Jan Staszel - pierwszy polski medalista narciarskich MŚ

Pierońsko pracowity i tak samo uparty. Góral z własną wizją świata. 17 lutego, 47 lat temu, Jan Staszel zdobył pierwszy medal mistrzostw świata dla Polski. Wywalczył go w biegu narciarskim na 30 kilometrów, w szwedzkim Falun. Władza komunistyczna uznała, że to ich sukces, a nie sportowca.

2021-02-17, 05:00

Jan Staszel - pierwszy polski medalista narciarskich MŚ
Trasa narciarska w Falun - zdjęcie ilustracyjne. Foto: shutterstock
  • Górale słyną z ugruntowanych przekonań. Staszel miał swój specyficzny, odbiegający od normy, sposób przygotowań
  • Trener Edward Budny odkrył jego talent. Niestety nie było go przy nim w momencie największego sukcesu.
  • Pierwszy medal dla Polski w historii biegów narciarskich stał się dla władzy ludowej powodem do świętowania, autor sukcesu był z boku
  • Komuniści, dla własnych chwilowych korzyści, zniszczyli karierę Polaka

Miał talent do biegów narciarskich

Staszel pochodzi z malutkiej tatrzańskiej wioski Dzianisz. Od dziecka bardzo ciężko pracował w rodzinnym gospodarstwie. Dzięki temu był wyjątkowo odporny na zmęczenie. Już w wieku kilku lat poruszał się na nartach, bo był to jedyny w tamtym czasie środek lokomocji w okresach zimowych. Został zawodnikiem Startu. Przez rok trenował w WKS Legii. Oba kluby działają w Zakopanem.

Tak wspominał pana Jana, kombinator norweski, Kazimierz Długopolski, na dziennikpolski24.pl:

„To był kiedyś otwarty, wesoły chłopak. Miał świetne warunki fizyczne do biegania, uważam go zresztą za niewykorzystany talent w polskim sporcie. Rzadko się takich spotyka”.

Wyjątkowy sposób przygotowywania się do zawodów

Pan Jan od zawsze uważał, że jego zdanie jest najważniejsze i jego postrzeganie rzeczywistości jedynie słuszne. Na nic zdawały się starania trenerów i lekarzy zajmujących się jego karierą. On zawsze wiedział lepiej. Otrzymywane medykamenty, mające mu pomóc w przygotowaniach, odbierał od sztabu i chował. Nigdy ich nie przyjmował.

„A jak mi doping podacie i potem dzieci nie będę mógł mieć?” - niepokoił się Staszel.

Farmaceutyki zastępował swoją „sportową” dietą. Przed każdym treningiem spożywał pół kilo kiełbasy i pięć kotletów. Sam je przygotowywał. Z baraniny, z olbrzymią ilością czosnku. Dodatkowo, na każdym zgrupowanie śniadanie rozpoczynał od skonsumowania 15 bułek. 

„Dieta sportowca? Jego żołądek takich rzeczy nie trawił. Ale za to alkoholu nie tykał. Pod tym względem był ascetą. Wspaniałe chłopisko” - wspominał jego trener Edward Budny, na sportowy24.pl.

Przygotowania do mistrzostw świata były bardzo interesujące

Przed wyjazdem na mistrzostwa świata Staszel przez miesiąc mieszkał na Kasprowym Wierchu. Trenował na Hali Gąsienicowej. Polską reprezentacją zajmował się w tamtym czasie Rosjanin Iwan Kondraszow. Zalecił on panu Janowi aby trenował minimum dwa razy dziennie. Kontrolę nad jego przygotowaniami miał sprawować Budny. Kondraszew widząc postępy Staszela postarał się o nowe narty. W tamtym czasie nie było to takie łatwe. Kadra udała się, kilka tygodni przed wyjazdem na mistrzostwa, do Włoch. Tam zwrócono zespołowi pieniądze za dojazd. Rosjanin przeznaczył je na zakup trzech par nart, austriackiej marki Kneissl. Były ponadczasowe. Pierwsze, które zrobione były z tworzywa sztucznego. Jedną z nich otrzymał pan Jan.

„Jako przedstawiciel ZSRR miał dostęp do wszystkiego. Przed MŚ załatwił nam zaproszenie na zawody do Włoch, takie na których wszelkie koszty pokrywał organizator. W efekcie za przejazd otrzymaliśmy pieniądze w lirach, a to pozwoliło kupić trzy pary plastikowych nart firmy Kneissl. Ta decyzja okazała się przełomowa. W Polsce można było dostać wówczas drewniane narty, niewiele lepsze od turystycznych, na dodatek wchłaniające wodę. Na plastikowych na 10 kilometrach można było zyskać minutę” z entuzjazmem - wspominał Budny nowy sprzęt, w rozmowie z dziennikarzami TVP Sport.

Historyczny sukces 17 lutego 1974 roku 

Trener Budny nie pojechał na mistrzostwa. Nie pozwolono mu wsiąść do autokaru z reprezentacją. Jego miejsce zajął komunistyczny oficjel. Na szczęście ekipie udało się przekazać torby ze smarami do nart, otrzymał je i dowiózł na miejsce treneri kombinacji norweskiej Tadeusz Kaczmarczyki.

Szkoleniowiec pana Jana, po latach opisał tamtą sytuację na dziennikpolski24.pl:

„Zostałem wysadzony z autobusu, za mnie pojechał pewien sekretarz PZPR z Zakopanego. Zdążyłem tylko przekazać swoje kufry ze smarami Tadkowi i poprosić go o pomoc. Kondraszow nie miał o smarowaniu zielonego pojęcia. Kaczmarczyk ze swojej roli wywiązał się doskonale. W trudnych warunkach, była mżawka, mokry śnieg lepił się do ślizgów, Staszel frunął po trasie jak na skrzydłach”.

Polak we wspaniałym stylu wywalczył brązowy medal w wyścigu na 30 kilometrów. Pierwszy krążek w historii naszego kraju w biegach narciarskich. Zawody wygrał Szwed Thomas Magnusson, wyprzedzając wielokrotnego medalistę olimpijskiego, Fina Juhę Mieto.

Przykre konsekwencje wielkiego sukcesu sportowego

Staszel nie otrzymał od ówczesnych władz żadnej gratyfikacji za ten niewątpliwy sukces. Natomiast władze, dzięki wyczynowi pana Jana, otrzymały lukratywne kontrakty sponsorskie. Firma Kneissl, zachwycona reklamą, jaką gwarantował brązowy medal Polaka, nie szczędziła grosza. Pan Jan został jednak  pominięty przy rozdzielaniu nagród za jego sukces. Jedyny, który podjął w tym zakresie działania, był jego trener Budny. Postanowił udać się do przedstawiciela austriackiej firmy. Zwrócił się bezpośrednio do niego o pomoc. Otrzymał 50 par nart zjazdowych, które sprzedał po zaniżonej cenie. Pieniądze przekazał Staszelowi.

Staszel wystartował jeszcze na XII igrzyskach w Innsbrucku, w roku 1976. Nie osiągnął na nich jednak sukcesu.

„Największy żal w Jaśku jest o to, że gdy miał 25 lat, już po igrzyskach w Innsbrucku, odsunięto go od kadry i postawiono na nim krzyżyk. Uznano, że jest za stary. Tu zaczął się problem, powstała zadra. A potem doszły do tego jeszcze jakieś niesnaski z działaczami w klubie, co tylko dolało oliwy do ognia. Bodaj w 1980 roku skończył karierę i od razu odciął się od wszystkich” - wspominał Długopolski sytuację Staszela, na sportowy24.pl.

Po zakończeniu kariery pan Jan był przez chwilę taksówkarzem, potem budował na Podhalu studnie. Później pomagał prowadzić żonie pensjonat.

 AK

Polecane

Wróć do strony głównej