85 lat temu urodził się Edward Budny
Edward Budny - biegacz narciarski. Już jako szkoleniowiec ojciec sukcesów Józefa Łuszczka.
2022-05-24, 05:00
Kozy to największa wieś w Polsce. Liczy sobie przeszło 13 tys. mieszkańców. W niej 24 maja 1937 roku przyszedł na świat Edward Budny. Dzieciństwo zabrała mu agresja Niemiec na nasz kraj. Wszystko się zmieniło po odzyskaniu niepodległości.
- Kiedyś byłem zjazdowcem, skakałem na nartach. Ale mając 15 lat, złamałem nogę. Od tego czasu biegam. Po wojnie życie było zupełnie inne. Wszyscy byliśmy zachłyśnięci wolnością. Ja pochodzę z Kóz, 7 kilometrów od Bielska-Białej. Przepiękna miejscowość! Tam co tydzień lub dwa były organizowane biegi, i latem, i zimą, także dla młodzieży - wspominał Budny.
Jego wybitne uzdolnienia do sportów zimowych odkrył szkoleniowiec lokalnego klubu Kolejarz Bolesław Kruczka. Edward w jego szeregach stawiał pierwsze profesjonalne kroki. W tamtych czasach o losie wybitnych młodych sportowców decydowała armia. 20 letni młodzian musiał iść w kamasze. Z otwartymi rękami czekali na niego trenerzy Wojskowego Klubu Sportowego Zakopane. Tam rozwinął swoje skrzydła. Już w 1960 roku wywalczył pierwszy tytuł wicemistrza Polski. Stanął na drugim stopniu podium w sztafecie 4 x 10 kilometrów. Debiutancki czempionat, z pięciu które są w jego kolekcji, zdobył trzy lata później w rywalizacji indywidualnej na dystansie 15 km. Sukcesy te spowodowały, że został powołany na najważniejszą imprezę sportową świata.
IX olimpiada zimowa
Gospodarzem igrzysk był austriacki Innsbruck. Naszą drużynę poprowadziła dwójka selekcjonerów Tadeusz Kaczmarczyk i Tadeusz Kwapień. Zabrali ze sobą czterech biegaczy. Budny został wytypowany do trzech konkurencji. 2 lutego 1964 r. pobiegł na dystansie 15 km. Rywalizacja za bardzo mu się nie udała. Zajął dopiero 28 miejsce. Wśród naszych reprezentantów był drugi. Najwyżej sklasyfikowano Józefa Rysulę. Był on 21. W drugiej batalii zawodnicy ścigali się na 30 km. Tam także nie udało się niczego wywalczyć. Urodzony w Kozie narciarz uplasował się dopiero na 35 pozycji. Na obu tych dystansach tryumfował Fin Eero Mantyranta. Na koniec zawodów rywalizowano w sztafecie 4 x 10 km. Pobiegliśmy w składzie Józef Gut Misiaga, Tadeusz Jankowski, Rysula oraz Budny. Polska przecięła linię mety na 8 miejscu ze stratą nieco poniżej 9 sekund do zwycięzcy ekipy ze Szwecji.
REKLAMA
Miał plan na swoje życie
Budny ścigał się jeszcze przez 6 lat. Trzykrotnie brał udział w czempionatach globu, ale bez powodzenia. Już w tym czasie uznał, że po zakończeniu kariery będzie zajmował się przekazywaniem swojej wiedzy młodszym pokoleniom. W związku z tym został słuchaczem Studium Trenerskiego na Akademii Wychowania Fizycznego w Krakowie. Tam uzyskał szkoleniowe szlify. Mając za sobą bogatą karierę i olbrzymie doświadczenie jako zawodnik bardzo szybko znalazł pracę w wyuczonym zawodzie. Okazało się, że ma niebywały dryg do tego fachu. Zaraz po ukończeniu studiów zaproszono go do poprowadzenia reprezentacji biało czerwonych. I już po roku przyszedł olbrzymi sukces. Jego podopieczny Jan Staszel wywalczył pierwszy w naszych dziejach medal mistrzostw świata. Zdobył brąz na dystansie 30 km na czempionacie globu rozegranym w szwedzkim Falun. Ale to nie było ostatnie słowo szkoleniowca. Cztery lata później w jego talii pojawił się prawdziwy as. Nazywał się Józef Łuszczek. Wielkimi krokami zbliżały się zawody o prymat na świecie w fińskim Lahti.
- Wiedziałem (…), że jedziemy po medal, więc jeszcze przed wyjazdem za własne pieniądze kupiliśmy garnitury. Nie mówiłem o złocie, bo nie jestem hochsztaplerem, ale jednego medalu byłem pewny. Garnitury były po to, żeby się ładnie ubrać na konferencję prasową. Wierzyliśmy w sukces święcie - zauważył Budny.
Jak się okazało nie rzucał słów na wiatr. Pierwszą konkurencją był bieg na 30 km. Ku zaskoczeniu obserwatorów na najniższym stopniu podium stanął nieznany nikomu Polak. Dwa dni później wszystkim w naszym kraju odjęło mowę z wrażenia. Łuszczek biegł jak natchniony. Na mecie zameldował się z najlepszym czasem 49:09,37 minuty. Drugi był reprezentant ZSRR Jewgienij Bielajew, który stracił do naszego narciarza przeszło dwie sekundy. Trzeci Fin Juha Mieto był dokładnie o 5 wolniejszy. Wywalczyliśmy pierwszy raz w dziejach startów na czempionacie globu złoty medal.
- Potrafił się w czasie biegu doskonale odnawiać. Ważna też jest zdolność poboru tlenu - 75 procent daje natura, a 25 procent można wytrenować. Wydolność Józka w tym okresie wynosiła 86 mililitrów na kilogram ciała. Była to jedna z najlepszych wydolności na świecie - omówił Budny tajemnicę sukcesu swojego zawodnika.
REKLAMA
Tajemnicę tych wspaniałych osiągnięć upatrywano także w fachowym warsztacie selekcjonera. Wprowadził do treningów wszystkie nowinki ówczesnego sportu. Jednym z nich było odżywianie. Jest pierwszym szkoleniowcem, który aplikował swoim zawodnikom owocowe mikstury mające uzupełniać różnego rodzaju braki w organizmie zawodników powstałe na skutek olbrzymiego wysiłku fizycznego. Przygotowywała je jego małżonka Weronika Stempak-Budny. Biegaczka narciarska, trzykrotna uczestniczka igrzysk olimpijskich. Za wybitne osiągnięcia na czempionacie globu uhonorowali go polscy kibice. Został okrzyknięty Trenerem Roku 1978 w plebiscycie Przeglądu Sportowego.
Jednak już takiego sukcesu jak w Lahti nie osiągnął. Ostatnimi zawodami na jakich prowadził biało czerwonych był czempionat w austriackim Seefeld in Tirol. Nie osiągnęliśmy tam wybitnych rezultatów.
- Na tych mistrzostwach (…) panowała istna wolna amerykanka. Każdy biegł takim stylem, jakim wolał. Wtedy były już nowe specjalne narty, właśnie do kroku łyżwowego. W Seefeld „łyżwiarze” powygrywali więc wszystko - wspominał Edward Budny.
Po tych zawodach zakończył współpracę z kadrą narodową.
REKLAMA
Aktualnie realizuje się w roli działacza. Udziel się w strukturach Tatrzańskiego Okręgu Związku Narciarskiego.
Źródła: olimpijski.pl, sport.onet.pl, przegladsportowy.pl, gdymilknaoklaski.pl,
AK
REKLAMA