysowego w Warszawie usilnie namawiał rodziny ofiar, aby nie leciały do Moskwy i niektórzy pod wpływem tego zrezygnowali z obowiązku i zarazem przywileju, aby osobiście identyfikować bliskich.
Według brata zmarłego, rządzący nie wykazują żadnej determinacji w którymkolwiek aspekcie wyjaśniania przyczyn katastrofy, a państwo nie wywiązuje się ze swoich powinności - czytamy w"Naszym Dzienniku".
kh
REKLAMA
REKLAMA