"Matnia", czyli czekając na ratunek

58 lat temu, 7 listopada 1966 roku, miała miejsce premiera "Matni" - trzeciego filmu Romana Polańskiego. To groteskowe kino wydaje się komedią, a faktycznie porusza poważniejsze tematy - typowo ludzkiego zatracenia autentycznej szczerości pod naporem konwenansów i form.

2024-11-07, 05:40

"Matnia", czyli czekając na ratunek
Françoise Dorléac i Roman Polanski tańczą w Paryżu, Club Saint-Hilaire. 1964. . Foto: East News/autor nieznany

"Matnię" Roman Polański zrealizował w Wielkiej Brytanii po "Nożu w wodzie" - powstałym jeszcze w Polsce - i "Wstręcie" - nakręconym we Francji. W każdym w tych trzech filmów widać już wyraźnie charakterystyczne zainteresowania reżysera: ograniczenie przestrzeni i liczby bohaterów a także czasu akcji, co przywodzi na myśl starożytną teatralną zasadę trzech jedności. To pozwalało Polańskiemu skupić się na tym, co dla niego najważniejsze: przedziwnych zależnościach, jakie rodzą się między ludźmi.

Polański do dziś w swoich filmach lubi doprowadzać do najwyższego napięcia, aby pokazać, jak złożone i schowane są ludzkie emocje, a zarazem, jak bardzo jesteśmy zakłamani. Studium tych emocji i psychiki bohatera jest zbliżone zarówno do "Noża w wodzie" jak i do późniejszych filmów reżysera, jak "Lokator", "Rzeź" czy "Wenus w futrze".

W matni relacji

"Matnia" to czarno-biały film z pięknymi zdjęciami Gilberta Taylora, z którym Polański pracował przy swoim wcześniejszym "Wstręcie". I od pierwszych scen to właśnie zdjęcia przyciągają uwagę. Atmosferę nie do końca poważną zapowiada natomiast wspaniała, pedantycznie dopracowana muzyka Krzysztofa Komedy, również nienowego współpracownika Polańskiego (etiudy studenckie, filmy krótkometrażowe oraz "Nóż w wodzie").

REKLAMA

Historia z pozoru gangsterska od początku rozwija się powoli, potem jest zbyt rozwleczona i aż do samego końca nie buduje oczekiwanego napięcia. Oto dwóch złodziejaszków ucieka pustą drogą po nieudanym napadzie. Albie zostaje w aucie, a Dickie idzie szukać pomocy i trafia do samotnie stojącego zamku. Gangster zastrasza mieszkającą tam parę i zmusza, żeby mu pomogli przyprowadzić samochód. Para ta, mimo że niedługo po ślubie, już boryka się z nudą. On, dojrzały mężczyzna, nie ma charakteru i boi się obronić nawet żonę, ona zaś, dużo młodsza, atrakcyjna i przebojowa Francuzka, szuka rozrywek i drwi z męża. W tej sytuacji podstarzały gangster Dickie, choć przerażający, wydaje się dziewczynie ciekawszy niż mąż. Ostatecznie Dickie zostaje w zamku jakiś czas w oczekiwaniu na pomoc szefa, Katelbacha, i swoją irytującą obecnością rozbija zastałą relację.

W matni tytułów

Polski tytuł - "Matnia" - nie do końca odpowiada oryginałowi, który nieco lepiej oddaje temat filmu.

- Ten film nazywa się "Cul-de-sac", to znaczy uliczka bez wyjścia, sytuacja bez wyjścia, zaułek, dosłownie to słowo z francuskiego znaczy dno worka - mówił reżyser Roman Polański w audycji polskiej sekcji radia BBC.

REKLAMA

Posłuchaj

undefined 5:13
+
Dodaj do playlisty

 

Uliczka bez wyjścia, czy raczej ślepa uliczka, to sugestia, że przedstawiona sytuacja jest beznadziejna. I faktycznie - taka jest dla gangstera, który nie doczeka się pomocy. Taka jest dla męża, który nie umie przełamać pętających go ograniczeń i paraliżującego strachu. Taka też jest dla małżeństwa, które nie znajdzie sposobu na rozwiązanie swoich problemów i nawiązanie kontaktu na nowych, pozbawionych fałszu i manieryczności zasadach.

Ciekawy trop daje historia tego tytułu - wcześniej miał brzmieć "Czekając na Katelbacha", co jest trawestacją "Czekając na Godota" Samuela Becketa, który miał swoją światową premierę w teatrze w 1953 roku w Paryżu.

REKLAMA

Tak więc Polański odnosi się do teatru absurdu, który godził sprzeczności, mieszał tragizm z komizmem i podważał podstawy świata. Podobnie jak u Becketa, bohater, na którego czekamy, nigdy nie przybędzie i przez to zaczynamy się zastanawiać, czy on w ogóle istnieje. To czekanie staje się siłą rzeczy tematem tylko w tle, bo naprawdę istotne jest co innego - relacje między ludźmi. Z jednej strony gmatwają się do granic wytrzymałości bohaterów, a z drugiej nieubłaganie dążą do prawdy, obnażając sztuczność i słabości. W tym Polański jest bezwzględny i szczerze się do tego przyznaje.

- Wydaje mi się, że jeśli opowiadam jakąś historię, to powinienem opowiedzieć ją tak, jak powinna być opowiedziana, a nie unikać pewnych momentów bardziej drastycznych. W takim wypadku myślę, że należałoby opowiedzieć inną historię - mówił reżyser w audycji polskiej sekcji radia BBC. - Ja nienawidzę eufemizmu - przyznawał.

Typy Polańskiego

Nie sposób nie zwrócić uwagi na świetną Françoise Dorléac - siostry Catherine Deneuve ("Wstręt") w roli Teresy. Jest to postać silna, otwarta, nieustraszona, a nawet czasem wyzywająca - dokładnie taka, jak większość kobiet w późniejszych produkcjach Polańskiego. Przypomnijmy tu choćby "Frantic", "Gorzkie gody" czy "Wenus w futrze", w których zagrała trzecia żona reżysera - Emmanuelle Seigner. Symptomatyczne też jest zestawienie tak wyrazistej bohaterki ze słabym, wystraszonym czy wręcz zniewieściałym mężczyzną. W "Matni" w swojej bodaj życiowej roli wystąpił Donald Pleasence jako tchórzliwy mąż.

REKLAMA

az

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej