45 lat temu zginął Tom Pryce
45 lat temu zginął w wyścigu Grand Prix w RPA Walijczyk Tom Pryce.
2022-03-05, 04:00
Zauroczył się, zupełnie nie znanym w Walii, sportem
Tom Pryce był mechanikiem zajmującym się naprawą traktorów. Od dziecka interesował się motoryzacją. Przyszedł na świat 11 czerwca 1949 roku w niewielkiej miejscowości Ruthin, na północy Walii. Odkąd pamiętał chciał zostać kierowcą wyścigowym. Było mu niezmiernie trudno, bo w jego ojczyźnie nie było nikogo, kto mógłby mu pomóc. Ta część Wielkiej Brytanii nie miała żadnych tradycji w tej dyscyplinie sportu. W zawiązku z tym, Pryce wziął sprawy w swoje ręce. Wszystkie zarobione pieniądze zainwestował w wyścig na torze Silverstone leżącym w centralnej Anglii. Nagrodą, ale tylko dla zwycięzcy, był bolid Ford Lola T200. Tom wygrał te zmagania i w końcu mógł zacząć realizować dziecięce marzenia. Miał w tamtym momencie 20 lat.
- Gdyby był graczem rugby, jego nazwisko byłoby znane w całym kraju, ale tak było w tamtych czasach. W mediach i telewizji było bardzo mało relacji o wyścigach samochodowych, więc ludzie bardzo mało o nim wiedzieli - wspominał Dave Jones, przyjaciel rodziny Pryceów.
W końcu się doczekał
Jego marzeniem były występy w Formule 1, najbardziej prestiżowym cyklu wyścigów samochodowych. Udało mu się do niej dostać dopiero w 1974 roku. Żadna ze znanych stajni nie chciała go przyjąć. Miał już 25 lat i praktycznie żadnego doświadczenia w wyścigach na tym poziomie. Jednak w F1 pojawiały się nowe zespoły chcące w niej zaistnieć. Takim był Token. I w jego barwach Pryce zadebiutował na Grand Prix Belgii. Startował z 20. miejsca. Ukończył 66 pętli z 85 jakie były przewidziane. Z dalszej rywalizacji wyeliminowała go kolizja z reprezentującym Republikę Południowej Afryki Jody Scheckterem. W tym wyścigu udowodnił, że jest bardzo obiecującym kierowcą.
- Myślę, że ludzie, którzy są zaangażowani w wyścigi samochodowe i coś osiągnęli, mają zdolność dostrzegania talentów. Było zupełnie jasne, że zdolności Toma przewyższały jego rówieśników - zauważył John Watson komentator sportowy stacji telewizyjnej, BBC.
REKLAMA
Zmiana teamu
Znaleźli się tacy, którzy zauważyli jego wielkie możliwości. Byli to zarządzający zespołem Shadow Racing Cars. Zadebiutował w nowych barwach na GP Holandii na torze Zandvoort. I znowu nie udało mu się ukończyć zawodów. Tym razem wyeliminował go wypadek, w jakim brał udział razem z niemieckim kierowcą Hansem Joachimem Stuckiem. Już po roku zaczął odnosić pierwsze sukcesy. W GP Austrii, które odbyło się na Osterreichringu wystartował z 15. miejsca. Szybko przesuwał się do przodu. Zakończył wyścig na trzeciej pozycji za zwycięzcą Włochem Vittorio Brambillią i Anglikiem Jamesem Huntem. Wykazał się wybitną techniczną jazdą na bardzo trudnym śliskim od deszczu torze. W styczniu 1976 r. na GP Brazylii, które odbyło się na Interlagos także stanął na najniższym stopniu podium. Pokonali go, pierwszy na linii mety Austriak Niki Lauda a drugi był Francuz Patrick Depailler.
Zupełnie bezsensowna tragedia
5 marca, 45 lat temu, odbyło się GP RPA na torze Kvalami. Pryce, jak to miał w zwyczaju, startował z odległego 15 miejsca.
- Zaczął dość daleko, ale przedzierał się bardzo sprawnie do przodu, do momentu, kiedy jego koledze z drużyny zepsuł się samochód i zjechał na pobocze toru - wspominał Jones.
Stało się to na 21 okrążeniu. Włoch Renzo Zorzi jeżdżący także dla Shadow Racing Cars musiał zjechać z asfaltu w związku z awarią paliwa. Gdy stanął wokół jego bolidu pojawił się ogień. Kierowca natychmiast zaczął ewakuować się z samochodu. Pech polegał na tym, że stało się to tuż za niewielkim wzniesieniem. Pojazd był niewidoczny dla jadących z tyłu kierowców. Jak tylko pojawiły się płomienie dwóch porządkowych, którym nikt nie wydał zgody na reakcję, zdecydowało się przebiec przez tor aby rozpocząć akcję gaszenia. Nie było żadnej szansy aby ktokolwiek ze ścigających się mógł ich dostrzec. W tym samym momencie na wzgórku pojawiły się pojazdy Stucka i Pryce’a. Mknęły z prędkością 270 kilometrów na godzinę. Niemiec, jadący jako pierwszy, jakimś cudem ominął biegnących po torze. Walijczyk, który ich nie widział, nie miał szansy na jakąkolwiek reakcję. Po prostu rozerwał na strzępy jednego z nich. Zidentyfikowano go dopiero wtedy, kiedy jakiś czas po wypadku zabrano wszystkich porządkowych i sprawdzono kogo brakuje. Okazało się, że był nim 19 letni Jansen Van Vuuren.
REKLAMA
Wyścigówka Toma nie miała na sobie praktycznie żadnych oznak uderzenia. Lekkiemu uszkodzeniu uległ prawy bok bolidu. Jednak pojazd zaczął dziwnie się poruszać. Uderzył w auto Francuza Jacquesa Laffite’a. Wysiadł on z samochodu i pobiegł wściekły do Toma. Dopiero kiedy do niego dobiegł zdał sobie sprawę z ogromu tragedii. Okazało się, że biegnący przez tor porządkowy niósł ze sobą kilkukilogramową gaśnicę. W momencie kiedy został uderzony przez pojazd Walijczyka wyleciała mu ona z rąk i trafiła w kask kierowcy. Siła uderzenia była tak duża, że pasek przytrzymujący okrycie głowy Pyrce’a praktycznie odciął mu głowę. Walijczyk zginął na miejscu.
Mimo tej niewyobrażalnej tragedii wyścig nie został przerwany. Zakończył się zwycięstwem Laudy.
- Nie było żadnej radości ze zwycięstwa - wspominał kierowca, który zajął pierwsze miejsce w GP RPA.
Konsekwencje tragedii
Po tym wydarzeniu władze Formuły 1 natychmiast wprowadziły bardzo surowe przepisy dotyczące poruszania się porządkowych po terenie, na którym obywają się wyścigi. Także system informowania o zagrożeniu, żółtymi i czerwonymi flagami, został bardzo dokładnie opisany. Od tamtej pory używane są one natychmiast w razie jakiegokolwiek zagrożenia.
REKLAMA
Mural poświęcony walijskiemu kierowcy wyścigowemu
Tom Pyrce zakończył swoją karierę zdecydowanie za szybko. Mógł być jednym z najlepszych kierowców Formuły 1. Na jego cześć ufundowano pomnik w jego rodzinnej miejscowości Ruthin. Mural został stworzony przez lokalnego rzeźbiarza Neila Dalrymple’a. Przedstawia popiersie rajdowca z dwoma pojazdami wyścigowymi, na tle widoku jaki rozpościera się z miasteczka na pobliskie wzgórza.
Fundusze na jego budowę zostały zebrane przez czołowe postacie z całej branży motoryzacyjnej. Inicjatorem był David Richards prezes Aston Martin, który współpracował z Tomem Pyrecem w czasie kiedy ten ścigał się na torach Formuły 1.
Pośmiertnie nazwano Walijczyka „Jamesem Deanem wyścigów samochodowych”. Człowiekiem, który miał przed sobą wspaniałą karierę, którą przerwał tragiczny wypadek.
Źródła: sahistory.org.za, blecherreport.com, bbc.com, historypoints.org, walesonline.co.uk
REKLAMA
AK
REKLAMA