Hrebenne: długie kolejki uciekających przed wojną. To głównie matki z dziećmi

W czwartek wieczorem na przejściu granicznym w Hrebennem panuje znacznie większy ruch niż było to w ciągu dnia. Nie zmienił się tylko widok matek z małymi dziećmi na rękach. - Podróż była męcząca, ale na Ukrainie jest o wiele straszniej - przyznaje jedna z nich.

2022-03-03, 22:58

Hrebenne: długie kolejki uciekających przed wojną. To głównie matki z dziećmi

Na przejściu granicznym w Hrebennem panuje w czwartek wieczorem znacznie większy ruch niż było to w ciągu dnia. Temperatura spadła poniżej zera. Uchodźcy i czekający na bliskich ogrzewają się przy koksownikach opalanych drewnem. Wiele osób chowa się przed wiatrem i zimnem w namiotach. Wolontariusze częstują wszystkich gorącą herbatą.

Co chwilę podjeżdżają busy straży pożarnej, które przewożą uchodźców z przejścia granicznego. Z jednego wysiada pochodząca z obwodu chmielnickiego Lena. W wózku śpi jej mała córeczka Ewa.

- Jechaliśmy dwanaście godzin. Podróż była męcząca, ale dużo straszniej jest na Ukrainie. Podczas podróży niczego nie widziałam, bo bałam się patrzeć przez okno - przyznaje.

>>> ROSYJSKA INWAZJA NA UKRAINĘ - zobacz serwis specjalny <<<

REKLAMA

Przy paleniskach w pobliżu przejścia granicznego ogrzewają się bracia Rostek i Swiatek, którzy przyjechali z Gdańska i czekają na swojego 11-letniego brata wracającego autobusem z Ukrainy.

- Brat jedzie sam bez matki, bo ona na razie zdecydowała się pozostać na Ukrainie, bo pracuje w szpitalu jako pielęgniarka. Nie wiemy, o której dokładnie godzinie będzie brat, ma do nas zadzwonić, jak tylko przekroczy granicę - tłumaczą młodzi mężczyźni pochodzący z obwodu iwanofrankowskiego. Pracują w Polsce jako mechanicy samochodowi.

"Udało nam się opuścić Kijów w ostatniej chwili"

Z kolei Wiktoria wypatruje swojej córki i rocznego wnuka, którzy uciekają przed wojną z obwodu winnickiego. - Na razie w naszym obwodzie jest względnie cicho, ale nie wiadomo na jak długo. Modliłam się, żeby szczęśliwie dojechały dzisiaj do granicy, bo na trasie mogło się przecież coś wydarzyć. Mój mąż i zięć zostali, by walczyć na Ukrainie. Oni sobie jakoś poradzą, ale małe dziecko lepiej, żeby było tutaj - mówi Wiktoria, która od czterech lat mieszka w Toruniu.

Wcześniej w ciągu dnia granicę w Hrebennem przekroczyła też nauczycielka matematyki z Kijowa Oksana. Decyzję o wyjeździe z 16-letnim synem podjęła w piątek wieczorem. - Udało nam się opuścić Kijów w ostatniej chwili przed bombardowaniem. Nie mam nikogo w Polsce, ale jestem w kontakcie z organizacją, która ma nam pomóc - dodaje.

REKLAMA

Od rozpoczęcia agresji Rosji na Ukrainę, lubelskie przejścia graniczne z Ukrainą przekroczyło prawie 300 tys. osób.

Czytaj także:

REKLAMA

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej