"Zawód: reporter" i jego genialne zakończenie
50 lat temu, 28 lutego 1975 roku, swoją premierę miał film "Zawód: reporter" włoskiego reżysera Michelangelo Antonioniego. To wyjątkowa, pełna nastroju opowieść o próbie ucieczki od samego siebie.
2025-02-28, 05:40
"Zawód: reporter" to trzeci z filmów zrealizowanych przez Michelangelo Antonioni w słynnej amerykańskiej wytwórni MGM. Poprzednie to: równie popularne "Powiększenie" oraz nieporównywalnie słabsze "Zabriskie Point". Reżyser rozważał jeszcze produkcję innego scenariusza, którego akcja toczyłaby się w Amazonii, zapewne zainspirowany wzorem "Fitzcaraldo" Wernera Herzoga, ale okazało się to zbyt kosztowne.
Nowe zabiegi
W najsłynniejszym zapewne i najbardziej cenionym filmie Antonioniego zagrali główne role Jack Nicholson niezwykle wtedy popularny po sukcesie "Chinatown" (1974) Romana Polańskiego, a także Maria Schneider, gwiazdą po skandalizującym "Ostatnim tangu w Paryżu" (1972) Bernardo Bertolucciego.
Antonioni zastosował tu nietypowe i niekiedy szokujące zabiegi polegające na niedopowiedzeniach - liczne są luki w informacjach o bohaterach i akcji, ponieważ reżyser zrezygnował z funkcji poznawczej kamery. Nie pokazuje ona wszystkiego co najważniejsze, ale staje się obserwatorem przypadkowym. Nie jest to zupełnie nowe w twórczości Antonioniego.
REKLAMA
- Wydaje mi się, że mój najnowszy film "Zawód: reporter" dalej rozwinął wypowiedź techniczną w kierunku, którego już we wcześniejszych filmach próbowałem - mówił reżyser w audycji w Polskim Radiu. - Ale nadal czuję się ograniczony techniką filmu, gdyż wciąż niewiele się zmieniło, kamera jest ta sama co 20 lat temu - dodawał.
Posłuchaj
Zmiana ról
REKLAMA
Historia opowiedziana w filmie jest prosta: dziennikarz kradnie tożsamość handlarza broni, ale z drugiej strony w szczegółach ta zamiana została skomplikowana licznymi perypetiami i niedopowiedzeniami, zupełnie z resztą zamierzonymi przez scenarzystów.
- To był pewien rodzaj gry między reżyserem a publicznością: ja wam wszystkiego nie powiem, a wy się domyślcie - sugerował reżyser Filip Bajon w audycji Magdaleny Mikołajczuk w Polskim Radiu. - Widz był aktywnym uczestnikiem kreacji filmu - dodawał.
Posłuchaj
REKLAMA
David Locke (Jack Nicholson) ma nakręcić dokument o Afryce. W Czadzie, gdzie trwa wojna domowa, próbuje się spotkać z rebeliantami, by zrobić z nimi wywiad, ale jego samochód zakopuje się w pustynnej wydmie. Sfrustrowany wraca do hotelu, gdzie znajduje swojego współlokatora martwego. Ponieważ jest już zmęczony swoim życiem, a wiele wskazuje na to, że rozmyśla i o śmierci, podmienia zdjęcia w paszportach i podaje się za zmarłego Anglika.
O ile w Afryce ta zamiana może jeszcze przejść niezauważona, to już po powrocie do Europy będzie trudniej, zwłaszcza że Locke podążając za swoją dziennikarską naturą zamierza faktycznie żyć życiem Anglika, wykorzystując do tego jego kalendarz. Ścigają go - jako Anglika - wysłannicy afrykańskich rebeliantów, policja i jego własna żona. Przez jakiś czas udaje mu się unikać spotkań, bo w ucieczce pomaga mu Rachel, hiszpańska studentka poznana na lotnisku (Maria Schneider). Pytanie brzmi - kto pierwszy znajdzie Locke'a.
Niezwykłe ujęcia
Film zamyka niezwykłe ujęcie trwające nieprzerwanie (bez cięć montażowych) 7 minut. Przeszło ono do historii kina nie tylko przez długość, ale i kunsztowną inscenizację oraz nieodgadniony techniczny sposób jego wykonania.
REKLAMA
- Można pewnie zanalizować kąt ustawienia kamery w tamtym słynnym ujęciu, ale nikt do końca nie wie, jak ono zostało zrobione - twierdził Filip Bajon w Polskim Radiu. - To jest wielki wykrzyknik moralny i ostatnie wielkie ujęcie Antonioniego - mówił.
To końcowe ujęcie tworzy klamrę razem z nieco krótszym, ale nie mniej ciekawym ujęciem początkowym. W nim to odbywa się retrospekcja wewnątrz ujęcia: Locke najpierw siedzi w hotelu obok martwego Anglika, a następnie rozmawia z nim na balkonie pokoju.
Źródło: Polskie Radio/az
REKLAMA