Zygmunt Smalcerz skończył 80 lat
„Miałem jedno marzenie, by usłyszeć Mazurka Dąbrowskiego stojąc na podium igrzysk” - wspominał. 8 czerwca 1941 roku urodził się Zygmunt Smalcerz. Mistrz olimpijski w podnoszeniu ciężarów z Monachium.
2021-06-08, 05:00
- Jego marzenie urzeczywistniło się na XX igrzyskach w Republice Federalnej Niemiec
- Wychował się praktycznie na hali sportowej. Tam został nauczony szacunku do sportu i do samego siebie
- Po zakończeniu czynnej kariery zawodniczej podjął się pracy szkoleniowca. Aktualnie zajmuje się reprezentacją narodową Norwegii
Tak spełniają się marzenia
Karierę rozpoczął mając 19 lat. Występował w wadze do 52 kilogramów, a ta kategoria nie była olimpijską. O medale igrzysk mogli walczyć przedstawiciele wagi koguciej do 56 kg., gdzie w wieloboju podnoszono ciężary o czterdzieści kilo większe niż w najniższej kategorii.
„Miałem jedno marzenie, by usłyszeć Mazurka Dąbrowskiego, stojąc na podium igrzysk” - wspominal Smalcerz cytowany na kronikasportu.pl.
Los uśmiechnął się do naszego siłacza. Na kongresie Międzynarodowej Federacji Podnoszenia Ciężarów (IWF) w czasie olimpiady w Meksyku w 1968, zapadła decyzja o wprowadzeniu do programu igrzysk kategorii do 52 kg. Radości nie było końca. Smalcerz zabrał się do bardzo ciężkiej pracy. Na mistrzostwach globu, rok przez XX igrzyskami w Monachium, został czempionem świata. To stawiało go w roli faworyta zbliżających się zawodów.
REKLAMA
Igrzyska w Zachodnich Niemczech
W tamtym czasie ciężarowcy rywalizowali w trzech konkurencjach: wyciskaniu, podrzucie i rwaniu. Smalcerz jechał na olimpiadę opromieniony świeżo zdobytym rekordem świata w wyciskaniu. Zdobył go na czempionacie Starego Kontynentu w Rumunii. To stawiało go w roli faworyta na podeście igrzysk. Finałowe zmagania rozpoczęły się dosyć nerwowo. W koronnej konkurencji Polaka, prowadzenie objął Węgier Sandor Holczreiter. Na szczęście, w ostatnim podejściu Smalcerz także podniósł ciężar 112,5 kilo. W rwaniu nie miał sobie równych. 100 kg w drugiej próbie wyprowadziło naszego krajana na prowadzenie. Przed podrzutem miał 7,5 kilo przewagi nad reprezentantem kraju naszych bratanków. Polak taktycznie rozegrał dalszą rozgrywkę. Poprosił o ciężar 125 kg. Spokojnie poczekał aż wszyscy rywale podejdą do swoich prób. Nikt nie dźwignął tak dużego ciężaru. Smalcerz bez najmniejszego problemu podniósł sztangę. To zapewniło mu złoty medal igrzysk.
„W roku olimpijskim wygrałem mistrzostwa Europy w Konstancy, bijąc przy tym rekord świata w wyciskaniu. A potem było Monachium i moje bezgraniczne szczęście” - mówił cytowany na kronikasportu.pl
Ze sporem był związany od urodzenia
Smalcerz przyszedł na świat 8 czerwca 1941 roku. Jego tata był opiekunem sali sportowej, w której trenowali zawodnicy miejscowego klubu. Malutki Zygmunt zawsze pomagał w jej przygotowywaniu, bądź na koniec dnia sprzątaniu. Nosił za zawodnikami ich torby, a nawet rękawice bokserskie. Był bardzo małym chłopcem. I to się nie zmieniło do czasu, kiedy był już dorosłym mężczyzną. Ale to, że przebywał cały czas wśród zawodników różnych dyscyplin, spowodowało, że całe swoje życie podporządkował sportowi. Jego zaangażowanie bardzo spodobało Karolowi Machalicy, jednemu z nauczycieli wychowania fizycznego w szkole do której uczęszczał.
To on namówił Smalcerza do spróbowania swoich sił w gimnastyce sportowej. Akurat tam jego gabaryty były dużym atutem. Jednak w 1960 roku Augustyn Dziedzic, trener Waldemara Baszanowskiego, namówił młodego zawodnika do ciężarów.
REKLAMA
Dziedzic wpoił mu maksymę, która towarzyszyła całej jego karierze, podając za olimpijski.pl:
„Wynik to dziesięć procent talentu, reszta to praca. Sztanga staje się lekka, jeśli trening będzie ciężki”.
Tak rozpoczęła się wielka kariera „Guliwera” jak przekornie nazwali Smalcerza jego koledzy, a później kibice. A on odwdzięczył się im mistrzostwem olimpijskim, trzema tytułami czempiona globu i wieloma innymi sukcesami sportowymi. W roku 1975 został wybrany przez czytelników Przeglądu Sportowego, polskim Sportowcem Roku.
„Sport był sensem mojego życia, kochałem go zawsze bezgranicznie, uprawiałem z pełnym oddaniem. I nieważne, jaka to była dyscyplina. Ja, krasnal przecież, grywałem nawet w koszykówkę, a dużo wyżsi koledzy chętnie zabierali mnie do hali, bo zatrzymanie takiego żywego sreberka podczas akcji graniczyło z cudem (…) Nauczyłem się żeglować na Omegach, gdy przez trzy miesiące pełniłem funkcje ratownika w ośrodku w Sobieszewie nad Martwą Wisłą” - wspominał cytowany na kronikasportu.pl
REKLAMA
Po zakończeniu czynnego uprawiania sportu chciał swoją wiedzę przekazać młodzieży
Mając tyle doświadczeń zainteresował się trenerką. W ten sposób mógł oddać to wszystko, czego nauczył się podnosząc ciężary przez prawie dwadzieścia lat. Został zatrudniony przez Polski Związek Podnoszenia Ciężarów w roli selekcjonera drużyny narodowej. Pełnił tę funkcję z przerwami aż do 2009. W tym samym roku wygrał konkurs na stanowiska trenera pierwszej reprezentacji Stanów Zjednoczonych.
„Pokazuję podopiecznym jak się rwie, jak się podrzuca, a więc przynajmniej te 50 kg na sztandze jest. Często mam zgrupowania juniorskie i wtedy muszę wszystko pokazywać. Ruch jest podstawą, trzeba dawać mięśniom to, co od zawsze dostawały i stymulować serce” - opisywał Smalcerz swoją pracę w USA na gazetawrocławska.pl.
Kontrakt z Amerykanami miał podpisany do 2018 roku, do igrzysk w Rio de Janerio, w Brazylii. Po nich zawitał ponownie w ojczyźnie. Postanowił zaangażować się w wybory na prezesa PZPC. Uważał, że ma odpowiednie predyspozycje, wiedzę oraz rozliczne kontakty w świecie, które na pewno pomogły by mu wyprowadzić tę dyscyplinę sportu na nowe, lepsze tory.
„Byłem przekonany, że mam bardzo duże szanse. Jestem mistrzem olimpijskim, poza tym sprawdziłem się jako trener w USA, przez wiele lat pracowałem też w komisji technicznej Międzynarodowej Federacji Podnoszenia Ciężarów. Posługuję się językiem angielskim i rosyjskim. Mówiąc krótko, myślałem, że zostanę wybrany, bo jestem najlepszym kandydatem. Życie potoczyło się jednak zupełnie inaczej” - mówił Zygmunt Smalcerz w jednym z wywiadów.
REKLAMA
Smalcerz przegrał w wyborach. Uznał to za osobistą porażkę i zaczął rozglądać się za nowym zajęciem. Propozycja przyszła z zupełnie nieoczekiwanej strony. Został trenerem reprezentacji Norwegii w podnoszeniu ciężarów.
„To dla nas wspaniała wiadomość, lecz także wielki honor mieć takiego mistrza u siebie. Wygląda dużo młodziej, niż wskazuje data urodzenia, a jego CV jest równie mocne jak wciąż on sam " przyznał prezes norweskiej federacji, Stian Grimseth - cytowany na na polskieradio24.pl.
Nasz mistrz olimpijski kończy właśnie 80 lat. Wciąż jest w formie, której mógłby mu pozazdrościć niejeden młody człowiek.
AK
REKLAMA
REKLAMA