Słynny Szpicbródka schwytany prawie na gorącym uczynku
92 lata temu, w sobotnie popołudnie 25 stycznia 1930 roku, w Warszawie przy ulicy Pańskiej, Policja Państwowa aresztowała polskiego kasiarza wszech czasów Stanisława Cichockiego, znanego bardziej pod wielce wymownym pseudonimem "Szpicbródka".
2022-01-25, 05:40
Razem z nim był aresztowany jego przyjaciel i pomocnik w tym kasiarskim fachu Marian Brzeziński, pseudonim Buc. Jak to zazwyczaj bywa, sukces policji był efektem śledztwa w innej sprawie, a także przypadkiem, któremu pomogła kochanka rabusia. Jednak wróćmy do początku tej historii.
Przystojny mężczyzna, z pociągłą twarzą i jasnymi włosami, z bródką przyciętą w elegancki szpic - to stąd jego pseudonim, znany wówczas w całej Polsce - Szpicbródka. Niezwykle starannie wykształcony w swoim fachu - to dzięki środowiskom przestępczym słynnej wtedy Odessy w carskiej Rosji. Cichocki zawsze nienagannie ubrany i dystyngowany, znał kilka języków i miał ten dryg do obrabiana kas bankowych i innych pomieszczeń w szczególny sposób. Właściwie jego znakiem firmowym było dokonywanie napadów przy pomocy podkopów z sąsiadujących kamienic i mieszkań. Co ciekawe, Szpicbródka był często aresztowany, jednak zazwyczaj dowody przeciwko niemu były niewystarczające, by go "posadzić" na dłużej. A jeśli już takie się znalazły, to po niedługim pobycie w więzieniu potrafił mistrzowsko z niego uciec.
Częstochowa, na swoich stronach historycznych umieszcza taki opis Cichockiego: "‘Wysoki blondyn, nieco łysiejący, z elegancko przystrzyżoną bródką« – tak opisywał Stanisława Cichockiego policjant Henryk Lange, szef "brygady kradzieżowej" Urzędu Śledczego Warszawy. »Król kasiarzy« karierę przestępczą rozpoczął w carskiej Rosji. Umiejętności rabunkowych uczył go Wincenty Brocki, który sam zasłynął włamaniem do skarbca klasztoru na Jasnej Górze w 1909 roku. Dwie dekady później Szpicbródka postanowił obrabować siedzibę Banku Polskiego w Częstochowie".
"Prace" Szpicbródki były określane mianem finezyjnych. Nie cofał się np. przed wykupieniem kabaretu - "Czarny Kot" mieszczącego się przy Marszałkowskiej 125 w Warszawie, by dzięki tej teatralnej mistyfikacji sprawnie ukrywać swoją przestępczą działalność. Cichocki zdawał się być przykładnym obywatelem - jak pisze Sławomir Saładaj (UM w Pabianicach - tam też przebywał na licznych "występach") mieszkał w Warszawie - "Tutaj kupił sobie kamienicę, wybudował willę w Świdrze, został współwłaścicielem kabaretu »Czarny Kot« oraz jednego z barów przy ulicy Marszałkowskiej. Prowadził wzorowe życie rodzinne. Miał trzypokojowe mieszkanie przyzwoicie umeblowane, ale nie luksusowe. Dzieci posyłał do szkół i wychowywał starannie".
REKLAMA
Słynny napad na bank w Częstochowie, gdzie w skarbcu czekało na niego od 20 do 30 milionów złotych, choć sam Cichocki twierdził, że to było "jedynie" 6 milionów w nowiutkich banknotach ze spisanymi seriami - wtedy byłby to napad stulecia w Europie - przygotowywany był od dłuższego czasu. Już w 1929 roku planował wedrzeć się do banku w noc wigilijną. Wtedy jednak do nocnego stróża banku przyszedł syn z kolacją i ta niespodziewana wizyta przerwała napad. Grupie Cichockiego brakowało również środków do perfekcyjnego przygotowania tego śmiałego napadu. W tym celu dokonali innego, służącego zdobyciu potrzebnej gotówki. Trzeba jednak wiedzieć, że policja, w każdym przypadku napadu na bank bądź inną bogatą w łupy kasę, zawsze swoje pierwsze kroki kierowała do Cichockiego, nie inaczej było w przypadku napadu na jubilera w Warszawie.
Celestyna Kalińska, w niezwykle sugestywnym opisie wyczynów Szpicbródki, zwraca uwagę na chronologię zdarzeń, które doprowadziły do "Wielkiej wpadki". Czytamy: "Nim doszło do napadu na Bank Polski w Częstochowie, ludzie Cichockiego, chcąc zdobyć pieniądze na dalsze prace, w niedzielę 15 stycznia 1930 roku dokonali skoku na sklep jubilera Edwarda Jagodzińskiego przy ul. Nowy Świat 61 w Warszawie. Ukradli biżuterię o wartości 150 tys. zł. Akcja nie została dokładnie zaplanowana. Odbyła się w biały dzień i z udziałem osób trzecich, co nie mogło pozostać bez echa. W sklepie Jagodzińskiego kasiarze w pośpiechu porzucili bardzo drogi zagraniczny sprzęt do prucia kas, który ewidentnie świadczył, że robotę wykonali profesjonaliści. W warszawskim półświatku plotkowano zaś o wielkim skoku, jakiego miano się niedługo dokonać. Dowodem na prawdziwość tych plotek były ogromne ilości kasiarskich narzędzi znajdowanych podczas obław w barach, domach publicznych i melinach Warszawy".
