Zygmunt Kukla, bohater drugiego planu

„Myślami najczęściej wracam do mistrzostw świata w Argentynie” - wspominał Zygmunt Kukla. Jeden z najlepszych bramkarzy w historii zmarł 18 maja 2016 roku.

2021-05-18, 05:00

Zygmunt Kukla, bohater drugiego planu
Zdjęcie ilustracyjne. Foto: Shutterstock/august0809
  • Bramkarskiego rzemiosła nauczył się grając w szczypiorniaka
  • Najlepsze lata spędził w Stali Mielec
  • W reprezentacji pojawił się w czasach, kiedy królował w niej Jan Tomaszewski
  • Po zakończeniu kariery uległ bardzo poważnemu wypadkowi. Groziła mu amputacja nogi

Zaczynał w drużynie 11 osobowej piłki ręcznej

Kukla przyszedł na świat w Nysie w 1948 roku, tuż po zakończeniu II wojny światowej. Cała rodzina przeniosła się do Mielca, gdzie ruszyły zakłady Wytwórni Sprzętu Komunikacyjnego. Na Podkarpaciu już zostali. Tam dorastał przyszły bramkarz reprezentacji. Był bardzo energiczny i rządny wrażeń. Swoją energię próbował wyładować w różnego rodzaju zmaganiach sportowych. Upodobał sobie rolę bramkarza.

„Zaczynałem od szczypiorniaka. W bramce piłki ręcznej liczyła się przede wszystkim odwaga, w piłce nożnej na pewno koncentracja. Człowiek się zamyśli i sięga po knota do bramki” - stwierdził Kukla w rozmowie z Maciejem Milewskim w „Piłce Nożnej”.

Jako nastolatek postanowił zmienić dyscyplinę. Dostał się do futbolowej drużyny młodzików Stali Mielec. Do klubu ściągnął go Kazimierz Drygalski, trener golkiperów. Zygmunt Kukla odwdzięczył mu się świetną postawą w walce o tytuł mistrza Polski juniorów. Osiemnastoletni piłkarze z Podkarpacia zdobyli tytuł wicemistrza naszego kraju. W 1964 roku dostąpił zaszczytu zadebiutowania w drużynie seniorów. Na początku był to drugi zespół. Dwa lata później zagrał w pierwszym, w meczu z Olimpią Poznań wygranym 4:3. Tak zaczęła się jego kariera.

Najlepsze lata Stali Mielec

Był jednym z aktorów, którzy tworzyli największe piłkarskie widowiska na Podkarpaciu. Jego klub w latach 1973 oraz 1976 zdobył jedyne w historii zespołu tytuły mistrza Polski. Występowali na arenach Europejskich. Dotarli do ćwierćfinału pucharu UEFA, gdzie po dwumeczu ulegli niemieckiemu Hamburgerowi SV (na wyjeździe zremisowali 1:1, u siebie przegrali 0:1). W następnym roku wystartowali w rozgrywkach pucharu Mistrzów Krajowych, gdzie trafili na słynny Real Madryt. Po bardzo wyrównanej grze odpadli, przegrywając oba mecze 1:2 oraz 0:1.

REKLAMA

„Pakę mieliśmy niesamowitą. Kasperczak, Lato, Szarmach. Pamiętam, jak ściągnęli nam na trenera, takiego młokosa po AWF. Brożyniak się nazywał. Przychodzimy na trening, a on nam mówi, że biegamy dwójkami wkoło boiska. A Heniek Kasperczak na to:co pan, przedszkole jakieś? Daj pan spokój. Medaliści mistrzostw świata i pan nas będziesz w dwójki ustawiał?” - mówił Kukla cytowany na weszlo.pl.

W Mielcu rozegrał 340 spotkań. Jest rekordzistą klubu pod względem liczby występów.

Powiązany Artykuł

górski serwis grafika 1200 .jpg
SERWIS SPECJALNY - KAZIMIERZ GÓRSKI

Jacek Gmoch uznał, że Zygmunt Kukla będzie wzmocnieniem reprezentacji naszego kraju

W październiku 1976 r. Polska rozpoczynała eliminacje do mundialu w Argentynie. Za przeciwnika mieliśmy bardzo silny zespół Portugalii. Kilka miesięcy wcześniej na stanowisku selekcjonera naszej drużyny narodowej nastąpiła zmiana. Po wielu latach pracy i licznych sukcesach odszedł Kazimierz Górski. Jego miejsce zajął, wyjątkowo ambitny, Jacek Gmoch. Rzemiosła uczył się u boku swojego wybitnego kolegi, pełniąc rolę jego asystenta. Pierwszy mecz w grupie graliśmy na wyjeździe, na Półwyspie Iberyjskim. W składzie, w porównaniu do lat kiedy dowodził Górski, nastąpiło wiele zmian. W bramce także. Naszego najlepszego w tamtych czasach golkipera, Tomaszewskiego, zastąpił Kukla.

