51 lat temu urodził się Grzegorz Mielcarski
51 lat temu urodził się Grzegorz Mielcarski, napastnik, wicemistrz olimpijski z Barcelony.
2022-03-19, 05:00
Spełnione marzenia
Polska reprezentacja młodzieżowa zakwalifikowała się na XXV igrzyska, które obyły się w 1992 roku w hiszpańskiej Barcelonie. Pod wodzą selekcjonera Janusza Wójcika rozegrała jeden z najlepszych turniejów w naszej historii. Nawiązała do wybitnych sukcesów drużyny narodowej prowadzonej przez Trenera Tysiąclecia Kazimierza Górskiego. Za jego czasów wywalczyliśmy złoto i srebro olimpijskie. Członkiem ekipy biało czerwonych, występującej w Katalonii, był Grzegorz Mielcarski. Wszedł na boisko w 76 minucie w drugim meczu przeciwko Włochom. To był jego jedyny występ. Swoją obecność na murawie zaznaczył zdobytą w ostatniej akcji pojedynku bramką. Wygraliśmy 3:0. W grupie zajęliśmy pierwsze miejsce. Na początku turnieju pokonaliśmy 2:0 Kuwejt. Na koniec potyczek w pierwszej fazie rozgrywek zremisowaliśmy ze Stanami Zjednoczonymi 2:2. W drodze do finału pokonaliśmy Katar 2:0 oraz 6:1 Australię. W walce o najwyższy laur igrzysk ulegliśmy gospodarzom. Ty samym stanęliśmy na drugim stopniu podium.
- Doszliśmy do finału wielkiej imprezy, osiągnęliśmy wielki sukces (…) Na igrzyskach wygraliśmy więcej, niż może się wydawać. Przegraliśmy z gospodarzami dopiero w finale, 2:3, tracąc gola w ostatniej minucie, na stadionie, na którym siedziało 90 tysięcy Hiszpanów. Naszymi rywalami byli zawodnicy Barcelony, Atletico czy Realu, którzy po prostu chcieli wygrać mecz, my mieliśmy w głowach wszystko, swoją przyszłość, lepszych pracodawców, marzenia - wspominał Mielcarski.
Od tamtej pory nie udało się polskiej reprezentacji osiągnąć takiego sukcesu.
Mama walczyła o jego piłkarską karierę
W Chełmnie nad Wisłą, niedaleko Bydgoszczy przyszedł na świat Grzegorz Mielcarski. Miało to miejsce 19 marca 1971 roku. Gdy miał kilka lat rodzice zdecydowali się na rozstanie. Powodem była choroba alkoholowa taty. Mama robiła wszystko aby jej dwóm synom niczego nie brakowało. Jednak ich sytuacja nie była łatwa. Bracia pomagali jak mogli. Dorabiali rozładowując wagony kolejowe. Tata mimo swoich problemów także próbował pomóc.
REKLAMA
- Chodziłem po kilka kilometrów do warsztatu samochodowego swojego ojca. Dawał mi wtedy do wyczyszczenia felgi, za co dostawałem jakieś kieszonkowe - wspominał przyszły wicemistrz olimpijski.
Ucieczką od codzienności była dla niego piłka nożna. Mama uznała, że to bardzo dobra przyszłość dla jej pociechy. Robiła wszystko aby został piłkarzem. Dzwoniła do klubów i trenerów aby tylko zajęli się jej synem. Z drugiej strony chciała uchronić go od wpadnięcia w nie najlepsze towarzystwo.
- Na pewno grałbym w piłkę na poziomie lokalnym, pewnie strzelałbym trochę goli. Tyle że moje życie mogło znaleźć się na krawędzi. Łobuzem nie byłem, ale cechowała mnie odwaga, byłem zdecydowany, wszędzie było mnie pełno. Ocierałem się o każdy dobry, ale też zły fragment życia - zauważył urodzony w Chełmnie futbolista.
Działania mamy i jego talent spowodowały, że został juniorem lokalnego Orła. Miał 15 lat kiedy rozpoczął swoja karierę. Rok później zasilił Polonię z pobliskiej Bydgoszczy.
REKLAMA
Wypłynął na szerokie wody
Występy w zespołach młodzieżowych klubu ze stolicy województwa Kujawsko Pomorskiego zwróciły na niego uwagę skautów Olimpii Poznań. Występowała ona w tamtym czasie w najwyższej klasie rozgrywkowej. W I lidze zadebiutował w zremisowanym 1:1 meczu ze Śląskiem Wrocław. Miał 19 lat. Bardzo dobrze radził sobie pod bramką przeciwnika. W 88 pojedynkach w barwach klubu ze stolicy Wielkopolski zdobył 28 goli. W 1993 r. zgłosił się po niego szwajcarski klub Servette FC. Jednak jego pierwszy wyjazd za granicę nie bardzo się udał. W ciągu jednej rundy rozegrał tylko 6 pojedynków w których raz trafił do siatki przeciwników. Powrócił do kraju. Zasilił szeregi Górnika Zabrze. Krótko potem na chwilę zawitaj na powrót do Olimpii, z której przeszedł do łódzkiego Widzewa. W nowych barwach zadebiutował w listopadzie 1994 r. w potyczce przeciwko Rakowowi Częstochowa. Pojedynek zakończył się remisem 2:2. Kluczową dla jego dalszej kariery okazał się mecz z Hutnikiem Kraków w czerwcu następnego roku. Mielcarski zaliczył w nim hat-tricka. Jak się później okazało na stadionie byli wysłannicy jednego z europejskich potentatów.
Klub z północy Portugalii
Bardzo dobra postawa napastnika Widzewa spowodowała, że zaczęły się nim interesować zespoły z lig europejskich. Jednym z nich był klub z Półwyspu Iberyjskiego.
- Gdyby nie Józef Młynarczyk, tego transferu prawdopodobnie by nie było. Było dwunastu kandydatów na napastnika w FC Porto i szczerze mówiąc nie wierzyłem, że mogę wygrać tę rywalizację - stwierdził Grzegorz Mielcarski.
Dzięki ikonie Futebol Clube do Porto, którą był polski bramkarz, udało się. Mielcarski został wybrany i przez kolejne cztery sezony bronił barw Dragoes (Smoków). Niestety przez bardzo poważny uraz nie mógł w pełni pokazać swoich umiejętności. Niemniej został posiadaczem czterech tytułów mistrza Portugalii oraz jednego krajowego pucharu.
REKLAMA
- Przydarzyła się kontuzja. Wkładałem dużo wysiłku w rehabilitację. Chciałem jak najszybciej wyzdrowieć. Wróciłem na boisko po trzech miesiącach od zerwania więzadła krzyżowego. Przed meczem na murawę wyprowadzał mnie wiceprezydent i uniósł moją rękę do góry. Cały stadion zaczął klaskać. Byłem w szoku (…) Niepotrzebnie aż tak mocno zaangażowałem się w rehabilitację i przesadziłem - zauważył Mielcarski.
Sytuacja ta spowodowała, że w czasie swojego pobytu na Półwyspie Iberyjskim rozegrał tylko 41 spotkań, w których zdobył zaledwie 8 bramek.
Nie powrócił już do dawnej formy. Po odejściu z Porto próbował swoich sił w hiszpańskiej UD Salamance. Później zawitał do Pogoni Szczecin. Trafił na jeden sezon do greckiego AEK Ateny. Karierę zakończył w 2003 r. reprezentując Amicę Wronki.
Niestety także w seniorskiej reprezentacji naszego kraju nie bardzo mu się układało. Po zdobyciu srebra na igrzyskach w Barcelonie wystąpił tylko w 10 spotkaniach na przestrzeni 7 lat. Zdobył tylko jedną bramkę.
REKLAMA
Nie rozstał się z futbolem
Jego rozbrat z piłką nożną trwał tylko kilka miesięcy. Dostał bardzo ciekawą propozycje od ówczesnego prezesa Wisły Kraków S.A.
- Zaprosiłem do współpracy z klubem Grzegorza Mielcarskiego. Widziałem jak radził sobie w otoczeniu działaczy piłkarskich podczas Euro2004. Będzie zajmował się scoutingiem głównie na południu Europy, gdzie występował - wyjaśnił Janusz Basałaj.
Były piłkarz Porto ściągnął do klubu Jakuba Błaszczykowskiego oraz rumuńskiego trenera Dana Petrescu. Jednak nie bardzo umiał porozumieć się z klubowymi działaczami po rezygnacji Basałaja. Postanowił odejść na początku 2006 roku. Znalazł nową pasję. Jest nią komentowanie futbolowych wydarzeń. Na tym polu realizuje się po dzień dzisiejszy. Jest częstym gościem TVP Sport i innych kanałów telewizyjnych poświęconych piłce nożnej.
W 2009 r. został nominowany do Wydziału Zagranicznego Polskiego Związku Piłki Nożnej.
REKLAMA
- Dwukrotnie byłem jednym z kandydatów do pełnienia jakiejś funkcji, raz przez stronę internetową ogłoszono nawet, że wszedłem w struktury działu zagranicznego. Wybrali mnie na jakimś kolegium, tylko że zapomnieli mnie o tym poinformować - stwierdził Mielcarski.
Nie podjął współpracy z władzami polskiej piłki nożnej.
Źródła: sport.onet.pl, fc-porto.pl, polskieradio.pl, sportowefakty.wp.pl, historiawisly.pl
AK
REKLAMA
REKLAMA