Historyk Juliusz Sętowski tak relacjonuje te zdarzenia: "Powszechnie uważa się, że Szpicbródka wynajął mieszkanie w budynku przylegającym do banku (obecnie obiekt został już rozebrany). Tam przez kilka miesięcy robiono podkop. Ziemię wynoszono w walizkach, dlatego nikt nie zorientował się, co planują. Szpicbródka zaplanował skok na bank w noc wigilijną 24 grudnia 1929 roku. Budżet grupy był jednak nadszarpnięty, dlatego zorganizowano napad na sklep jubilerski w Warszawie. Po rabunku właściciel sklepu z rozpaczy popełnił samobójstwo, a policja rozpoczęła dochodzenie. Funkcjonariusze dokonali rewizji u »znanych« złodziei. U jednego z nich znaleziono ręcznie wykonany rysunek techniczny – schematu instalacji alarmowej jakiegoś banku. Później rozszyfrowano, że była to instalacja banku w Częstochowie".
Stanisław Milewski, na stronach Histmag.org tak relacjonuje poszukiwania po napadzie na jubilera: "Funkcjonariusze Urzędu Śledczego, przeprowadzając rewizję w spelunce złodziejskiej przy ul. Pańskiej 66, w mieszkaniu niejakiej Kozłowskiej, aresztowali kilku znanych włamywaczy i kasiarzy. Zrewidowano ich dokładnie i przy jednym, Marianie Brzezińskim, znaleziono plany jakichś obiektów z naniesionymi urządzeniami sygnalizacyjnymi. Miał on też przy sobie rachunek firmy »Perun« produkującej tlen i acetylen. Wynikało z niego, że firma przyjęła do naładowania butle na acetylen przeznaczony do topienia metali przy bardzo wysokiej temperaturze. Skonfrontowano to wszystko z krążącą w sferach kasiarskich plotką, że wkrótce będzie takie włamanie, o którym będzie mówiła cała Europa..."
REKLAMA
Policja, na podstawie pozyskanych materiałów i dowodów, stwierdziła, że są to plany Banku w Częstochowie... traf chciał, że u "niejakiej Kozłowskiej" natknięto się także na Szpicbródkę, a po dokładnym jego przeszukaniu odkryto dziwną "blaszkę"... Kalińska pisze: "W kieszeni Cichockiego funkcjonariusze znaleźli kopertę z tajemniczym napisem »Kr.N.Wog«. Znajdowała się w niej miedziana blaszka w kształcie ósemki oraz kilka kartek papieru z tajemniczymi planami. Policja nie wiedziała jeszcze, gdzie planowany jest ten wielki skok, o którym plotkują wszystkie meliny, i co oznaczają znalezione przy Cichockim rysunki. W dalszym postępowaniu ustalono, że przedstawiony jest na nich system alarmowy Banku Polskiego w Częstochowie, a miedziana blaszka pozwala go wyłączyć. Kasiarzy ostatecznie pogrążyło to, że policjanci znaleźli częstochowskie mieszkanie grupy Cichockiego, które przylegało do bankowego archiwum. W mieszkaniu zostały wykryte wszystkie koronne dowody planowanego napadu: narzędzia, gruz i butle z acetylenem".
Tak oto zbieg różnych niezaplanowanych okoliczności przyczynił się do schwytania króla kasiarzy "Szpicbródki"... jednak nie na długo. Przestępca przed sądem próbował udowodnić, że już wcześniej porzucił plany napadu na Bank w Częstochowie, ale sąd nie uwierzył mu i skazał go na 6 lat pozbawienia wolności. Cichocki próbował apelować, a sąd drugiej instancji też nie dał mu wiary. Jednak jak to często bywa słynny kasiarz potrafił także brawurowo uciekać z więzienia. W tym przypadku przebrał się za fryzjera i spokojnie, po przekupieniu kilku wartowników, wyszedł na wolność... ale nie na długo, bo schwytano go nieco później w związku z napadem na bank w Pabianicach.
Ciekawostką jest też fakt, że wojenne i powojenne losy Cichockiego nie są znane - Kalińska pisze: "Po wybuchu drugiej wojny światowej został wypuszczony na wolność i uciekł do ZSRR. Stamtąd dotarł do Iranu, a następnie skierował się do Afryki. Ostatni raz był widziany w obozie Kaja, gdzie został wysłany na pobyt czasowy. Potem wszelki ślad po nim zaginął".
My natomiast mieliśmy współcześnie dwie okazje do poznawania przynajmniej części jego życiorysu, znanych faktów z jego "artystycznej" działalności. Jedną z nich był filmowy musical Janusza Rzeszewskiego "Hallo Szpicbródka, czyli ostatni występ króla kasiarzy" z genialną rolą Piotra Fronczewskiego, a drugą okazją był film Juliusza Machulskiego "Vabank", gdzie słynnego kasiarza zagrał ojciec reżysera Jan Machulski - to właśnie tam ważną rolę w całej intrydze odegrała sławetna "blaszka" do blokowania instalacji alarmowej.
REKLAMA
PP
REKLAMA