„W pierwszej reprezentacji zadebiutowałem za Gmocha. Lubił mnie Jacek, a ja jego (…) Pierwszy mecz, od razu na odstrzał, wyjazd do Porto. Wygraliśmy 2:0” - mówił bramkarz cytowany na weszlo.pl.

REKLAMA

To utwierdziło selekcjonera w przekonaniu, że dokonał właściwego wyboru. Kukla poszedł za ciosem i zagrał w następnym meczu przeciwko Cyprowi. I znowu na zero z tyłu. Zwycięstwo 5:0. Wyglądało na to, że zdetronizował Tomaszewskiego. Niestety w jednym z meczów ligowych doznał kontuzji, która wyeliminowała go na kilka miesięcy z gry.

Mistrzostwa świata 1978 roku

Na szczęście wydobrzał przez mundialem w Ameryce Południowej. Poleciał tam jako zastępca pana Jana. Ciężko pracował, licząc na powrót do bramki drużyny narodowej.

„Zyga doskonale rozumiał, co to znaczy drużyna. Robił swoje i nie pchał się do pierwszego szeregu. Błyszczeć w mediach woleli inni” - mówił Andrzej Szarmach na łamach "Przeglądu Sportowego".

Kukla spokojnie czekał. I nadarzyła się w końcu okazja. W meczach grupowych zremisowaliśmy z Niemcami 0:0, pokonaliśmy Tunezję 1:0 oraz Meksyk 3:1. Nic nie zapowiadało nieszczęścia. Nastąpiło ono w meczu drugiej fazy turnieju, w spotkaniu z gospodarzami. Przegraliśmy 0:2 po słabym występie. W składzie nastąpiła rewolucja. Kukla wskoczył do bramki.

REKLAMA

I pozostał tam na dłużej. Pierwszy mecz na mundialu i znowu na zero z tyłu. Pokonaliśmy Peru 1:0. Później jednak przyszedł mecz o wszystko z Brazylią, w którym polegliśmy 1:3.

„Myślami najczęściej wracam do mistrzostw świata w Argentynie. Zmieniłem tam samego Jana Tomaszewskiego. Pamiętam doskonale jak zawrzało w polskim obozie, w Mendozie, gdy trener Jacek Gmoch zdecydował, że to ja zagram przeciwko Peru. Gmoch był nieobliczalnym trenerem. Jednego dnia potrafił wychwalać zawodnika pod niebiosa, by wkrótce zrobić z niego pajaca. Lato, Lubański, Boniek .. to był atak marzeń w powojennej Polsce. Szkoda, że zwyciężyła inna trenerska koncepcja” - stwierdził Zygmunt Kukla w wywiadzie udzielonym tygodnikowi "Piłka Nożna".

Po powrocie z mistrzostw zadomowił się w drużynie narodowej. Był podstawowym golkiperem następcy Gmocha, selekcjonera Ryszarda Kuleszy. Jednak na początku 1980 roku bardzo poważnie zachorował. Miał długą przerwę, co niestety skutkowało zakończeniem kariery reprezentacyjnej. Zagrał w biało czerwonych barwach 20 razy. Miedzy słupkami zastąpił go nie byle kto, bo bramkarz 100-lecia Polskiego Związku Piłki Nożnej, Józef Mynarczyk.

Późniejsza kariera oraz życie prywatne potoczyły się nie tak jak powinny

Gmoch, po nieudanych mistrzostwach świata w Argentynie, przeniósł się do Gracji. I tam ściągnął Kuklę. Golkiper został zawodnikiem Apollonu Ateny. Po dwóch sezonach zawitał ponownie do Mielca, ale nie wrócił do klubu. Postanowił podjąć pracę w WSK. I tam wydarzyła się tragedia. Wózek widłowy najechał mu na stopę. Wyglądało na to, że będzie trzeba ją  amputować. Na szczęście walczył o nią do końca.

REKLAMA

„Miąłem w życiu wiele kontuzji, w obu kolanach mam usunięte łąkotki. Ta odniesiona w WSK (…) była najgorsza w skutkach, groziła amputacją nogi i trwałym kalectwem” - wspominał na łamach tygodnika  "Piłka Nożna".

To niestety nie był koniec nieszczęść. Pod koniec 2016 roku, tuż przed świętami wielkiej nocy, doznał udaru mózgu. Zapadł w śpiączkę. Lekarzom nie udało się go uratować. Zamarł 18 maja 2016 roku. Miał 68 lat.

AK


REKLAMA

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej